Pamiętam czasy, gdy mój bagaż podręczny był jednym wielkim chaosem. I w rezultacie praktycznie nic nie mieścił. Plecak podręczny WINGS zmienił mój komfort podróży. Po prostu pewnego razu stwierdziłam, że mam dość i kupuje porządny plecak na wyjazdy, A ten był najlepszą opcją. I bez cienia przesady był najlepszą inwestycja, jakiej dokonałam. Magia tkwi w przegródkach. Ma ich tyle, że każda rzecz ma swoje dedykowane miejsce. Laptop, dokumenty, kosmetyki, butelka z wodą – wszystko jest pod ręką. A przy tym jest mega pojemny – nieraz upchnęłam w nim rzeczy na nawet tygodniowy wyjazd. Łatwo się w niego spakować, dzięki temu, że jest rozsuwany po całości – zupełnie jak walizka. Jest tak dobry, że stał się już standardowo wypożyczany przez moją przyjaciółkę.
Chyba każda z nas zna tę loterię – co zastaniemy w hotelowej łazience? I tak jak mydło w kostce można jakoś przeżyć, tak szampon, który robi z włosów siano, to już dla mnie koszmar. Dlatego jakiś czas temu zaopatrzyłam się w urocze, różowe pojemniki na kosmetyki z Sinsay. W tak śmiesznej cenie? Jest mi jedynie żal, że nie wzięłam ich wcześniej. Przelewam teraz do nich mój ulubiony szampon, odżywkę i żel pod prysznic. To podwójna oszczędność – nie muszę kupować miniaturek i mam pewność, że używam sprawdzonych produktów. Podejrzewam, że to sposób, który zna większość z was, ale jeśli jakimś cudem jeszcze z tego nie korzystacie, to polecam.
Przyjaciółka poleciła mi kiedyś trik, żeby zachować pustą plastikową butelkę i po przejściu przez kontrolę bagażu na nowo napełnić ją darmową wodą z lotniskowego źródełka. Ceny wody na lotniskach to jakiś ponury żart, ale maszerowanie z pustą plastikową butelką to dla mnie mało stylowe rozwiązanie. Mój patent to kubek termiczny ze słomką. Ten model od Lyko jest idealny – ma idealną pojemność 600ml, piękny, kremowy kolor i przyda się również podczas zwiedzania. To ogromna oszczędność nie tylko na lotnisku, ale i w podróży, kiedy mogę sobie zrobić własną mrożoną kawę. Jest ekologiczny, ekonomiczny i po prostu ładny. Kosztuje dwa razy mniej niż Stanley, a szczerze? Nie widzę różnicy w jakości wykonania.
Zawsze wolę zabrać własną suszarkę. Te hotelowe to zwykle dramat – albo mają moc ostatniego tchnienia lata, albo bez litości palą włosy. Problem w tym, że moja standardowa suszarka zajmuje mnóstwo cennego miejsca w walizce. I tu pojawia się obiekt moich westchnień – kompaktowa suszarka Dyson Supersonic r™. Widziałam ją ostatnio na żywo i przepadłam. Jest o wiele mniejsza i lżejsza niż standardowy model. Ponoć to najlżejsza suszarka jaką wynaleziono! A jej moc i technologia to kosmos. Mniej zniszczonych włosów, więcej miejsca w bagażu – ideał. No i ten pudrowy, pastelowy kolor ze złotymi akcentami jest po prostu boski. Wpisałam ją na listę podróżniczych marzeń!
Muszę się do czegoś przyznać. Moje pędzle podróżują w warunkach, o których wstyd mówić. Najczęściej lądują luzem w kosmetyczce, razem z podkładem, pudrem i kto wie czym jeszcze. Wiem, to mega niehigieniczne, ale zawsze brakowało mi na nie dobrego patentu. Teraz znalazłam te mini silikonowe etui podróżne ze sklepu WINGS. To jest tak prosty i genialny wynalazek! Chroni włosie pędzli przed zniszczeniem i brudem z reszty kosmetyczki, a jednocześnie zabezpiecza ją przed ubrudzeniem resztkami podkładu. A co najlepsze? Jest bardzo tanie, więc mogę zaopatrzyć się w nie jeszcze przed następnym wyjazdem.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!