W piątek 22 maja wyszła na jaw informacja o oszustwie, którego dopuściła się polska marka Veclaim, założona przez znaną influencerkę Jessikę Mercedes. Okazało się, że T-shirty, które według zapewnień marki miały być produkowane w Polsce, to tak naprawdę modele kupowane od popularnego producenta Fruit of The Loom. Sprawa wyszła na jaw, gdy jedna z klientek odkryła pod doszytą metką Veclaim, oryginalną metkę Fruit of The Loom i podzieliła się zdjęciem w sieci. Wkrótce manager firmy Andrzej Skowron wydał oświadczenie, w którym zapewniał że "wprowadzenie w błąd opinii publicznej nie było ich intencją, a największą siłą marki jest unikatowa kreacja". Jednocześnie z opisu produktów w sklepie internetowym Veclaim zniknęła informacja, że koszulki powstają w Polsce, a administratorzy profilu marki na Instagramie zaczęli kasować negatywne komentarze. W sobotę 23 maja do dyskusji włączyła się Jessica Mercedes, która oświadczyła:
Faktycznie, na niewielkiej części kolekcji zdecydowaliśmy się przetestować nowy model współpracy, jakim jest zakupienie do tworzenia finalnych ubrań półproduktów od zagranicznego partnera.
Metka Fruit of The Loom, którą pod metką Veclaim https://www.instagram.com/karolina_domaradzka/
Na jakiej części kolekcji została zastosowana ta strategia i jakie etapy produkcji obejmowała współpraca z Fruit of The Loom - tego nie wiemy. Jessica Mercedes nie ujawniła również informacji, czy T-shirty były kupowane od oficjalnego dystrybutora firmy, czy może od sprzedawców operujących np. na Allegro. Przedstawiciele sklepów z odzieżą FOTL również nie chcą udzielać informacji.
Nawet jeśli tak było, nie mogę udzielać takich informacji.
- powiedział mi Ireneusz Zaremba, właściciel Fruty.pl zapytany o to, czy współpracował z marką Veclaim.
Reakcja niektórych mediów na aferę związaną z Veclaim zaskakuje. W wielu przypadkach zastosowano określenie "kryzys wizerunkowy" i powiązano je tylko ze szkodą dla marki Veclaim. W rzeczywistości szkoda została wyrządzona całej polskiej branży mody (mam na myśli niszowe, projektanckie marki), która dwoi się i troi, aby przekonać konsumenta do własnego produktu, droższego niż ten, który kupimy w sieciówkach, ale lepszego bo - no właśnie. Miał być lepszy, bo szyty w Polsce, bo poprzez jego zakup wspieramy lokalną ekonomię, bo jakość wygrywa z jakością "sieciówkową", bo chcemy żeby polskie szwalnie rosły w siłę, a polska moda miała szansę się rozwijać. Bo chcemy być dumni z noszenia polskich produktów, które wreszcie stały się fajne.
Justyna Komorek, założycielka agencji Pani od PR-u zwraca uwagę na kluczową w tej aferze kwestię:
Zaczęłam się zastanawiać, ile marek tak postępuje w Polsce. Czy jako konsument mogę czuć się bezpiecznie kupując polski produkt i wydając swoje ciężko zarobione pieniądze?
Takie pytania z pewnością zadaje sobie teraz wielu konsumentów, nie tylko tych, którzy kupowali od Veclaim. Na negatywne konsekwencje zostały narażone również inne polskie marki, nawet te, które w przeciwieństwie do Veclaim, szyją od A do Z w Polsce.
Jeśli jednej marce powinie się noga, automatycznie u konsumentów pojawia się żółte światło ostrzegawcze, żeby jeszcze bardziej kontrolować produkty innych marek
- tłumaczy Justyna Komorek. Oszukani poczuli się nie tylko konsumenci, ale również dziennikarze, którzy poprzez swoje publikacje, wspierają rodzimą modę.
To po co tyle było o transparentności i szyciu w Polsce? Gdzie wiarygodność marki? I gdzie wiarygodność nas, dziennikarzy? Apelowaliśmy do ludzi, by wspierali polską modę, tymczasem Veclaim Jessiki Mercedes okazało się raczej punktem farbiarskim a nie autorską marką projektową.
