Klasyka Dickensa w trójwymiarze

Ebenezer Scrooge to odrażająca postać. Jest skąpy, złośliwy i w gruncie rzeczy nie lubi ludzi. Nawet wigilijny wieczór nie porusza jego uczuć. Spędza go tak, jak lubi najbardziej - samotnie i na liczeniu zysków w swoim sklepie

Dopiero nawiedzające go w tę noc duchy pokażą mu, jak mimo bogactwa żałosne i puste jest jego życie.

Rozgrywająca się w XIX-wiecznym Londynie historia, napisana 166 lat temu przez Karola Dickensa, ma ponadczasowe przesłanie. Zrealizowana w technologii 3D ekranizacja Roberta Zemeckisa dodaje jej supernowoczesną formę. Może nie spodoba się ona konserwatywnym fanom pierwowzoru, ale trzeba przyznać, że metoda motion-capture (nakładanie animacji na prawdziwych aktorów) robi duże wrażenie. Jest mrocznie i niepokojąco, a niejednemu widzowi zdarzy się nawet podskoczyć ze strachu. Duchom odpadają tu szczęki, rumaki mają przerażające oczy, a sceny pościgów wprost wciskają w fotele. U Zemeckisa puenta Dickensa staje się naprawdę przerażająca.

W trójwymiarowego Scrooge'a, a także w trzy odwiedzające go świąteczne duchy wcielił się Jim Carrey. - Nie ulega dla mnie wątpliwości, że dzieło Dickensa to jeden z najwspanialszych utworów o głębokiej przemianie. To rzecz o kimś, kto sam nie czuje miłości, dlatego nie potrafi kochać. Odrobina, a czasem dużo więcej niż odrobina Scrooge'a jest w każdym z nas - mówi aktor.

W filmie, który już w piątek wejdzie na ekrany polskich kin, zobaczymy także Gary'ego Oldmana i Colina Firtha.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.