"Przyjaciele" są najlepsi, serial podbił serca widzów na całym świcie. Polecamy najlepsze odcinki

20 lat temu telewizja NBC rozpoczęła nadawanie sitcomu o szóstce przyjaciół z Nowego Jorku, który w ciągu następnych 10 lat podbił serca widzów na całym świecie. Moje serce "Przyjaciele" mają na zawsze. Ich urodziny będę świętować oglądając moich pięć ulubionych odcinków. Wam też polecam

Na czym polega fenomen "Przyjaciół"? Na zabawnych dialogach, inteligentnych, ciętych ripostach i dystansie do siebie i świata? Na pewno. Na aktorach, z których każdy stworzył swojego bohatera tak doskonale, że właściwie zabił swoją karierę, bo mimo wysiłków Jennifer Aniston to Rachel a Matthew Perry to Chandler (może dla Aniston coś się zmieni w tym roku za sprawą filmu "Cake")? Oczywiście. Na pokazaniu relacji, o której większość z nas marzy - grupy przyjaciół, którzy mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji, którzy w zmieniającej się rzeczywistości tworzą nową, miejską rodzinę, w której "zawsze będę przy tobie tak, jak ty jesteś przy mnie", jak śpiewają w czołówce serialu The Rembrandts? Jasne. Ale dla mnie przede wszystkim na tym, że pokazują w sposób zabawny i lekki, ale nie głupkowaty rozmaite życiowe sytuacje. Właściwie wszystkie życiowe sytuacje, włącznie z tymi, które na przełomie XX i XXI wieku wciąż były egzotyczne, jak homoseksualny ślub czy surogatka rodząca dziecko komuś bliskiemu. W serialu znaleźć też można było wszystkie wzloty i upadki, jakie zaliczyć może człowiek na początku samodzielnego, dorosłego życia. Ci, którzy "Przyjaciół" nie lubią drwią, że nasi mieszkający na Manhattanie bohaterowie bez przerwy siedzą w kawiarni, więc niby jak utrzymują się w jednym z najdroższych miast świata? Zupełnie jakby w szpitalach na co dzień pracowali genialni lekarze na haju wydający miliony na diagnozę pojedynczego pacjenta a nauczyciele chemii produkowali metamfetaminę na skalę przemysłową...

Nie wiem, ile razy widziałam 236 odcinków "Przyjaciół". Niektóre po dwa razy, inne po 20, oglądałam sezonami i na wyrywki. Teraz też czasem po nich sięgam - po 20 minut śmiechu. A czasem refleksji. Bo fenomen "Przyjaciół" polega tak naprawdę na tym, że rozśmieszając do łez, traktuje widzów serio. Z okazji ich urodzin zrobię sobie więc wieczorem mały maraton pięciu odcinków (na więcej niestety w poniedziałkowy wieczór nie będzie czasu, bo ulubionych odcinków mam z 50). Oto, co zamierzam obejrzeć...

odc. 1 (odc. 1 s. 1) "Pilot"

W kawiarni Ross Geller, paleontolog, żali się swojej siostrze, Monice, kucharce i przyjaciołom Chandlerowi (ma coś wspólnego z liczbami) i Joeyowi (bezrobotny aktor), że jego żona opuściła go, by zamieszkać z kobietą. Ross stwierdza, że nie chce być sam, chce być znów żonaty. W tym momencie do kawiarni wpada zmoknięta panna młoda w sukni z welonem, a Chandler woła "A ja chcę milion dolarów!". Jego prośba nie zostaje jednak spełniona. Panna młodą okazuje się być Rachel, koleżanką Moniki ze szkoły, która właśnie uciekła sprzed ołtarza. Monika przygarnia Rachel. - Witaj w dorosłym życiu. Jest do bani. Spodoba ci się - mówi Monika do Rachel po przecięciu wszystkich kart kredytowych jej tatusia. A ekscentryczna masażystka/piosenkarka Phoebe śpiewa "Twoja miłość jest jak gołąb, który narobił na moje serce".

odc. 85 (odc. 12 s. 4) "Ten z embrionami"

