Architektura kształci najlepsze projektantki torebek? Mamy na to dowody!

Dwie polskie marki, dwie różne historie, jedna wspólna pasja podparta architektonicznym zacięciem, które pozwoliło im osiągnąć sukces w modzie. Założycielki Mandel i Atomy tłumaczą, jak architektura pomaga im w aktualnym zawodzie, czyli projektowaniu torebek.

KIERUNEK ARCHITEKTURA

U Moniki Szymańskiej i Uli Skłodowskiej (Atomy) wszystko zaczęło się modelowo – dziewczyny dostały się na Architekturę na Politechnice Gdańskiej, gdzie przez kilka lat przygotowywały się do zdobycia tytułu inżyniera. Założycielka marki Mandel, Monika Kalicińska, wybrała studia w Anglii. Uniwersytet w Sheffield słynie z wysokiego poziomu na architekturze krajobrazu, o której wtedy marzyła. Wiedzę teoretyczną jeszcze podczas studiów postanowiła wykorzystywać w praktyce, wyjeżdżając na praktyki do Niemiec, a potem do Szwajcarii. Tam, pracując w dużej firmie, dowiedziała się, na czym tak naprawdę polega praca architekta.

Showroom MandelShowroom Mandel Fot. Katarzyna Żechowicz

Początkowo Monika (Mandel) była zauroczona dosłownie wszystkim: zaczynając od organizacji pracy i życia w Zurichu, aż po projekty, które przyszło jej realizować. To co najbardziej mnie ujęło w tamtej firmie, to totalna spójność projektów z naturą. Bardzo wpłynął na mnie klimat szwajcarskiej autentyczności i stonowanego designu - opowiada Monika. Chłonąc wiedzę na temat zasad dobrego projektowania, zaczęła zdawać sobie sprawę, że „coś zawsze musi wynikać z czegoś”.

Pierwszym etapem w przygotowaniu projektu architektonicznego zawsze jest tworzenie konceptów. Ta umiejętność ukształtowała w mojej głowie ideę od czego zacząć i co zrobić, aby rezultatem była konkretna forma - tłumaczy projektantka. Z perspektywy czasu pierwsze samodzielne "dzieła" wydają jej się śmieszne. Teraz wiem, że w designie powinna panować spójność i wynikanie jedno z drugiego. Nie można myśleć o poszczególnych elementach osobno. Priorytetem jest funkcjonalność i estetyka, a nie szalony pomysł w mojej głowie – opowiada Monika.

Torebka MandelTorebka Mandel Fot. Katarzyna Żechowicz

PRZYSSAWKI NA TELEFON? GENIALNE!

Rzeczywiście, w torebkach Mandel szaleństwa nie widać. Ale jest za to dużo więcej: uniwersalna estetyka i sprytne rozwiązania, które ułatwiają codzienne użytkowanie. Pierwszym pomysłem Moniki było doczepienie do wewnętrznej ścianki torebek przyssawek na telefon. W ten sposób posługując się tylko jedną ręką można szybko wyjąć komórkę bez konieczności szperania w torbie. Projektantka początkowo nie była pewna, czy pomysł spodoba się klientkom i czy nie zostanie uznany za dziwaczny. Reakcja kobiet ucieszyła projektantkę, mówiły „wow, przyssawki na telefon, to jest super”! Ale to nie jedyne funkcjonalne rozwiązanie w torebkach Mandel. Monika jest fanką kieszonek i przegródek. Tutaj nawet szminka ma swój własny kąt!

Nie wiem, czy wewnętrzna organizacja torebek jest związana z architektonicznym wykształceniem, czy moją własną osobowością – mówi projektantka – sama też lubię rzeczy ładne i praktyczne. Jako 10-latka samodzielnie zrobiła sobie łańcuchy na buty, aby nie ślizgać się na lodzie podczas wycieczki do Austrii. Wszyscy z niej żartowali, ale ostatecznie „wynalazek” spełnił swoją rolę. Dziś inżynierskie podejście do przedmiotów ma w małym palcu. Projektując skwery czy parki musieliśmy zawsze myśleć o funkcjonalności. Bardzo często pokazywano nam atrakcyjne, ale zupełnie niewygodne rozwiązania, jako przestrogę, by tego nie robić - opowiada Kalicińska.

Torebka MandelTorebka Mandel Fot. Katarzyna Żechowicz

Torebki Mandel wyróżnia geometria i minimalizm, ale daleko im do surowości. Nie znoszę sztywnych i ostrych zakończeń, ale nie ze względu na estetykę, tylko praktyczność. Jak jest ostry róg w torbie, to z czasem na pewno będzie się wyginał. Torebka w kształcie koła, owszem, wygląda fajnie, ale ciężko ułożyć rzeczy w środku – tłumaczy Monika. Jednym z jej ulubionych modeli jest torba wiaderko – niby koło, ale jednak prostokąt. W środku znajduje się specjalna wkładka wymierzona pod laptopa, bo to torebka do pracy.

