Amerykański klub, który przyciągał największe nazwiska i tworzył modę lat 70. Studio 54 było domem rozpusty

Dzisiaj nie ma już takich klubów. Tam alkohol lał się cysternami, a podłogi pokryte były warstwą kokainy. Nic więc dziwnego, że żadnej imprezy nie opuścił tam Halston, Mick Jagger i Andy Warhol.

Miejsce, które zgromadziło tysiące artystów, celebrytów i polityków

Nie musiałeś tam bywać, jeśli jednak chciałeś istnieć dla świata, powinieneś. Studio 54 było domem mody, domem sztuki i domem muzyki. Do tej pory uważa się ten klub za jedno z największych i najbardziej znaczących dla świata mody i muzyki miejsc, które stało się ośrodkiem ekstazy i hedonizmu końca lat 70. W dniu otarcia klubu bawiły się tam gwiazdy takie jak Woody Allen, Liza Minneli, Halston, Andy Warhol czy Jerry Hall. Tydzień później swoje urodziny zorganizowała tam muza lat 70. - Bianca Jagger, która pojawiła się w Studiu 54 na białym koniu, prowadzącym przez nagiego mężczyznę. Od tamtej pory manhattański klub stał się miejscem elit. 

 

Założyło go dwóch przyjaciół Ian Schrager i Steve Rubell. Klub powstał z przerobionego Gallo Theater  – znajdującego się pod numerem 254 West 54th Street studia telewizji CBS, gdzie wcześniej nagrywano programy rozrywkowe. Schrager chciał, aby było to miejsce bez podziałów, wolne od problemów i smutków. Razem z Steve’em przemienili studio telewizji w pełnowymiarową dyskotekę w zaledwie 1,5 miesiąca. Klub zaprojektowali znani scenarzyści i projektanci. Temat przewodni - lustra. W klubie nie zabrało też rzeźb, wiszących żyrandoli z paciorkami, neonowych świateł i skórzanych kanap. W samym centrum klubu wisiał wymowny księżyc, wciągający kokainę ze srebrnej łyżeczki.

 

Wielkie otwarcie 

26 kwietnia 1977 pod drzwiami Studia 54 stały dzikie tłumy. Plotki na temat nowego miejsca szybko rozpowszechniły się, po spragnionym ekstazy Nowym Jorku. Rubell od początku imprezy, ubrany w najlepszy garnitur, witał i zapraszał gości. Przez kolejne trzy lata to on decydował, kto ma wstęp do Studia. Klub stał się najgorętszym miejscem na mapie Manhattanu. Nie wpuszczano tam źle ubranych osób. Chociaż założyciele uważali, że wstęp ma każdy, nie było to prawdą. Na parkiecie spotykali się przedstawiciele najróżniejszych warstw społecznych, różnych ras i orientacji, jednak zasada była jedna - musisz być dobrze ubrany. Nie mogłeś przyjść w kapeluszu i nieuprasowanej bluzce. Rubell cały czas czuwał. Nawet znane osoby, np. muzycy The Rolling Stones nie zawsze byli mile widziani. Mick Jagger wchodził za darmo, jednak jego towarzystwo często wypraszano ze względu na nieodpowiedni ubiór.  

 

Nic więc dziwnego, że Studio 54 zaczęło w pewnym momencie stanowić oddzielny rozdział w historii mody. Spotykała się tam cała śmietanka towarzyska ówczesnych lat. Jednym ze stałych bywalców był Halston, amerykański projektant, który zasłynął z kapeluszy szytych dla samej Jackie Kennedy. Pojawiał się tam często z młodziutką Lizą Minnelli i Biancą Jagger. To one lansowały trend na długie, satynowe, lśniące sukienki wyszywane cekinami. W klubowych stylizacjach nie zabrakło też prześwistujących tiulów, siatki, uprzęży i lateksu. Mężczyźni najczęściej wybierali garnitury - Halston, klasyczny czarny model dopasowany do ciała, Dawid Bowie - satynowy, biały komplet z jedwabną koszulą z odważnymi wzorami. 

