Noszą go Beyonce, Justin Bieber i Amelia Windsor, a na wybiegach promują Calvin Klein, Stella McCartney i Ashley Williams. To nie może być przypadek. Wzór tie-dye jest jednym z najgorętszych trendów nowego sezonu, choć jeszcze niedawno nikt nie dałby za niego złamanego grosza. T-shirty pokryte tym barwnym wzorem pamiętamy jeszcze z lat 90. - dekady, którą współcześni projektanci intensywnie przywołują w nowych kolekcjach. Wśród trendów z tamtego dziesięciolecia, tie-dye prawdopodobnie jest jednym z najbrzydszych i najtrudniejszych do przełożenia na język luksusu. Być może dlatego "wypłynął" dopiero teraz, gdy wyczerpano już pozostałe opcje.
"Tie-dye" przetłumaczone z angielskiego oznacza "zawiąż-pofarbuj", co tłumaczy technikę uzyskiwania nieregularnego wzoru na materiałach. Zabieg popularny był już w starożytności, a jego korzeni należy szukać w kulturze prekolumbijskiej. Do mody zachodniej tie-dye przedostał się za pośrednictwem hippisów. W latach 60. dzieci kwiaty garściami czerpały z wszystkiego, co folklorystyczne i ludowe, a najlepiej jeszcze egzotyczne i odległe. Oprócz tego, hippisi, którzy sprzeciwiali się konsumpcyjnemu stylowi życia, sami woleli tworzyć własne ubrania. Walor "handmade" i "do-it-yourself" odnaleźli w technice samodzielnego farbowania koszulek, sukienek i innych elementów odzieży, czyli tie-dye. Ponadto, barwny wzór wpisywał się w psychodeliczną estetykę subkultury z dość otwartym podejściem do tematu używek. Kolorowe wzory wzmagały doznania przy pobudzonych zmysłach. Punktem kulminacyjnym dla subkultury hippisów był festiwal muzyczny Woodstock w 1969 roku. Jedną z gwiazd była Janis Joplin, którą fotografowie uwiecznili na imprezie w barwnej sukience z motywem tie-dye i pomarańczowych okularach "lennonkach".
Pokolenie lat 90. to druga fala stylu "hippie", ale w bardziej ponurym, grunge'owym wydaniu. Niektóre trendy zmodyfikowano, inne przeniesiono w czasie na zasadzie "kopiuj-wklej". W ten sposób tie-dye znowu stało się modne, tyle że tym razem okazało się emblematem subkultur z rodziny "skate". Deskorolkowcy, break-dancerzy, surferzy i rolkarze - to oni nosili charakterystyczne ubrania z barwnym motywem. Pojawiały się też one w popularnych filmach i serialach. Farbowany T-shirt nosiła m.in. Rachel z "Przyjaciół". W latach 90. tie-dye wciąż powstawało w domowych warunkach, choć ubrania z modnym wzorem można było też kupić gotowe w sklepach. Kolorowe bluzki dla dziewczyn często miały też frędzle u Pocahontas, albo sięgały do pępka. Wzorami zdobiono też dodatki, na przykład bawełniane torebki.
Współczesne tie-dye w kwestii wyglądu niewiele się zmieniło. Zmienił się za to charakter trendu, bo z motywu powstałego "na ulicy" i zaadoptowanego przez subkultury, stał się deseniem premium - z najwyższej półki. W tym sezonie na wybiegach prezentowały go takie marki jak Stella McCartney, Salvatore Ferragamo czy MSGM. Luksusowa moda od lat inspiruje się stylem ulicy, ale w przypadku tie-dye kalka jest szczególnie kontrowersyjna. Czy motyw, którego istotą jest domowa i niskobudżetowa natura może być podawany na złotej tacy i sprzedawany za fortunę? Okazuje się, że tak. Co najlepsze, tie-dye zatoczy koło, bo ulica znów zacznie nosić barwny wzór. Z tą różnicą, że zanim ponownie się do niego przekona, będzie go podziwiać na wybiegu i u gwiazd.