- pisze dziennikarz Michał Zaczyński na swoim Facebooku.
Dlaczego afera z marką Veclaim wywołała tak wielką burzę? Jessica Mercedes niestety trafiła w czuły punkt - znowu poczuliśmy się jak idioci. Kiedy wszyscy żyli w przekonaniu, że czasy, gdy słabo znającego się na modzie Polaka można nabić w butelkę, już dawno się skończyły, okazuje się że nie - te czasy nadal trwają. Z perspektywy oszukanego klienta sytuacja rysuje się następująco: Jessica Mercedes odnosi sukces jako influencerka - nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Sama nosi ubrania Chanel i Dior, reklamuje najlepsze marki. Po czym zakłada swoją własną i Polakom wciska kit - bo można, bo i tak polski konsument się nie zorientuje. W rzeczywistości, przez te wszystkie lata nie tylko Jessica poszła do przodu. Polski konsument też się zmienił. Jest bardziej świadomy, wymagający, też zna się na modzie.
W obronie Jessiki Mercedes stanęły m.in. What Anna Wears (Anna Skura) i Mama Ginekolog (Nicole Sochacki - Wójcicka). Ta ostatnia napisała: "brzydzę się hejtem, a tu jest jego kwintesencja", zaznaczając jednocześnie, że każdemu może powinąć się noga. Rzeczywiście, nagonka w żadnej formie nie powinna być powodem do pochwał. Jednak maskowanie nieuczciwych działań również. Pech w tym, że wiarygodność marki Veclaim bazuje na osobie Jessiki Mercedes - w przeciwieństwie np. do sieciówek, ta konkretna marka ma twarz, posiada imię i nazwisko.
Oprócz tego, jak zauważa Justyna Komorek:
Trafiło na Jessikę, ale mogło trafić na kogoś innego. To może być ważny moment dla wszystkich polskich marek, żeby pochyliły się nad rzetelną komunikacją i szczerze poinformowały konsumenta, czy rzeczywiście szyją w Polsce. Żeby wyciągnęły z tego lekcję. Jeśli faktycznie jakaś marka tego nie robi, to jest dobry moment, żeby zmienić komunikację.
Szczególnie, że korzystanie z półproduktów znanych marek to żaden wstyd, jeśli nie robi się z tego tajemnicy! Jest wiele świetnych firm, które bazując na produktach innych, dodają do nich własny akcent kreatywny, przekształcając je w nowe, oryginalne dzieło. W sieci można znaleźć autorskie przeróbki kultowych Levi'sów czy tenisówek Converse. Są też projektanci, którzy z czerpania z ikon zrobili swój znak rozpoznawczy. Na przykład Bernhard Willhelm, który zamienia szorty z trzema paskami Adidas w torby albo wykorzystuje kratkę charakterystyczną dla firmy Vans w niekonwencjonalnych wariacjach, a do tego prezentuje to wszystko na wybiegu. W produktach Veclaim akcent kreatywny również jest obecny - to autorska kombinacja konkretnego koloru, nadruku, efektu vintage. To dla niej klientki są gotowe zapłacić ponad 200 złotych za jeden T-shirt.
Przejście kryzysu jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Jest wiele firm, które wychodziły już z podobnych opresji, oczywiście tracąc część klientów, ale zyskując też duże przywiązanie tych, którzy zostali.
Czy to jest kryzys czy nie, bardzo ważne jest, żeby na bieżąco informować rzetelnie konsumenta o stanie faktycznym sprawy. Znam Jessikę osobiście, wiem że jest bardzo ogarnięta biznesowo i mam nadzieję, że tak zrobi.
- mówi Justyna Komorek. Oprócz tego, Pani od PR-u poleca innym markom, aby jeszcze raz zadały sobie pytanie, czy rzeczywiście w 100 procentach są fair? Kiedy skończy się kryzys związany z epidemią koronawirusa, jeszcze uważniej będziemy wydawać nasze pieniądze.