Elektryzująca mezzosopranistka z Alaski

Niektóre arie Vivaldiego, które w poniedziałek zabrzmią w Krakowie, świat usłyszy po raz pierwszy od niemal 300 lat. W wielkim finale 7. Festiwalu Misteria Paschalia wystąpi mezzosopranistka Vivica Genaux z grupą Europa Galante

Z Vivicą Genaux* rozmawiała Klaudia Baranowska

Na koncercie zaprezentujecie materiał z nowej wspólnej płyty "Pyrotechnics". Podobno wiele arii zostało nagranych po raz pierwszy w historii fonografii, a niektóre poznawała pani z rękopisów Vivaldiego.

- Gdy słyszę muzykę wykonywaną po raz pierwszy od 300 lat, dostaję gęsiej skórki. Takie odczucia miałam przy pracy nad Vivaldim. Przypominam sobie pierwszą taką sytuację w moim życiu. Była to opera Donizettiego, wystawiona po raz pierwszy od 1824 r., w Grenadzie. Wydarzenie to zainspirowało mnie do pracy z manuskryptami, które przepisywałam do komputera za pomocą takich programów, jak Finale czy Sibelius, umożliwiających zapisanie starych partytur za pomocą nowoczesnego pisma nutowego.

Co wyróżnia arie Vivaldiego?

- Vivaldi był skrzypkiem i komponował arie tak, jakby pisał je na ten instrument. Dla mnie to bardzo wygodne, być może dlatego, że przez dziewięć lat uczyłam się gry na skrzypcach. Ogromną przyjemność sprawia mi śpiewanie z akompaniamentem Fabia Biondiego. To wybitny skrzypek, grający bardzo dynamicznie, energicznie i żywiołowo.

Czy mogłaby pani porównać poziom trudności oper Vivaldiego z operami innych kompozytorów barkowych, takich jak George Frideric Händel?

- Muzykę Vivaldiego charakteryzuje stosowanie szerokich, a jednocześnie szybkich przejść od dźwięków wysokich do niskich. To dla niektórych zapewne bardzo trudne. U Händla dźwięki są spiętrzone na przestrzeni jednej, najwyżej półtorej oktawy. Dlatego gdy śpiewam Händla, nie czuję się swobodnie.

Program koncertu jest bardzo bogaty, wymagający częstych i radykalnych zmian głosu, błyskawicznego przechodzenia od smutku do radości. Jak pani się to udaje?

- Łatwiej jest, gdy zna się losy granej przez siebie postaci, niż gdy prezentuje się tylko jedną arię z całej opery. Staram się więc poznać swoją bohaterkę lub bohatera i wczuć się w tę rolę, spróbować wejść w skórę wojownika, księżniczki czy króla.

A w jakie postaci wciela się pani najczęściej? Chyba często grywa pani role męskie?

- Rzeczywiście, bardzo często wcielam się w młodych mężczyzn, poszukujących własnej tożsamości, po raz pierwszy zakochanych, walczących ze sobą i z innymi, np. z despotycznym ojcem lub złym królem. W baroku byli kastraci, ale w czasach Mozarta czy Rossiniego już nie - role tworzono dla mezzosopranistek.

*Vivica Genaux pochodzi z Alaski, na stałe mieszka we Włoszech. W 1997 r. zdobyła prestiżową nagrodę Aria, a dwa lata później na Dresden Music Festival mezzosopranistkę okrzyknięto artystką roku. Obdarzona pięknym głosem i talentem aktorskim, specjalizuje się w repertuarze operowym, zwłaszcza z okresu baroku i włoskiego bel canto.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.