Przebojowa Józia ożywiła kota

Varius Manx w latach 90. królował na listach przebojów. Po czteroletniej przerwie znów wraca do gry. Na płycie "Eli" usłyszymy teksty jego pierwszej wokalistki - Anity Lipnickiej - i mocny głos czwartej z kolei frontmanki zespołu - Józi. Czy Dziwny Kot* zyskał kolejne życie?

Z Robertem Jansonem, założycielem zespołu, rozmawia Artur Tylmanowski

Największe sukcesy Varius Manx odnosił w przedcelebryckich czasach - bez blogów, plotkarskich portali i Facebooka. Wracacie na scenę po dłuższej przerwie, dacie sobie radę?

- Ja nie mam żadnego bloga ani konta na Facebooku. Jestem człowiekiem średniego pokolenia, który z dystansem podchodzi do internetu. To jest mój świadomy wybór. Internet to dla mnie źródło informacji, nie sposób na robienie sobie plotkarskiej reklamy. Owszem, żeby dzisiaj zaistnieć w mojej branży, nie trzeba być artystą, wystarczy być popularnym. Trudno mi to zrozumieć, ale wiem, że nie ma co walczyć z wiatrakami.

W latach 90. wasze kasety zyskały kolejno status cztero-, pięcio- i dwukrotnej platyny. Jak - poza udziałem internetu - zmienił się od tego czasu muzyczny rynek?

- Sam rynek wcale nie zmienił się tak bardzo. Są artyści z tamtych lat, którzy nadal trwają przy swojej muzyce i wcale nie zaczęli nagle rapować, triphopować, skreczować. I dobrze, bo dlaczego wszyscy mamy gonić za Lady Gagą? Internet zrobił w muzyce tyle samo złego co dobrego. Znajdziemy w nim każdą muzykę, więc płyty sprzedają się w granicach 15-30 tys. egzemplarzy. Dla porównania nasze trzy płyty"Ego", "Emu", "Elf" sprzedały się kolejno w 500, 600 i 800 tysiącach. Cóż, przyszłością są pewnie płyty internetowe i trzeba się z tym pogodzić.

Takim ukłonem w stronę tamtych czasów jest fakt, że do napisania tekstów zaprosiliście Anitę Lipnicką. Wróci do zespołu?

- Anita napisała dwa teksty, w tym "Przebudzenie", które jest teraz promowane w radiu. Ale nie mówimy o żadnym powrocie. To po prostu ukłon w kierunku Anity. I ja i zespół bardzo sobie ją cenimy, a nowa wokalistka Józia wychowywała się na jej tekstach i bardzo jej zależało na takiej współpracy.

Rok temu zespołowi stuknęło 20 lat na scenie. Które punkty zadecydowały o tym, że jesteście w tym a nie innym miejscu?

- Każda nowa dziewczyna przychodząca do zespołu wyznaczała mu punkt zwrotny. Ale najważniejszy był ten pierwszy etap, chociaż był najmniej komercyjny. Musiałem brać kredyty, żeby zespół istniał, niejednokrotnie wracając z koncertu spędzałem noc na dworcu, czekając na pociąg do Łodzi, bo nie miałem na hotel. Ale i tak wspominam te czasy dobrze.

Mówi pan o kobietach, które odegrały w Varius Manx kluczową rolę. A widział pan kiedyś w roli wokalisty mężczyznę?

- Zastanawialiśmy się nad tym. Na moich dwóch płytach solowych głównym wokalistą był Kuba Badach. Ale w Varius Manx głównym nośnikiem były teksty. Prawie wszystkie zostały napisane dla wokalistki - o kobietach i z przesłaniem dla nich. Trudno żeby mężczyzna zaśpiewał "Ona ma siłę", nie wspominając już o "Widziałam orła cień".

Ale z wokalistkami jakoś wam się nie układa. Dlaczego Varius Manx ciągle je wymienia?

- Szanuję kobiety i nie ma ty mowy o żadnej wymianie. Z każdą z nich mam inne wspomnienia. Każda z nich to inna historia. Wspaniale, że kontynuują drogę solową. A my chłopaki dalej chcieliśmy mieć nasz zespół i stąd te zmiany. To nie był nasz plan, taki scenariusz napisało życie.

A kim jest Józia?

Anna Józefina Lubieniecka idealnie wkomponowała się w zespół. Wcześniej była jedną z wielu wokalistek u Piotra Rubika, a piosenką Wilków "Eli lama sabachtani" wygrała "Szansę na sukces" i opolskie"Debiuty". To nietuzinkowa postać, spontaniczna i żywiołowa, która zawsze powinna być frontmanką. Kiedy przyszło do głosowania nad jej kandydaturą, wszyscy w zespole powiedzieliśmy jednogłośnie "tak!".

*Varius Manx to w dosłownym tłumaczeniu "Dziwny kot bez ogona"

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.