Ciemne plamy znikają pod wpływem dwóch metod. Te posłoneczne, wyraźnie ograniczone, pomaga usunąć laser Palomar Lux Max G. Pojedyncze plamki wystarczy raz naświetlić, by najpierw mocno zbrązowiały, a następnie odpadły w postaci strupka. Nie ma po nich śladu. Testerka, która miała twarz wręcz usianą plamkami przypominającymi bardzo duże piegi, przeszła przez program naświetlania IPL oraz złuszczania poprzez oxybrazję, czyli peeling wodno- -tlenowy. Skóra była potem dosłownie jak alabaster. Przy tych zabiegach nie występują żadne niedogodności, jedynie trzeba chronić twarz przed słońcem.
Natomiast doświadczeniem trudnym do przejścia był zabieg Cosmelan, który wybiela plamy o podłożu hormonalnym, a więc z reguły większe szarobrązowe obszary na twarzy. Na jasnej skórze maska, którą nakłada dermatolog, powoduje najpierw silne zaczerwienienie, a potem intensywne złuszczanie. Nie ma mowy o tym, by przez kilka dni po zabiegu wyjść z domu. Natomiast przy ciemnej karnacji takie komplikacje nie występują. Pojawia się tylko lekkie drobnopłatkowe łuszczenie. Tak czy inaczej, warto spróbować, bo na ten typ przebarwień nic innego zadziałać nie chce. Efekt jest rewelacyjny. Nie dość, że znikają plamy, to jeszcze skóra staje się gładka, zwężają się pory, zmniejsza przetłuszczenie. I to na długo.
Czym jest Cosmelan? To mieszanka kilku kwasów, z których najważniejsze to kwas azaleinowy i kojowy. Zabieg polega na zaaplikowaniu maski, a potem nakładaniu na skórę kremu o niższym stężeniu składników aktywnych (najczęściej co drugi dzień).
Palomar Lux Max G: jednorazowo, 150-700 zł (w zależności od obszaru), www.palomar.com.pl
Bez cienia przebarwienia: program obejmuje 2 zabiegi IPL + 5 zabiegów kosmetycznych, 1700 zł, www.yonelle.pl
Cosmelan: jednorazowo, komplet zabieg + preparaty do domowej pielęgnacji, 1600 zł, www.profilestetyczny.pl
Gdy w lustrze widzisz zszarzałą, zmęczoną twarz, zdecyduj się na mezoterapię. Praktycznie każdy z tego typu zabiegów przyniósł pozytywne rezultaty. Szczególnie wszelkie preparaty z kwasem hialuronowym błyskawicznie powodowały odświeżenie skóry, jej napięcie i nawilżenie. Zastrzyki prawie nie bolą, choć jeśli ktoś ma wyjątkowo niski próg bólu, może trochę cierpieć. Przez dzień, dwa mogą na skórze utrzymywać się niewielkie grudki preparatu, które potem się wchłaniają.
Kilka lat temu na rynku pojawiły się także zabiegi, w których preparat do mezoterapii przygotowuje się w gabinecie, z krwi pacjenta. To tzw. osocze bogato-płytkowe. Pierwszy był Regeneris, który absolutnie mnie zachwycił. Twarz po nim promienieje. Co prawda tzw. wampirzy lifting wydaje się na zdjęciach krwawy i straszny, ale dla pacjenta nie różni się od innych mezoterapii, a nie powstają po nim nierówności jak po kwasie.
Regeneris: seria 1-3 zabiegów, 750 - 1200 zł (zależnie od obszaru) www.regeneris.pl
Mezoterapia: seria 4-6 zabiegów, 400-1500 zł/ zabieg, dostępna gabinetach medycyny estetycznej
Absolutnym uwielbieniem darzę fale radiowe i podczerwień, które podgrzewają skórę i powodują przebudowę kolagenu. Efekt widać tuż po wyjściu z gabinetu. Pogłębia się on po kilku miesiącach, gdy proces się zakończy. Oczywiście urządzeń tego typu jest mnóstwo.
Które polecamy?
Focus, który niedawno zadebiutował na rynku. Często krytykowany przez lekarzy jako zbyt słaby i dlatego mało skuteczny, mnie przyniósł satysfakcję. Byłam bardzo zadowolona z serii zabiegów, a testerka wręcz się od nich uzależniła. Z kolei połączenie zabiegów Focus i Zaffiro (podczerwień) pozwoliło mi pozbyć się zmarszczek uśmiechu - od wielu lat nie muszę ich wypełniać.
