Z Kasią Kowalską rozmawia Artur Tylmanowski.
- Szczerze mówiąc, jeszcze jakiś czas temu sama bym się tym zdziwiła. Teraz czuję, że zrobiłam coś, co powinnam. Numery Grześka są świetne i za rzadko je słyszymy. Kiedy kilkanaście lat temu produkował moją pierwszą płytę robiłam wszystko, żeby Grzegorza omijać. Również potem, kiedy spotykaliśmy się, byłam nieobecna, byłam młoda i uciekałam od wszystkiego. Teraz chciałabym mu wiele rzeczy powiedzieć. Ta płyta i moje emocje to dla niego, człowieka będącego "gdzieś tam". To takie późne podziękowanie.
- W 1994 również grałam w klubach bez nagłośnienia, za parę złotych. Oczywiście każdy chciałby grać dla swojej publiczności i tak jest na koncertach klubowych, które gram wiosną, jesienią. A koncerty plenerowe? Jest rożnie, ale jak je gramy, to gramy najlepiej, jak potrafimy. Wszędzie.
- Czy ja wiem? W środku nadal jestem taka jak kiedyś - tak samo nie pogodzona ze sobą, a ty chyba nabrałeś się na ten sceniczny wizerunek. Jestem dosyć specyficzną kobietą, a łagodna jestem tylko dla swoich dzieci.
- Ma rację, bo się nie da. Dlatego trzeba robić przerwy albo nagrywać inną płytę, tak jak ja.
- "Reinkarnacje". Chciałabym móc napisać kiedyś tak piękny tekst o kimś, kogo się tak właśnie kocha.
- Na jednego maila odpowiedział mi tylko Mike Patton, ale to już coś (śmiech). Wiesz jak to jest - impreza, poklepywanie po plecach, a potem zwykle nic. Najbardziej żałuję, że nie miałam ze sobą swojej pierwszej mojej płyty "Gemini", kiedy rozmawiałam z Jimmy Page'm. Był bardzo ciekawy jak dziewczyna może zaśpiewać ,,No Quarter''.
- Gram w tenisa. To znaczy uczę się grać. Gotuję, teraz odgarniam śnieg. Mam dwójkę dzieci. Uwierz mi, mam co robić.
Kasię Kowalską śpiewającą piosenki z płyty "Moja krew" będzie można usłyszeć 18 grudnia w toruńskim klubie "Od nowa". Na corocznym koncercie poświęconym Grzegorzowi Ciechowskiemu (22 grudnia przypada rocznica jego śmierci) zagrają także Czesław Mozil oraz Gaba Kulka.