Ofiary boomu ślubnego

Młodzi w ostatnich latach masowo brali śluby, teraz masowo się rozwodzą. Już co czwarty rozwód w Polsce biorą dwudziestokilkulatki z zaledwie 5-letnim małżeńskim stażem

- Czy mnie bił? Oczywiście, że nie. To nie był jakiś strasznie zły związek, normalne małżeństwo. Praca, dom, wspólne wakacje, narty. Tylko, czy na tym ma polegać małżeństwo? Chyba właśnie dlatego, że było takie zwykłe, uznałam, że dłużej tego nie zniosę - opowiada Justyna, 28-latka z podwarszawskiego Legionowa. Po trzech latach małżeństwa z 29-letnim Grzegorzem wniosła o rozwód. On też nie chce już tego ciągnąć. - Widocznie się nie dopasowaliśmy. Dobrze, że to wyszło tak wcześnie - ocenia.

Młodych małżeństw, w których "to wychodzi tak wcześnie" jest coraz więcej. Jeszcze dekadę temu rozpadało się zaledwie 10 tys. związków z góra 5-letnim stażem, to w zeszłym roku było ich już 16,5 tys. (wzrost o ponad 60 proc.). Już co już co czwarty - z 65 tys. orzekanych rocznie przez sądy rozwodów - dotyczy małżeństw najwyżej 5-letnich. Zaś par, którym nie udaje się dotrwać nawet do drugiej rocznicy ślubu przybywa o 4 tys. rocznie (dekadę temu ok. 2 tys.).

Wielu określa się jako ofiary ślubnego szaleństwa ostatnich lat, kiedy w związki zaczęło wstępować po 250 tys. par rocznie (dekadę wcześniej 150 tys.). - Wszyscy znajomi brali śluby. Kwiatki, suknie, kapela czy DJ na weselu - głównie o tym się rozmawiało. Też postanowiliśmy zalegalizować związek. Wybraliśmy ślub kościelny. Nie żałuję, bo to wszystko było miłe, ale chyba się pośpieszyliśmy - mówi Andrzej z Warszawy (28 lat), który rozwiódł się w zeszłym roku. On i jego była żona już są w następnych związkach. Z "byłą" się lubią, ale kontakt się urwał.

Skąd ta epidemia szybkich rozwodów? - Młode pokolenie dużo szybciej podejmuje wszelkie decyzje. O wstępowaniu w związek i zerwaniu też. Często biorą śluby pod wpływem chwili i tak samo się rozwodzą - mówi Beata Filar, psycholożka, która prowadzi porady dla rodzin. Jej zdaniem, młodzi decydują się na ślub głównie z powodu erotycznej fascynacji. - Gdy ona wygasa lub pojawia się inny obiekt pożądania, dwudziestokilkulatek idzie za głosem natury.

- Rzadziej niż starsi godzą się na bylejakość niż starsi. Gdy dostrzegają, że coś w związku jest nie tak - mąż za dużo pracuje i nie ma czasu dla żony, nasilają się kłótnie - podejmują szybką decyzję, by dalej w to nie brnąć. Uważają, że skoro już dziś nie jest super, to potem może być tylko gorzej. Boją się utknąć w czymś, w czym będą się męczyć do końca życia - dodaje.

Jej zdaniem, strach wynika m.in. z negatywnego obrazu małżeństw rodziców. - Starsi popełniają błąd, kłócąc się na oczach dzieci i nie okazując sobie przy nich czułości.

Nawet wspólne dziecko nie zatrzymuje młodych w związku. Coraz częściej rozwód proponują kobiety, bo są samodzielne, nie muszą polegać finansowo na mężu. - To, że kobieta wychowuje samotnie dziecko, nie stygmatyzuje jej i nie odstrasza mężczyzn. Zresztą oni często też mają dzieci z poprzednich małżeństw - mówi Beata Filar.

Prof. Tadeusz Popławski, socjolog z Politechniki Białostockiej, podkreśla, że krytyczny okres zawsze wypadał po 6-7 latach od ślubu. - Dziś młodzi często żyją ze sobą przez kilka lat przed sformalizowaniem związku. Więc kryzys przychodzi szybciej, 2-3 lata po ślubie - mówi. Jako winowajców wskazuje też kredyty. - Jedno obwinia drugie, że za mało pieniędzy, albo że za dużo pracuje i nie ma czasu dla rodziny. Parom, które cały czas pracują na spłatę rat i razem spędzają właściciwie tylko w weekendy, trudno się zgrać.

Jego zdaniem efektem fali rozwodów będzie teraz odwrót od formalizacji związków.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.