Nowa Beata na bogato. Beata Kozidrak opowiada o swojej nowej płycie "B3"

Każdą kolejną płytę traktuję jak dziecko, a to, które się teraz urodziło, jest wyjątkowe - mówi wokalistka Bajmu Beata Kozidrak o swojej trzeciej solowej płycie ?B3?.

Z Beatą Kozidrak rozmawia Konrad Wojciechowski.

Posłuchałem płyty „B3” i wstrząsnęła mną pani historia.

– O Jezu! Co pan mówi! [śmiech]

Co piosenka, to piguła, prosto między oczy.

– Bo o taką pigułę mi chodziło. Nie mam czasu na półśrodki, na niedomówienia, na owijanie w bawełnę. Jestem artystką, która powinna pisać to, co czuje – celnie i emocjonalnie. Bo to musi być emocjonalne i ludzkie zarazem.

„ B3” oznacza „bycie wolnym”. O jaką wolność dla siebie pani się upomina?

– To dotyczy i życia prywatnego, i zawodowego. Trzeba mieć odwagę, aby móc się wyzwolić. Twórca sam powinien wybrać swoją drogę. Dla mnie nie było to łatwe, ale czułam, że moja nowa płyta wskaże właściwy kierunek. Wolność, której od niedawna zaznaję, oznacza możliwość otaczania się nowymi ludźmi, którzy są kreatywni i mają coś ciekawego do zaproponowania. Przy nich czuję się, jak nowo narodzona. Album „B3” dowodzi, że można w Polsce zrobić muzykę na najwyższym poziomie, pod każdym względem. Płyta jest bardzo przemyślana – w dwupłytowym wydaniu deluxe są bonusy w postaci premierowego utworu, akustycznych wersji piosenek czy remiksów. Jest nawet jeden kawałek zaśpiewany po angielsku. Zależało mi na zrobieniu ciekawego produktu, bo żyjemy w takich czasach, kiedy płyty słabo się sprzedają, więc trzeba fanom dać coś więcej.

 

Pani chyba o słupki sprzedażowe nie musi się martwić? Jeśli artysta potrafi śpiewać i ma za sobą lata doświadczeń, to sukces murowany.

– Przystępując do pracy nad tą płytą, nie myślałam ani o nagrodach, ani ile zarobię na jej sprzedaży. Miałam po prostu muzyczne marzenie. Kolejne. I wiedziałem, że to dziecko, bo każdą płytę traktuję jak własne dziecko, będzie wyjątkowe.

No to jakie ma ono znaki szczególne?

– W kilku piosenkach słychać klasyczne brzmienie orkiestry. Prawdziwej, ze Śląska. I chór gospel. Po prostu na bogato [śmiech]. Pracowałam z nowym producentem Marcinem Limkiem i bardzo nam zależało, aby ta płyta w warstwie aranżacyjnej była nowoczesna. Tak się w tej chwili gra na świecie. Łączenie gatunków jest fantastyczne, bo przynosi zaskakujące rezultaty, ale w Polsce zbliżanie się do siebie artystów z odległych muzycznie biegunów przytrafia się rzadko. Tym bardziej cieszę się, że nawiązałam kontakt z Anią Dąbrowską, która skomponowała dla mnie kilka piosenek. To dzięki niej poznałam Marcina Limka, który przygotował na próbę aranżację do jednej piosenki, wysłał mi, posłuchałam i. bardzo mnie zaintrygował! Pojechałam do niego do Radomia i zaczęliśmy ze sobą pracować. Nauczyliśmy się siebie. Coś muzycznie zaiskrzyło.

A jak to się stało, że do tego tandemu doszlusowała Ania Dąbrowska?

– Chyba trzy lata temu na rozdaniu Fryderyków zapytałam Anię, czy miałaby coś ciekawego dla mnie. Zapytałam niezobowiązująco. Później ktoś mi zaproponował jej trzy kompozycje. I tak to się zaczęło. Spotkałyśmy się, dwie kobiety.

