Zacznijmy od czegoś, co w bieliźnie rzadko gra pierwsze skrzypce – głęboki fiolet. Nie ten nijaki, przygaszony, ale intensywny i nasycony, jak w kolekcjach Versace czy Bottega Veneta. Komplet Triumph w tym odcieniu to hit, który nie tylko wygląda luksusowo, ale też ma idealny krój, podkreślający sylwetkę. Nie da się przejść obok niego obojętnie! To bielizna, którą masz ochotę nosić, nawet jeśli nikt jej nie zobaczy. Z kolei różowe modele od Gorsenia to coś zupełnie innego niż stereotypowy, landrynkowy róż. Tu mamy intensywność malin i energetyczną fuksję, czyli kolory, które nie są cukierkowe, a wyraziste i pewne siebie. Jeśli myślisz, że różowa bielizna jest infantylna – po prostu nie widziałaś tych modeli.
Projektanci bielizny zaczęli odważniej bawić się kolorem. Szmaragd i limonka? Brzmi jak chaos, ale jest tak piękny, że żal go nie kupić. To połączenie jest nieoczywiste, ale wygląda absolutnie zjawiskowo – jak bieliźniana biżuteria. Skoro mowa o biżuterii – pas do pończoch w kolorze lapis lazuli to coś, co wygląda jak żywcem wyjęte z garderoby królowej. Ciemny, nasycony błękit, koronki i misternie tkane detale – czy istnieje kobieta, której się nie spodoba? Szczerze wątpię. A jeśli wolisz coś lżejszego, biustonosz Gaia w pastelowym błękicie poleca się na wiosenne dni.
Złota i beżowa bielizna ma w sobie coś niezwykle eleganckiego – delikatnie połyskuje, podkreśla opaleniznę i nadaje stylizacjom odrobiny luksusu. Podobne kolory dominują na wybiegach Gucci czy Saint Laurent – to odcienie, które kojarzą się z wakacyjną lekkością i słońcem. Na drugim biegunie jest błękit – ale nie ten zwykły, a lśniący jak tafla oceanu. Modele w tym odcieniu przywodzą na myśl letnie dni nad wodą, ale w wersji ultra kobiecej i stylowej. Warto mieć w swojej kolekcji przynajmniej jedno takie cudo – po prostu dla własnej przyjemności.