"BRZYDZĘ SIĘ CHIŃSZCZYZNĄ"

Oprócz architektonicznego porządku i obsługi profesjonalnych programów, bez których nie wyobraża sobie dziś pracy, Monika nauczyła się też miłości do natury. Dziś przekłada się ona na ostrą selekcję materiałów wykorzystywanych do produkcji torebek. Wybierając skórę kieruję się przekonaniem, że ma być widać, że jest prawdziwa. Nie lubię plastikowych materiałów, brzydzę się chińszczyzną – mówi Monika – w Szwajcarii i Danii, gdzie też byłam na praktykach, bardzo mocno zwraca się na to uwagę. Ostatecznie do realizacji swoich torebek wybrała skóry roślinnie garbowane, ponieważ uważane są za najmniej szkodliwe dla środowiska (w przeciwieństwie np. do skór chromowanych) oraz najlepsze dla ludzi, którzy pracują przy ich obróbce. W naturalnej skórze najbardziej podoba jej się to, że gromadzi w sobie historię. Nawet jeśli pojawi się jakaś rysa, jest ona oznaką prawdziwości i naturalnego piękna. Skóra torebki zużywa się tak samo jak skóra człowieka, muszą być na niej zmarszczki i inne znamiona – tłumaczy Monika.

Surowce kupuje z Włoch, ale torebki szyje w Polsce, w tej chwili praca rozkłada się na trzy szwalnie. Chce, żeby jej produkt był kojarzony z jakością, ale też dostępnością. Nie chcę, żeby klientki musiały czekać miesiącami na moją torebkę – mówi projektantka. W Polsce takie praktyki mają miejsce, przykładem jest Zofia Chylak znana z dużych sukcesów, ale też długiej listy oczekujących na jej produkty.

Mandel - Monika KalicińskaMandel - Monika Kalicińska Fot. Katarzyna Żechowicz

NAGŁA ZMIANA PLANÓW

Dlaczego zrezygnowała z architektury na rzecz własnej działalności? Gdy zaczynałam studia, mój kierunek bardzo mi się podobał. Marzyłam o wielkim biurze projektowym i o tym, że będę planować parki i place. Zawsze byłam dobrą studentką, zależało mi na nauce, ale wszystko zmieniło się, gdy zaczęłam pracować – mówi Monika. Już podczas praktyk zorientowała się, jak bardzo wyobrażenia odbiegają od rzeczywistości. Okazało się, że codziennie musiała zostawać po godzinach, nawet do 2-3 w nocy. Poza tym frustrowało ją, że przygotowywanie projektów ciągnęło się w nieskończoność, pierwotne pomysły musiały być wielokrotnie zmieniane, a czasami nawet nie dochodziło do realizacji inwestycji. Gdy budowałam model jakiejś przestrzeni, często musiałam to powtarzać 20-30 razy. W pewnym momencie zastanowiłam się po co ja to robię i dla kogo. Stwierdziłam, że zbudowanie torebki zajmie mi znacznie mniej czasu – opowiada Monika.

Miarka przebrała się w 2015 roku. Wtedy młoda architekt postanowiła, że czas na zmiany. Wróciła do Polski, ponownie zakochując się w Warszawie i założyła markę Mandel. Nazwa ma dwa wytłumaczenia. Po pierwsze, w języku niemieckim i duńskim „mandel” oznacza „migdał”. Mały, w uwielbianych przez Monikę odcieniach brązu, naturalny – migdał wydawał się idealnym odnośnikiem. Po drugie, Mandel to panieńskie nazwisko babci Moniki.

Torebki MandelTorebki Mandel Fot. Katarzyna Żechowicz

ATOMY? TO NIE BRZMI JAK MODA

Zupełnie inne skojarzenia budzi nazwa Atomy, za którą kryje się równie ciekawy projekt. To marka Moniki Szymańskiej i Uli Skłodowskiej, założona w Gdańsku. Atomy brzmią chemicznie, matematycznie, a przecież chodzi o modę. Nazwa wzięła się z prostego założenia marki – nasze torebki to produkty modułowe, które można ze sobą zestawiać na różne sposoby. Większość z nich powstaje przy wykorzystaniu tych samych kształtów, które roboczo nazywamy atomami – tłumaczą właścicielki.

Oprócz tego, projektantki starają się nie marnować materiałów. Z pozostałości skór po wykonaniu dużej torby przygotowywana jest mniejsza, a ze skrawków – drobne elementy takie jak paski do torebek i saszetki. Wpisuje się to w koncepcję „Lean Manufacturing”, której Monika i Ula od początku są wierne. Polega ona na ograniczaniu marnotrawstwa, zarówno w kwestii surowców, jak i ludzkiej pracy. Od początku miałyśmy w głowie produkt jak najwyższej jakości, który na pierwszym miejscu stawia człowieka – klienta, ale też wytwórcę. Okazało się, że taka forma produkcji powstała już dawno temu, nazywa się Lean Manufacturing, a jej pionierami byli Japończycy z marki Toyota – tłumaczą właścicielki Atomów.

