Wszystko zaczęło się na wybiegu u Alaïa. Modelki wyglądały, jakby unosiły się nad ziemią – baleriny z przezroczystej siateczki tworzyły iluzję nagiej stopy ozdobionej haftami i błyszczącymi aplikacjami. Inspirowane były baletową eterycznością i faktycznie dodawały lekkości każdej stylizacji. Jeszcze parę lat temu nigdy nie myślałam, że baleriny mogą tak wyglądać, a jednak! Te z siateczki z kwiecistym haftem sprawiają, że stopy wyglądają niezwykle kobieco i lekko. Uwielbiam je nosić do minimalistycznych stylizacji – one same robią całą robotę.
Rzemieślnicze perełki – to moje pierwsze skojarzenie, gdy widzę pięknie wykonane buty z plecionki. Wybrałam modele, które nawiązują do dawnych technik wyplatania skóry i rafii, ale w bardzo nowoczesnym, trochę boho wydaniu. To buty, które mogłyby znaleźć się zarówno w garderobie współczesnej minimalistki, jak i ikony stylu lat 70. Co roku kupuje je bez wahania, chociaż wcale nie jestem fanką krzykliwych trendów. Myślę, że plecionki weszły już w letnią klasykę – są piękne, ale nie przesadzone. Będę je nosić jeszcze przez kilka sezonów.
Pierwszą parę balerin z kontrastowym noskiem stworzyła Coco Chanel – bogini lawirowania tweedem w modzie. Z miejsca pokochały je Catherine Deneuve, Charlotte Gainsbourg i cała rzesza kobiet, które wiedzą, że prostota jest szczytem wyrafinowania. W mojej szafie zawsze znajdzie się miejsce na klasyki z paskiem czy drobną kokardką. Pasują do wszystkiego – od małej czarnej po jeansy. A modele z tweedu są idealne dla tych, którzy chcą wyglądać jak paryskie it-girls bez wysiłku.