Z medycznych fal radiowych najlepiej wspominam Akcent. Potrafi zmienić owal twarzy, wyrzeźbić podbródek i unieść policzki.
Z zabiegów testowanych ostatnio duże wrażenie zrobił na mnie Palomar Icon Deep IR oparty na technologii światła podczerwonego. Po opracowaniu połowy twarzy widać różnicę - kąciki ust i policzki unoszą się. Efekty liftingu widoczne są natychmiast. Zabiegi rozgrzewające przebiegają podobnie. Dobiera się parametry - w praktyce temperaturę na progu bólu. W zależności od urządzenia albo wykonuje się masaż głowicą, co bywa wręcz relaksujące, albo przykłada się ją punktowo, co z reguły lekko parzy. Skutków ubocznych nie ma, od razu po zabiegu można wrócić do pełnej aktywności.
W tej okolicy najbardziej widać upływ czasu. Drażnią nas zmarszczki, a także mankamenty, które mamy od zawsze - cienie, obrzęki, zasinienia. Zabiegiem, który pozwala się z nimi rozprawić raz a dobrze, jest mikrolipofilling, czyli wypełnienie okolicy dolnej powieki własnym tłuszczem. Pobiera się go z miejsc, gdzie tkanka tłuszczowa zwykła się gromadzić, np. z bioder, ud, znad kolan (ten z oponki na brzuchu, niestety, nie ma odpowiedniej jakości. Zresztą odessanie kilku mililitrów też nas nie odchudzi).
Tkankę pobiera się strzykawką po znieczuleniu okolicy wkłucia. Po spreparowaniu tłuszcz wygląda jak półpłynna masa o pomarańczowym zabarwieniu. To nią wypełnia się oczodoły, wprowadzając preparat kaniulą poprzez maleńki otworek na skroni (robi się go po miejscowym znieczuleniu). Zabieg jest niemal bezbolesny lub powoduje niewielki dyskomfort (zależnie od wrażliwości pacjenta, a nawet od dnia - gdy robiłam go pierwszy raz, zupełnie nie bolało, za drugim było mocno nieprzyjemnie zarówno podczas pobierania, jak i wstrzykiwania preparatu). Bezpośrednio po zabiegu pod oczami powstają spore obrzęki i mniejsze lub większe zasinienia. Pierwsze utrzymują się przez tydzień, drugie przez dwa tygodnie. Ingerencję raczej trudno ukryć, nawet maskując sińce korektorem. Finalny efekt jest jednak doskonały: zmarszczki się niemal rozprasowują, poprawia się koloryt skóry, nie ma dołów pod oczami. Wygląda to w pełni naturalnie, nie ma żadnych poduszek z tłuszczu, tzw. worków. Oczywiście, nie da się idealnie wygładzić powieki, ale poprawę oceniam na 85 do 90 proc.
U mnie potrzebne były dwa zabiegi w odstępie półrocznym, by wymodelować okolice oczu. Doktor wstrzyknął łącznie 5 małych strzykawek preparatu. Gdyby to był wypełniacz, sam preparat byłby bardzo drogi, a i tak po kilku, kilkunastu miesiącach wchłonąłby się bez śladu. W tym przypadku efekt jest na stałe.
Dobrym sposobem na upiększenie okolic oczu był także zabieg Idebae. Preparat zwiększa gęstość skóry, jest silnym antyoksydantem. Mimo że nie jest wypełniaczem, ładnie uzupełnia ubytki w tkance i rozświetla spojrzenie (choć jego podstawowe zastosowanie to ostrzykiwanie twarzy). Podaje się go metodą mezoterapii. Tuż po zabiegu skóra jest lekko zaczerwieniona, mogą powstać maleńkie siniaki, jednak najczęściej już na drugi dzień nie widać, że dokonywało się poprawek. Efekt utrzymuje się kilka miesięcy.
