Od niedawna
australijskiej firmy Becca są dostępne na naszym rynku. Już jakiś czas temu zaciekawiła mnie ta marka: założyła ją doświadczona, kreatywna wizażystka, zawodowcy wyrażali dobre opinie na temat jej produktów. Podkreślano zwłaszcza dobrą jakość
i rozświetlaczy, dających ponoć znakomity efekt pięknej, ale naturalnej cery. Ja postanowiłam wziąć na pierwszy ogień produkt, który mnie zaciekawił i który, miałam nadzieję, i mą kreatywność pozwoli wykazać. Wybrałam kosmetyk wielozadaniowy i nie zawiodłam się.
'Beach tint' polski dystrybutor marki nazwał 'farbką' i w pełni zgadzam się z tym określeniem. To preparat koloryzujący o konsystencji aksamitnej, żelowej plakatówki, zamknięty w aluminiowej tubie. Występuje w dwóch odcieniach - watermelon (mniej więcej arbuzowa czerwień ) i peach. Oba kolory w testerze i po wyciśnięciu na dłoń, zwłaszcza większej ilości, wydają się dość intensywne. Na skórze kolor farbki się zmienia - jest bardzo delikatny, łatwo go dozować, wzmacniając efekt. To ważne, bo produkt jest wodoodporny i trudno pozbyć się nadmiaru 'farbki', kiedy przedobrzymy. Konsystencja jest świetna - żel ma bardzo dobry poślizg, ale absolutnie nie typu silikonowego i pozwala pokryć skórę bardzo cienką warstwą. Zupełnie nie czuje się jej na skórze - przeciwnie, mam wrażenie, że w nią 'wsiąka'.
Farbka według producenta ma służyć do makijażu policzków i ust - może być stosowana jako zamiennik blusha i pomadki, ale także jako wzmacniacz już stosowanych kosmetyków. Efekt użycia tego produktu przypomina mi płynnego Benetint'a Benefita: policzki wyglądają niesmowicie naturalnie, a jednak w widoczny sposób są podkreślone. I nie jest to rumieniec Pyzy na polskich dróżkach, a subtelny, trójwymiarowy cień. Miałam też poczucie, że ten kolor zmienia się i dostosowuje do karnacji: na różnych podkładach otrzymywałam inny, ale piękny efekt. Preparat stosuję: 1. samodzielnie i pod podkład - daje wtedy efekt lekkich, naturalnych rumieńców; 2. samodzielnie i na podkład - zamiast różu; 3. samodzielnie, na podkład - do wymodelowania rysów twarzy (sprawdza się tak dobrze jak Puder Rzeźbiący Shiseido); 4. jako pomadkę - farbka położona samodzielnie daje fajny efekt naturalnych, 'pełnych' ust, 5. jako wzmacniacz - gdy nakładam na warstwę farbki błyszczyk, ożywia go, podbija jego kolor i utrwala jego żywot na ustach, 6. zaryzykowałam i również w sytuacji podbramkowej użyłam go jako cień do oczu (bez podrażnienia).
Dla mnie superplusem tego kosmetyku jest jego wielozadaniowość, przyjemność i łatwość użycia (z produktem Benefita nie jest tak łatwo), jakość otrzymanego efektu i - wreszcie - jego trwałość. Farbka jest odporna nie tylko na wodę, ale - jak informuje producent - również na pocałunki. Poczynione przeze mnie badania terenowe pozwalają mi przychylić się do tej opinii - makijaż jest trwały, a ofiara pozostaje bez śladów naszej aktywności.
Produkt zmywa się łatwo mleczkiem lub żelem.
Wydajność spora: odrobina koloryzanta na czubku palca wystarcza mi i na policzki i na usta.
Opakowanie: wygodne, z przedłużonym 'lejkiem' ułatwiającym wydobycie już minimalnej ilości kosmetyku.
Współpraca z innymi kosmetykami: nie pogryzł się z żadnym produktem oprócz mineralnego różu (ale to już mój błąd, że zmieszałam te dwa produkty)
Możliwość podrażnień: niska - firma nie stosuje parabenów i utrwalaczy. Mnie również skóry nie wysuszył.
Cena: według mnie przystająca do efektów i wydajności - 103 zł .
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!