Monika Szymańska i Ula Skłodowska - założycielki marki AtomyMonika Szymańska i Ula Skłodowska - założycielki marki Atomy Fot. Archiwum prywatne Atomy

"PROMOCJA ODPOWIEDZIALNYCH ZACHOWAŃ TO DLA NAS PODSTAWA"

Wybór drogi eko wydawał się Uli o Monice oczywisty. Same też są świadomymi konsumentkami i wiedzą, ile zanieczyszczeń powoduje przemysł odzieżowy. Promocja odpowiedzialnych zachowań w świecie mody to dla nas podstawa – mówią zgodnie. Produkcję postanowiły zlokalizować w Polsce na Pomorzu, a skóry, podobnie jak u marki Mendel, są roślinnie garbowane. Ula i Monika korzystają z surowców wyprawianych tradycyjnymi i ekologicznymi metodami. Z tego powodu używana przez nich skóra jest mniej plastyczna i wymaga dużo ręcznej pracy. Wspieranie lokalnych warsztatów i podtrzymywanie rodzimego fachu to dla nich powód do dumy, ale też kwestia lepszej logistyki. Sprawujemy bieżącą i pełną kontrolę nad procesem tworzenia naszych torebek. Nie wyobrażamy sobie delegowania produkcji poza bliskie otoczenie – mówią projektantki.

Obie są fankami minimalizmu, co widać w proponowanych produktach, ale jak same przyznają, nigdy nie miały zamiaru trzymać się sztywno wyznaczonych sezonów czy trendów. Zależało im na uniwersalnych i ponadczasowych projektach. Każda z nas posiada w szafie skórzaną torebkę odziedziczoną po babci albo mamie. Były one dla nas źródłem inspiracji przy opracowywaniu form, które za 5 czy 10 lat nadal będą aktualne – tłumaczą Ula i Monika. Obecnie w kolekcji Atomów królują trzy barwy: czerń, beż i czerwień, ale dziewczyny planują wprowadzenie limitowanych serii o bogatszej kolorystyce. Ulubionym modelem Moniki jest No. 10, czyli flagowy produkt marki. Z kolei Ula jest dumna z rączek drukowanych metodą 3D (występują m.in. w modelach No. 3 i No. 1).

Bezpośredni związek z architekturą przekłada się na kształt torebek AtomyBezpośredni związek z architekturą przekłada się na kształt torebek Atomy Fot. Archiwum prywatne Atomy

GDY MARZENIA STAJĄ SIĘ CELAMI

Ula i Monika zdają sobie sprawę, że bezpośredni związek z architekturą to ich mocna strona. Na co dzień poszukujemy przemyślanych, funkcjonalnych i ładnych form, które mają służyć wygodnemu życiu. Architektura jest naszym wielkim sprzymierzeńcem w procesie projektowym – potwierdzają dziewczyny. Monika, oprócz zajmowania się Atomami, współprowadzi biuro projektowe. Specyficzne spojrzenie na świat, którego wyuczyła się w zawodzie architekta, przekłada się na torebki – symetryczne, regularne i estetyczne. W środku wykończone są „na surowo”, ponieważ priorytetem jest odpowiednia organizacja przestrzeni. Stąd przegrody, zamki i kieszenie. Marka Atomy została niedawno wyróżniona znakiem jakości Must-Have podczas Łódź Design Festival. Co dalej? W tym momencie szykujemy się na targi w Nowym Jorku, lada moment wypuścimy też naszą trzecią, bardzo wyczekiwaną kolekcję – opowiadają projektantki. Plany ustawiają się u nich w kolejce i dziewczyny mają nadzieję, że starczy im sił oraz czasu na wszystkie projekty.

U Moniki z Mandela tempo jest podobne. Marzenia od razu stają się celami, a gdy tylko udaje się je zrealizować, na horyzoncie pojawiają się kolejne. Co poradziłaby młodym osobom, które zastanawiają się nad zmianą branży? Robić to co się lubi, nie tkwić, nie gnić w czymś, co nie przynosi szczęścia - mówi. Sama też snuje plany związane nie tylko z pracą. Chciałabym się ustabilizować, żyć jak dorosły człowiek, a nie z dnia na dzień i ciągle na walizkach – przyznaje. Stabilność okazała się też mocnym wsparciem dla Moniki i Uli z Atomów. Po trzech wspólnych latach pracy dalej potrafimy nawzajem się motywować i działać - mówią - Udaje nam się z sukcesem łączyć biznes z przyjaźnią i często zasypiamy wspólnie przy filmie ze szkicownikiem w dłoniach.

Atomy studioAtomy studio Fot. Atomy