To już klasyka maska, ale zawsze świetnie się sprawdza. Pogrubia, wydłuża, poczernia. Można nią zrobić makijaż dzienny i wieczorowy, jeśli nałoży się kilka warstw tuszu.
Pięknie podkręca, rzęsy są długie, lśniące, czarne od nasady po końce. Szczoteczka dociera nawet do najmniejszych włosków. Jednocześnie nie jest to efekt sarenki Bambi.
Jeden z moich must have. Dlaczego? Bo doskonale poprawia kondycje rzęs. działa jak maska na włosy. Są po niej delikatniejsze, nie kruszą się. Efekt makijażu - rzęsy grubsze, mega czarne, z połyskiem. Jak krem z kolagenem.
To moje najnowsze odkrycie, mimo, że maskara nie jest na rynku nowością. Idealna, zwłaszcza ładnie wydłuża i modeluje kształt - lubię rzęsy zaczesane w bok do zewnętrznego kącika, tak by oko miało bardziej migdałową linię.
Doskonale się rozprowadza, bez grudek. Wystarczy kilka pociągnięć szczoteczką, by wszystkie rzęsy były idealnie wytuszowane. Ładnie zagęszcza optycznie, kilka osób pytało mnie, czy dokleiłam sztuczne rzęsy, gdy jej używałam. Mimo to makijaż nie jest teatralny, nie ma efektu "rzęsy jak grabie", co czasem wytykają moi koledzy zbyt zmalowanym damom (te ze zbyt długimi sztucznymi rzęsami zwą w delikatnej wersji "krówkami").