38-latki Emma i Abi Moore, do niedawna nikomu nieznane bliźniaczki z Londynu, trafiły na strony brytyjskich gazet po tym, jak ogłosiły akcję "Pink stinks" ("Różowy cuchnie"). Brytyjki, z których jedna jest matką dwójki dzieci, na własną rękę rozpoczęły (m.in. na Facebooku i YouTubie) kampanię przeciw ubieraniu dziewczynek na różowo.
- Rodzice, bojkotujcie sklepy, które proponują niemal wyłącznie różowe zabawki i ubrania - piszą na swojej stronie internetowej (www.pinkstinks.co.uk) inicjatorki akcji. Emma i Abi przekonują dorosłych, że nawet przy wyborze zabawki dla dziecka posługujemy się schematami. - Zabawki dla chłopców rozwijają wyobraźnię i budzą zainteresowanie nauką, podróżami, uczą gry w zespole. Dziewczynki zachęca się przede wszystkim do tego, by odgrywały role pięknych księżniczek, których jedyną ambicją jest poślubienie księcia - przekonują kobiety.
Chociaż brytyjskie media nazywają bliźniaczki stukniętymi, ich pomysłowi poświęcają sporo miejsca. Kampanię poparła nawet szefowa ministerstwa sprawiedliwości Wielkiej Brytanii 57-letnia Bridget Prentice. Zdaniem minister, otaczanie dziewczynek różem sprawia, że zawęża się ich wyobraźnia, stają się pasywne, a w dorosłym życiu zawodowym nie potrafią w pełni wykorzystywać własnego potencjału. Równocześnie w internecie rozgorzała dyskusja wśród rodziców. - Będę kupować mojej córce to, co sama uznam za właściwe. Nie potrzebuję doradców - to jeden z licznych głosów.
Rzeczywiście, często słyszę komentarze mam, które ubolewają nad tym, że wybór nowego ubrania dla córki ogranicza się jedynie do wyboru odcienia różu. Podobnie jest zresztą z zabawkami dla chłopców - większość umacnia stereotypy dotyczące tego, jaki powinien być chłopiec, nie uczy zaś empatii ani opiekuńczości. Sama, jako mama dziewczynki, często muszę mocno pokombinować, żeby uniknąć ubierania córki w róż. Oswajanie dziecka wyłącznie z tym kolorem może rzeczywiście być upupiające, bo ten kolor kojarzy się z tradycyjną wizją kobiecości: cukierkową i nieskomplikowaną.
Mimo to myślę, że w Polsce taka kampania na razie nie spotkałaby się z takim odzewem jak w Wielkiej Brytanii, ponieważ Polacy są konsumentami znacznie mniej świadomymi niż Brytyjczycy. W fundacji pracujemy nad podobną inicjatywą. Chciałybyśmy zachęcać rodziców do unikania schematów i powielania stereotypów w wychowywaniu zarówno dziewczynek, jak i chłopców.
Nie ma co straszyć rodziców, że różowy kolor ograniczy rozwój ich córki. To normalne, że gdy dziewczynka ma kilka lat, najbardziej podobają się jej właśnie takie kolory. Nie ma w tym zagrożenia dla jej percepcji świata i rozwoju. W akcji upatrywałabym raczej próby przerzucenia na dzieci upodobań dorosłych, którzy zwykle nienawidzą różu. Zamiast narzucać dziecku własny gust, lepiej pozwolić mu na swobodny rozwój i wybory estetyczne, których sami nie akceptujemy. Minie kilka lat i dziecko samo rzuci w kąt wszystkie różowe zabawki, bo stwierdzi, że teraz woli niebieskie i żółte. Czy wtedy też będziemy panikować?
W kulturach wschodnich róż i czerwień są związane z tzw. czakrą serca, czyli tym centrum psychoenergetycznym naszej osobowości, które odpowiada za radość, pasję i miłość. Wiążą się one z energią oznaczającą pierwiastek żeński. Jung zakładał, że istnieją pewne archetypy, prawzorce, czyli ludzkie cechy, schematy zachowań, które - trochę analogicznie do DNA - są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przyczyn zainteresowania dziewczynek kolorem różowym można się więc doszukiwać właśnie w zakodowanych w nich od dawna upodobaniach. Dzisiejsze kobiety jednak wybierają kolory różowe także dlatego, że po prostu tego je nauczono. Rodzice od małego ubierali je w różowe ubranka, dla chłopców rezerwując niebieskie. Handlowcy zasypują dziecięce sklepy różowymi spinkami, zabawkami, zeszytami. Działa też presja otoczenia - inne dziewczynki mają różowe, to ja też chcę.