Pierwsze, co mnie urzekło, to chłodząca, metalowa końcówka aplikatora. Poranny masaż nią to jeden z najprzyjemniejszych rytuałów z rana. To jak przyłożenie kostki lodu do opuchniętych oczu – natychmiast niweluje opuchliznę i daje uczucie orzeźwienia. Sama formuła kremu to lekki, bezzapachowy mleczny żel-krem, który wchłania się w sekundę. Wszystko bez zarzutu.
A co mamy w składzie? Całą armię peptydów prokolagenowych, które, mówiąc prosto, wnikają w skórę i „informują" jej komórki, aby produkowały więcej kolagenu, elastyny i keratyny. Ostatnio zwracam na nie szczególną uwagę i zgłębiam temat. Widziałam na TikToku, że Ewa Olczak-Dziadolska, wieloletni kosmetolog gwiazd takich jak Julia Wieniawa, Maffashion czy Zalii, sama nie wyobraża sobie pielęgnacji bez peptydów. Te w wydaniu Paula's Choice naprawdę się u mnie sprawdziły.
Używam produktów od prawie miesiąca. Czy spełniły oczekiwania? Przyznam, że nie mam jeszcze zmarszczek, żeby móc określić, czy krem pod oczy je niweluje, ale na pewno skóra pod nimi jest bardziej napięta i gładsza. I co najważniejsze – spojrzenie wygląda na bardziej wypoczęte. Tego właśnie chciałam, zwłaszcza że zdarza mi się niedosypiać.
Wiecie, że marka Paula's Choice istnieje już od 30 lat? Koleżanka, która często jeździła do USA, słyszała o niej świetne opinie, ale ja poznałam ją dopiero rok temu. Właścicielka marki kładzie duży nacisk na rzetelną edukację w branży kosmetycznej. I faktycznie, w ich składach nigdy nie znalazłam „zapychaczy". Produkty zawsze dobrze się u mnie sprawdzały, zwłaszcza te odpowiednie dla mojego typu skóry.
Dla suchej i bardzo suchej cery przetestowałam krem nawilżający z peptydami. Zakochałam się w opakowaniu z higieniczną pompką, która wydobywa idealną porcję produktu. Sama konsystencja jest przepiękna – bogata, ale nietłusta. To komfortowy, otulający krem, który nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze. Używam go po serum, jako domknięcie pielęgnacji. Razem z serum tworzą duet idealny – jedno działa w głębi, drugie chroni i odżywia skórę na powierzchni.
Krem świetnie sprawdza się pod makijażem, nie roluje się i sprawia, że skóra przez cały dzień jest niesamowicie miękka, nawilżona i jakby „pełniejsza" w dotyku. Nie kupuj go, jeśli nie lubisz dogłębnie nawilżonej i ujędrnionej skóry. Jedyny minus? Mogliby od razu zrobić litrowe opakowanie.
Ta nowa, różowa, peptydowa linia to od teraz mój święty Graal, bo ten trzeci produkt również bardzo lubię. Pro-Collagen Peptide Gloss Balm to miły dodatek, aczkolwiek jesienią i zimą jest absolutnie niezbędny. Balsam w mini różowym opakowaniu to kuracja w formie błyszczyka. Podobnie jak reszta serii, jest naszpikowany peptydami. Ma gęstą, ale absolutnie nieklejącą się, maślaną formułę. Na ustach daje przepiękny „mokry" blask i delikatny różowy kolor, który podbija naturalny odcień warg. Na dużą pochwałę zasługuje także długość działania produktu na ustach. Zawsze wydają mi się pełniejsze i gładsze, przynajmniej aż do momentu, gdy kładę się spać.
Używam go też zresztą jako maseczki do ust na noc. Nie ukrywam, że miło jest obudzić się rano z ustami niesamowicie gładkimi, nawilżonymi i jakby pełniejszymi. Wszystkie suche skórki znikają.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!