Ten róż w sztyfcie wygląda na policzku jak naturalne zarumienienie. A o taki efekt wbrew pozorom wcale nie jest łatwo. Jego delikatna kremowa formuła wtapia się w skórę jak masełko, a odcień to coś pomiędzy soczystym koralem a różem, który robi „efekt zdrowia" w sekundę. Zawsze nakładam go bezpośrednio ze sztyftu i delikatnie rozcieram w górę palcami. Nigdy nie miałam smug czy nierówności, co przy takiej formule jest ogromnym plusem. W tej cenie? Znalazłam swojego codziennego ulubieńca.
Jeśli Rare Beauty ma swój Silky Touch Highlighter, to ten z Catrice naprawdę może iść z nimi łeb w łeb.
Nie przesadzam – to najlepszy drogeryjny rozświetlacz, jaki miałam. Nie ma w nim brokatu ani nachalnego blasku. Jego blask jest bardzo subtelny i tworzy miękkie satynowe światło, które wygląda jakby było częścią skóry. Kiedy myślałam o dzisiejszym beauty verdict, od razu pomyślałam: "hej, przecież ten rozświetlasz to nieodkryty drogeryjny skarb. Niech więcej osób się o nim dowie!". Bo jeśli kochasz efekt „glass skin", to ten rozświetlasz zrobi go w sekundę. Zresztą spójrz na moje zdjęcia, a od razu mi uwierzysz. Tu nie trzeba przekonywać.
Zawsze rozprowadzam go po szczytach kości policzkowych, pod łuku brwiowym, grzbiecie nosa, górnej wardze i części czoła. W duecie z różem i bronzerem stworzył mi dokładnie ten typ makijażu, który nosi Selena Gomez: świeży, dziewczęcy, bardzo glow. Utrzymuje się na skórze przez cały dzień, nie ma co się nad nim zastanawiać. Z tego co pamiętam kosztuje 20 zł.
Nie będę udawać. Zawsze byłam sceptyczna wobec podkładów w sztyfcie. Kojarzyły mi się z twardą teksturą, nieprzyjemnym rozcieraniem i efektem „ciężkiej maski", który pojawia się jeszcze zanim skończysz blendować. Ale że seria Soft Glam od Catrice już nie raz mnie zaskoczyła, to dałam mu szansę. I no właśnie – zaskoczenie numer jeden: konsystencja jest lekka, wręcz miękka, podobna do konsystencji różu, więc również rozmasowuje się na skórze jak masełko. Nie zostawia smug i nie zastyga od razu. Co więcej, bardzo łatwo się blenduje pędzlem, gąbeczką, a nawet palcami. Daje ładny efekt wygładzenia i naturalnego glow z delikatną satynową poświatą. W składzie? Zero mikroplastiku i odżywcza witamina E. To lekki produkt, więc i krycie nie jest ogromne, ale za to kiedy lekko wypudruje twarz, to produkt dobrze utrzymuje się na skórze przez cały dzień.
Wszystkie trzy produkty razem kosztują mniej niż jeden róż z Rare Beauty – i naprawdę dają radę. Nie chodzi o to, by kopiować Selenę Gomez w 1:1. Chodzi o to, by poczuć się tak, jak ona wygląda: świeżo, naturalnie, pięknie. I jeśli da się to zrobić za 60 zł – to ja się piszę. Codziennie.