 

Najbardziej znane nazwiska 

Kogo jeszcze nie mogło zabraknąć w najbardziej znanym klubie lat 70.? Razem bawili się tam Karl Lagerfeld i Calvin Klein, Andy Warhol i Cher, Sylvester Stallone i Donald Trump, a nawet Freddie Mercury i Salvador Dali. Klub odwiedzały też często inne osobistości, w tym postacie ze świata polityki i mediów - Pierwsza Dama Betty Ford czy Diana Vreeland. Założycielom zależało na znanych nazwiskach, ale to zabawa stanowiła priorytet. Za drzwiami Studia 54 znikały podziały. Tam każdy bawił się z każdym, nie tylko w rytm głośnej muzyki disco, ale też z pomocą alkoholu i narkotyków. 

Nikt nie ukrywał, że w Studiu 54 dzieją się dantejskie sceny. Alkohol lał się tam litrami, a narkotyki leżały wszędzie. Stoły i podłogi były pokryte białą warstwą kokainy. Seks uprawiano w łazienkach, korytarzach, a nawet na scenie. W Studiu leżały specjalne materace, porozstawiane po kątach dla gości, którzy potrzebowali chwili dla siebie. Narkotyki rozprowadzał sam Rubell. Każdy wiedział, co tam na niego czeka. Manhattański klub zaczęto nazywać "Disneylandem dla dorosłych".

 

Trzyletni rausz, który szybko się skończył

Pierwsze kłopoty zaczęły się dość szybko. Klub niejednokrotnie przeszukiwano ze względu na brak licencji na sprzedaż alkoholu. W pomoc Rubellowi i Schragerowi zaangażowała się nowojorska mafia, lecz nawet to nie uchroniło przyjaciół przed zamknięciem klubu. Władze uwzięły się na Iana i Steve'a i co kilka dni przeszukiwały ich dom i gabinety. Znalazły tam gigantyczne ilości kokainy i nieopodatkowanych pieniędzy. W listopadzie 1979 roku przedsiębiorcy byli zmuszeni do przyznania się do winy. Zostali skazani na 3,5 roku pozbawienia wolności. 2 lutego 1980 roku zorganizowali ostatnią imprezę z rozmachem i gwiazdorskim składem. Następnego dnia oddali się w ręce władz, a klub zamknięto. 

 
 

Studio 54 - miejsce, które nie miało następcy

Studio 54 było jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem dla artystów tamtego okresu. Rodziły się tam przyjaźnie na całe życie, ale też umierały zahamowania i zdrowy rozsądek. Niezliczona ilość znanych osób popadła tam w poważne nałogi - hazard, seksoholizm i narkomanię. Wiele z nich stoczyło się i świat o nich zapomniał. Klub był siedliskiem chorób przenoszonych drogą płciową, a jednocześnie miejscem inspiracji. Andy Warhol niejednokrotnie podkreślał, że przebywanie w Studiu 54 zaowocowało niejednym obrazem, Liza Minneli, występując tam gościnnie, zdobyła kilka kontraktów na kolejne lata, a Bianca Jagger stała się muzą lat 70. 

 

Czemu Studio 54 znów jest na tapecie?

Wracamy do trendów z tamtego okresu. I nie chodzi tutaj o narkomanię i alkoholizm, a wyczucie stylu i modę. Na nowo seksualizujemy modę w dobrym tego słowa znaczeniu. Projektanci wracają do korzeni i inspiracji z lat 70. - znów trendy są uprzęże, lateks, skóra i satyna. Kobieta 2022 roku to domina, która stawia na swoim. Świetnie i ze smakiem podkreśliła to Victoria Beckham weselną stylizacją, którą założyła na ślub swojego syna Brooklyna Beckhama i Nicoli Peltz. Projektantka zdecydowała się na srebrną kreację slip dress, którą zaprojektowała wraz z Larą Barrio, dyrektor kreatywną marki Beckham. Sukienka uszyta jest ze specjalnego materiału, który Victoria zamówiła z Como. Przyciąga uwagę fakturą i delikatnością. Trzy francuskie koronki ręcznie naszyte na tkaninie, jeszcze lepiej podkreślają jej niepowtarzalny efekt. Sukienka wygląda jak tafla wody i nawiązuje do klubowej sceny, którą reprezentowało w latach 70. Studio 54. 

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.