Nie jestem wredną jędzą, od której uciekają faceci

Tekst syngielki, że "w Polsce faceci są zbyt tradycyjni, nie potrafią sobie poradzić z dobrze zarabiającymi kobietami. To maminsynki, chcą, żeby kobiety się nimi opiekowały" i "Polki muszą siedzieć w domu ze swoimi facetami" jest żenujący!

Dorabianie teorii do swoich kompleksów jest nietaktem w stosunku do osób, które normalnie (!) żyją i funkcjonują, które są zadowolone ze swojego życia.

Mam 28 lat, jestem w stałym związku, bo potrafię go stworzyć i zapewne nie jestem wredną jędzą, od której uciekają wszyscy faceci. Nie mam dzieci, bo jeszcze nie uznałam, że nadszedł na to czas. Jeśli chcę iść na imprezę, wychodzę, jeśli mam ochotę ugotować obiad osobie, z którą jestem, to gotuję, bo sprawia mi to przyjemność i nie traktują tego jako kary za bycie kobietą. Ja prasuję, on naprawia przeróżne rzeczy, bo tak jest wygodnie. Czy to maminsynek? Nie sądzę. Żyję w pięknym mieście jakim jest Wrocław, mieście ludzi otwartych i tolerancyjnych.

Nie rozumiem, dlaczego autorka listu gloryfikuje życie w Irlandii. Czy wszystko polega na tym , by się naćpać, a potem imprezować, wydając na to wszystkie pieniądze.

Zgodnie z naturą każdy człowiek chciałby móc kochać i być kochanym. Jeśli autorka listu chce być singlem, niech będzie, byleby swoimi poglądami nie obrażała ludzi żyjących w Polsce i niemających jak ona problemów z osobowością. Życie to nie impreza. Życzę, by za parę lat nie obudziła się nagle i nie stwierdziła, że jej życie to pustka.

Antyfeministka

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.