W walce z sińcami niezastąpiony był zabieg Light Eyes. To koktajl witaminy C, koenzymu Q10 i kwasu hialuronowego, również podawany metodą mezoterapii. Bez-bolesny. Rozjaśnia ciemne pod- kówki, wręcz doświetla oko, co widać nawet już następnego dnia po zabiegu. Przy cieniach, które powstały ze zmęczenia, efekt jest dobry, ale nie tak spektakularny jak przy tych wrodzonych, wynikających z budowy oka, typu skóry i widoczności naczynek krwionośnych.
Focus: seria 5-10 zabiegów, 350-650 zł, www.focusrf.com
Zaffiro: seria 3-4 zabiegów, 1200 zł (twarz), www. skinclinic.pl, www.zaffiro.pl
Akcent: seria 4-6 zabiegów, 650 zł (twarz), www.esteticmed.pl, www.consultronix.pl
Palomar Icon Deep IR: seria 2-4 zabiegów, 400-3200 zł (w zależności od obszaru), www.palomar.com.pl
Mikrolipofilling: jednorazowo (wyjątkowo powtórnie), 2500-3000 zł, agklinik.com Idebae: seria 3-4 zabiegów, 400-600 zł, www.croma.pl
Light Eyes: seria 3-4 zabiegów, 400 zł, www.croma.pl
To bardzo trudna kategoria. Wiadomo, że zabiegi nie zastąpią odchudzania, zmiany nawyków żywieniowych i zdrowego trybu życia. Jednak w kilku przypadkach okazały się zbawienne.
SPM to rodzaj próżniowego masażu wykonywanego specjalną głowicą (mechanizm podobny do bańki chińskiej). Rezultat przynosi seria 10 zabiegów. Pierwsze są dość bolesne, na skórze mogą nawet tworzyć się krwiaki. Nasza testerka jednak wytrzymała do końca i cellulit z ud i pośladków zniknął jak zaczarowany. Skóra stała się idealnie gładka i jędrna, bez górek i dołków, bez galaretki. Niestety, efekt utrzymał się tylko ok. 8 miesięcy. Potem trzeba było serię powtórzyć.
Sprawdziłyśmy też, czy da się opanować cellulit w bardziej zaawansowanym stadium, gdy sprawia ból podczas siedzenia. Tu pomógł Lipo Shock. Fala akustyczna rozbija zwłóknienia, a potem ultradźwięki oraz masaż podciśnieniowy dopełniają dzieła. Skóra jest w lepszej kondycji, choć nie idealnej. Co najważniejsze, na długo: na dwa, a nawet trzy lata znika bolesność. Jak przebiega zabieg? Głowica z falą akustyczną przesuwana jest po skórze. Powoduje tylko bezbolesne wibracje. Masaż i ultradźwięki są raczej relaksujące niż dokuczliwe. Jeśli chodzi o rytuały modelujące figurę, sprawdziło się delikatne wyziębianie komórek tłuszczowych, które pod wpływem niskiej temperatury rozpadły się, a ich zawartość była metabolizowana przez wątrobę.
Szczególnie utkwiły mi w pamięci dwa zabiegi kriolipolizy. Jeden - Lipo Cryo - wykonywany przez zassanie fałdu tkanki tłuszczowej przez podciśnieniową głowicę chłodzącą. Na początku chwyt aparatu nie jest przyjemny, ale w miarę obniżania się temperatury ciało znieczula się. Przyłożenie głowicy na jeden obszar trwa tylko pół godziny. Po serii pięciu zabiegów widać zdecydowaną różnicę. Jednak maszyna maszynie nierówna. Gdy testowałam inne urządzenie działające na podobnej zasadzie, które schładzało tkankę silniej, efekty były dyskusyjne, a skutki uboczne bardzo nieprzyjemne: bolesność brzucha, złe samopoczucie. Jak widać, nie zawsze silniejsze działanie jest lepsze.
Drugim z polecanych zabiegów typu krio jest Proshock Ice. Tu podstawą skuteczności działania jest połączenie chłodzenia i rozbijania tłuszczu falą akustyczną. Najpierw jedna głowica rozbija złogi tłuszczowe, podobnie jak w Lipo Shock, a potem druga, podobna do zimnego żelazka, mrozi. Kriolipoliza pomaga pozbyć się miejscowych depozytów tkanki tłuszczowej, fałdki na brzuchu, bryczesów.
