Jedyne, co jest pewne, to noc - rozmowa z hiszpańską pisarką Carlą Montero

Prawniczka, po studiach biznesowych, matka czwórki. Bestsellerowa hiszpańska pisarka. Kiedy Carla Montero znajduje czas na pisanie?

Jak pani to robi, że mając czworo dzieci, napisała pani 600-stronicową powieść?

- Jak dla każdego dzień ma dla mnie 24 godziny. Nie muszę jednak chodzić na konkretną godzinę do biura, nie ścigają mnie terminy. Ale jeśli zajmuję się dziećmi to nie piszę. Niestety nie jestem za bardzo zdyscyplinowana, wystarczy, że jedno z dzieci zachoruje i cały mój plan bierze w łeb. Jedyne, co jest pewne, to noc. Kiedy w domu zapada cisza, siadam przy biurku przy oknie z widokiem na spokojną madrycką ulicę, zapalam świeczki, przygotowuję filiżankę herbaty i mogę się brać do pracy. Czasem uda się ukraść chwilę w ciągu dnia gdy dzieci są w szkole, odrabiają lekcje czy się bawią - to super. Mam zawsze pod ręką notes, gdyby coś wpadło mi do głowy, i po całym domu noszę ze sobą laptopa.

Z wykształcenia jest pani prawnikiem, a książki pisze historyczne. Skąd ta tematyka - nie kusiły panią thrillery w stylu Grishama?

- Historia zawsze była moją pasją. Studiowałam prawo, bo rodzice przekonali mnie, bym wybrała kierunek, po którym dostanę dobrą pracę. Ale jeżeli masz jakąś pasję, to ona prędzej czy później się ujawni - u mnie ujawniła się w książkach.

Pani debiutancka powieść rozgrywa się tuż przed pierwszą wojną światową. To ostatnio dość popularny okres w popkulturze - mamy brytyjskie seriale "Downton Abbey" i "Koniec defilady", hollywoodzki "Czas wojny" Spielberga, nowy cykl powieściowy Jeffreya Archera. Czy wybór tego momentu to była intuicja, czy po prostu szczególnie on panią interesuje?

- Kiedy jakieś 10 lat temu zdecydowałam się napisać "Wiedeńską grę", I wojna światowa wcale nie była modna. Uważałam, że niesprawiedliwie została zapomniana przez literaturę, kino, przez publiczność. Lata przed pierwszą wojną światową, kiedy rodzi się konflikt, są dla mnie pasjonujące - to czas przemian politycznych, kulturalnych, obyczajowych.

Druga książka to już druga wojna i znów głośny obecnie temat - kradzież dzieł sztuki przez nazistów. Jak od strony merytorycznej przygotowuje się pani do pisania?

- Pisząc "Wiedeńską grę", przez kilka miesięcy czytałam materiały historyczne, by poznać realia epoki, ale nie potrzebowałam szczegółowych badań nad postaciami. Przy "Szmaragdowej tablicy" było zupełnie inaczej. Temat rabunku dzieł sztuki przez nazistów wymagał wiele czytania - najpierw w internecie, potem z konkretnymi problemami szłam do bibliotek, szukałam specjalistycznych książek. Nie piszę książek historycznych, dokumentalnych, ale powieści. Nie chcę też zanudzić czytelników nadmiarem faktów.

Decydując się na pisanie o postaciach historycznych, musi pani chyba jednak liczyć się z faktami? Na początku "Szmaragdowej tablicy" jest scena, która przykuła moją uwagę - Hitler zostaje sam w gabinecie i kładzie nogi na biurku. Czy to fakt historyczny, czy wyobraźnia?

- Hitler jest, oczywiście, postacią historyczną, której wygląd i sposób zachowania znamy. Ale ja, jak i zapewne wiele innych osób, zastanawiałam się, jaki był za zamkniętymi drzwiami. I ta scena to moja licentia poetica. Chciałam też być nieco ironiczna.

O czym będzie pani trzecia książka?

- O modelkach pozujących malarzom do obrazów w czasie, gdy moralność w społeczeństwie była jeszcze dość restrykcyjna. One - nie będąc prostytutkami - decydowały, że będą zarabiać na życie, rozbierając się dla mężczyzn. Nie będą to modelki konkretnego malarza, konkretnej postaci historycznej, ale jego osobowość oparta jest na rzeczywistych malarzach, w tym na Gustawie Klimcie. Jest gotowa - w Hiszpanii ukaże się wiosną.

Czyli wracamy do Wiednia... No właśnie, Madryt, Wiedeń, Paryż - pani bohaterowie podróżują, pani też lubi podróżować. Ale czy pisarskie tournée promocyjne można do podróży zaliczyć?

- Po rodzinie i pisaniu podróże to moja trzecia pasja. Niestety nie mam na to aż tyle czasu, ile bym chciała, na szczęście pisanie też jest sposobem na podróż - w wyobraźni. Kiedy promuję książki, kalendarz zazwyczaj jest ściśle zapełniony i nie mam za wiele czasu na zwiedzanie, ale czasem udaje mi się coś zobaczyć.

A kiedy nie zajmuje się pani domem, nie pisze i nie jest w podróży - co pani lubi robić? - Gotuję, chodzę na jogę i czytam. Mam tu na myśli czytanie dla przyjemności, a nie research do książki. Takie czytanie stało się luksusem, na który mogę sobie pozwolić tylko w czasie wakacji.

A propos gotowania - w "Szmaragdowej tablicy" bohaterka chwali kuchnię baskijską. Co w niej takiego szczególnego?

- W Hiszpanii w każdym regionie można dobrze zjeść, to kraj o dużej tradycji kulinarnej. Ale w Kraju Basków ta kuchnia jest jeszcze szczebelek wyżej. Najlepsi hiszpańscy kucharze pochodzą z Kraju Basków, najlepsze restauracje, w tym słynna na cały świat Arzak w San Sebastian, są właśnie w Kraju Basków. To klasa sama dla siebie. Jeśli będziecie kiedyś w okolicy, serdecznie polecam: nawet najmniejszy lokal zaskoczy was smakami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.