Rachel i Monika oraz Joey i Chandler biorą udział w teleturnieju wiedzy o sobie nawzajem. Okazuje się w nim m.in., kiedy Chandler po raz pierwszy dotknął kobiecej piersi, jaki jest ulubiony film Rachel i że nikt oprócz Rossa nie wie, kim jest z zawodu Chandler. Dziewczyny przegrywają swoje mieszkanie i muszą się zamienić z chłopakami. Tymczasem Phoebe, która zgodziła się zostać matką zastępczą dla swojego brata i jego żony poddaje się procedurze in vitro, ale jest przygnieciona odpowiedzialnością - Frank i Alice wydali całe oszczędności na jeden zabieg, a jego powodzenie to zaledwie 25 proc. Ale pod koniec odcinka okazuje się, że Phoebe jest w ciąży. Na koniec, leżąc do góry nogami, śpiewa piosenkę do zarodka (który okaże się trojaczkami).

odc. 105 (odc. 8 s. 5) "Ten ze wszystkimi Świętami Dziękczynienia"

Odcinek ze Świętem Dziękczynienia w każdym sezonie jest specjalny (w jednym z nich pojawił się nawet gościnnie Brad Pitt), ale ten jest specjalny podwójnie, bo przyjaciele opowiadają o swoim najgorszym Święcie Dziękczynienia. Do tej pory palma pierwszeństwa należała do Chandlera, którego rodzice oświadczyli mu, że się rozwodzą właśnie przy świątecznym indyku. Ale Phoebe też ma coś do dodania, a Rachel zdradza, że najgorszym świętem dla Moniki było to, podczas którego przypadkiem odcięła Chandlerowi kawałek małego palca u stopy. Obrażony Chandler wychodzi z mieszkania, a Monika, próbując go przeprosić, zakłada na głowę wielkiego indyka. Rozbawiony Chandler mówi, że ją kocha. A potem w panice (patrz rozwód rodziców i problemy z zaangażowaniem) próbuje się z tego wycofać.

odc. 111 (odc. 14 s. 5) "Ten, w którym wszyscy się dowiadują"

Pod koniec sezonu 4. cała ekipa oprócz ciężarnej Phoebe poleciała do Londynu na ślub Rossa z Angielką imieniem Emily, który okazał się katastrofą, bo Ross przy ołtarzu powiedział imię Rachel. Ale nie dla wszystkich ten wyjazd był stracony - Monika i Chandler wylądowali w łóżku i odkryli, że są dla siebie stworzeni. Po powrocie do Nowego Jorku starali się jednak trzymać swój związek w tajemnicy aż do tego odcinka, w którym Phoebe może powiedzieć do Rachel karkołomne zdanie: "Nie wiedzą, że my wiemy, że oni wiedzą, że my wiemy". Zabawa kończy się w momencie, gdy Chandler i Monika przy wszystkich (no prawie, brakuje Rossa) wyznają sobie miłość. A Ross? Ross miał kłopoty w pracy. Widok najlepszego przyjaciela obściskującego jego młodszą siostrę nie robi mu dobrze na nerwy...

odc. 130 (odc. 9 s. 6) "Ten, w którym Ross był na haju"

Jeszcze jedno Święto Dziękczynienia, podczas którego Chandler próbuje zrozumieć, dlaczego rodzice Moniki - Jack i Judy go nie lubią. W końcu Ross przyznaje się, że na studiach palił marihuanę a przyłapany przez rodziców zwalił winę na przyjaciela. Następuje cała fala przezabawnych i mocno kompromitujących wyznań, a tymczasem Rachel, która pierwszy raz ma zrobić świąteczny deser, przygotowuje trifel z... mielonym mięsem. Joey, jak zwykle wszystkożerny, odpowiada: "Co ma nie smakować? Krem - dobry. Dżem - dobry. Mięso - dobre". W finale Judy, która przeżyła kilka wstrząsów, ustawia wszystkich do pionu i razem z mężem dziękuje Chandlerowi, że wytrwał przy ich dziwacznych dzieciach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.