Klasą samą w sobie był zabieg Slim Lipo. To laser, którego wiązki wprowadzane są pod skórę przy znieczuleniu miejscowym. Wykonuje się nim liposukcję, a jednocześnie działa on na skórę obkurczająco. Polecany jest na tzw. fartuchowate brzuchy, czyli na mocno rozciągniętą skórę. Testowałyśmy go na dziewczynie, która zastanawiała się nad plastyką brzucha zniszczonego przez dwie ciąże. Tymczasem jedno Slim Lipo wystarczyło, by mogła założyć bikini. Skóra wciągnęła się, rozstępy zmniejszyły. Zmiana jest ogromna i trwała. Oczywiście ciało nie stało się idealne, ale zabieg jest spektakularną alternatywą dla operacji... Niedogodności? Trzeba nosić uciskowe ubranie przez dwa-trzy tygodnie i wykonać serię drenaży limfatycznych.
Hitem okazały się też kapsuły Hypoxi Trainer. To urządzenia treningowe zamknięte w podciśnieniowej komorze. Zarówno bieżnia, jak i rower dają niezły wycisk, który jest całkiem przyjemny. Już w połowie serii zabiegów, mniej więcej po pięciu półgodzinnych seansach, widać poprawę sylwetki. Obwody ciała zmniejszają się, skóra staje się jędrna i zwarta.
Równie dobre rezultaty dał trening na platformie wibracyjnej Power Plate. Pod okiem trenera wykonuje się zestaw ćwiczeń, przykładając różne części ciała do drgającej płyty. Tu wszystko zależy od precyzji ruchów i napięcia mięśni. Seans trwa 15 minut. Po 10 ubyło nam (testerce i mnie) po 3 kg, a mięśnie stały się zdecydowanie wzmocnione, rezultat było widać zwłaszcza na udach i ramionach. Do tego poprawiła się kondycja całego organizmu.
SPM: seria 10-12 zabiegów, 180 zł, www.elite.waw.pl,
Lipo Shock: seria 6-10 zabiegów, 600-700 zł, www.skinclinic.pl, www.liposhock.pl
Lipo Cryo: seria 4-6 zabiegów, 200-400 zł (jedno przyłożenie), www.lipocryo.com.pl
Proshock Ice: seria 4-10 zabiegów, 600-1000 zł, www.croma.pl
Hypoxi Trainer: seria 10-12 zabiegów, cena 50 zł, www.cellustop.pl
Power Plate: 10 treningów, 750 zł/seria, www.powerplate.com/pl
Slim Lipo: jednorazowo, 3500-9000 zł (w zależności od obszaru), www.elite.waw.pl, www.palomar.com.pl
W tym zakresie doskonale poradziły sobie Thermage CPT oraz Radiesse. Pierwszy to podgrzewanie skóry za pomocą fal radiowych. Na wybranym obszarze lekarz rysuje siatkę, która wskazuje punkty przyłożenia głowicy. Jest to dość bolesne, daje wrażenie parzenia, ale to tylko chwilowe cierpienie. Od razu po zabiegu widać rezultat: skóra napina się i wygładza. W miarę postępowania procesu regeneracji, po kilku miesiącach efekt jest bardziej widoczny i utrzymuje się rok-dwa lata. Thermage CTP doskonale sprawdza się też na obszarze powyżej kolan oraz na szyi, bo niweluje zmarszczki. Na twarzy testowałam starszą generację Thermage'a i efekt nie był zadowalający, a ból... Lepiej nie mówić. Nowy sprzęt jest bardziej skuteczny i mniej piekący. Warto spróbować.
Radiesse - preparat z hydroksy- apatytem wapnia (budulec tkanek, np. zębów) wypełnia przestrzenie na wierzchu dłoni. Powoduje wzmożoną syntezę kolagenu. Lekarz znieczula każdą z przestrzeni rozdzielonych żyłami na grzbiecie dłoni i podaje strzykawką niewielkie depozyty preparatu. Bezpośrednio po zabiegu dłonie wyglądają jak u pulchnych niemowlaków, jakby miały napompowane poduszeczki. Mogą wystąpić małe zasinienia. Po trzech dniach wszystko wraca do normy, a ręce są odmłodzone o dobre 10 lat.
Thermage CPT: jednorazowo, 3600-6900 zł (w zależności od obszaru), www.skinclinic.pl, www.polmax.eu
Radiesse: jednorazowo, 1600-2600 zł (w zależności od objętości preparatu), www.radiesse.pl