.dwie blondynki.

– Po prostu artystki.

Takie, które nie dadzą sobie w kaszę dmuchać, niczego narzucić?

– To nas połączyło. Spotkałyśmy się tutaj, w moim nowym domu, w którym teraz siedzimy i rozmawiamy. Przeprowadziłam się do Warszawy i zmiana klimatu pomogła mi w pracy, w nawiązywaniu kontaktów z nowymi ludźmi.

„Warszawka” pani nie przeraża?

– Podoba mi się! Tutaj działa mnóstwo artystów, producentów, z którymi można zrobić wszystko.

W Lublinie można było mniej?

– Tam mieszkałam, miałam studio. Ale nastąpiły zmiany w moim życiu, zapragnęłam nowych doznań twórczych i Warszawa okazała się idealnym miejscem, żeby je zrealizować. Ale nie było łatwo, bo musiałam tę płytę nagrywać między koncertami, u Marcina w Radomiu, co sprawiało logistyczne trudności. Jeździłam tam jednak z wielką energią, wiedząc, że za każdym razem powstanie jakaś piękna piosenka. Nie mogłam się doczekać! Fajnie, że udało się pozamykać piękne melodie w nowoczesnych aranżacjach. To nie miało brzmieć banalnie i tak nie brzmi.

 

Muzyka jest nowoczesna, teksty do bólu życiowe. Jaki obraz kobiety wyłania się z tej płyty? Co o niej wiemy?

– To kobieta dzisiejszych czasów – musi być silna, bo życie bywa dla niej trudne. Ale potrzebuje też opieki i troski mężczyzny. My kobiety czasami kryjemy się pod maską, pokazując, że damy radę – zawieźć dzieci do szkoły, zrobić obiad, pójść do pracy, a po pracy posprzątać. Czy jednak nie zasługujemy na ciepłego partnera? Który nam pomoże? I sprawi, że nie będziemy czuły się samotne. Najtrudniej jest kobietom, które są same. One boją się otworzyć na nową miłość, boją się zakochać. Myślą, że to już jest poza nimi.

A wie pani, że mężczyźni boją się samotnych kobiet?

– A ja słyszałam, że boją się silnych.

Bo to czasami idzie w parze – może te silne właśnie dlatego są same? A później spotykają mężczyznę i chcą go wyręczać w jego męskości.

– To nieprawda! Jeśli tak robią, to widocznie muszą. Nie jestem psychologiem, nie chce się mądrzyć [śmiech]. Ale wiele kobiet mi się zwierza. Szukają spełnienia, miłości, a ja im powtarzam, że w każdym wieku można być szczęśliwą, i że warto zaufać drugiej osobie. A co będzie później – trudno powiedzieć. Żyjemy w dziwnych czasach.

I całe nasze życie jest loterią? Które jak w piosence „Bingo” składa się z sumy przypadków?

– Każdy ma swoją drogę. A jego szczęście zależy od innych ludzi. Przy kimś czujemy się źle, przy kimś innym rozkwitamy i chce się nam żyć. Można rozmawiać godzinami z drugą osobą, zwierzać się jej, być lojalnym, kochać szczerą miłością. Są takie związki. Moje piosenki opowiadają o różnych sytuacjach życiowych – czasami trudnych, ale czasami bardzo szczęśliwych, tak jak w utworze „Upiłam się tobą”.

Myśli pani, że ludzie upiją się tą płytą?

– Chciałam nagrać piosenki dobre pod każdym względem – aby brzmiały nowocześnie, miały melodię i piękny tekst. To jest sztuka. Mam nadzieję, że udało mi się ją osiągnąć. Jestem z tej płyty bardzo dumna i bardzo z nią zżyta. Naprawdę nie ma dla mnie znaczenia, czy na niej zarobię, czy nie. Ważne, że ona jest.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.