"Rewia Kieszonkowa - Różowe Konie" to pierwszy w Polsce spektakl z elementami stand up comedy. Gatunku, który polscy widzowie znają z amerykańskich filmów albo nieudolnych wersji w kilku kanałach telewizyjnych. Aldona Jankowska widzi w nim ogromne wyzwanie i nową formę kontaktu z widzem. - W Polsce jest przesyt kabaretem biesiadnym. To, co się sączy z telewizorów i estrady, często jest parodiowaniem widzianego poprzednio kabaretu. A to już po prostu nie jest śmieszne - mówi.
Inspiracją dla spektaklu "Różowe Konie" były wesela, na których artystka pracowała jako wodzirej.
- Widziałam wiele: od wesela w stylu country, przez styl musicalu Chicago, po bezalkoholowe oazowe, których najgorszemu wrogowi nie życzę. Ale bezpośrednio zadziałał na mnie pewien ślub, na którym zostałam przypadkowo świadkiem. Udzielała go pani urzędnik z 30-letnim doświadczeniem - sztampa, rutyna, trudno to opisać - opowiada artystka. Tytuł zaczerpnęła z dokumentu o polskich weselach. - Pewna panna młoda marzyła, żeby do ślubu zawiózł ją różowy koń. No, i pomalowali go, i zawiózł...
Aktorka ma w swoim repertuarze także program "Jeśli nie ja, to kto", z którym zjeździła już kawałek kraju. - Stand up comedy angażuje publiczność, więc nie da się koło tego przejść obojętnie. Pamiętam, jak w małej miejscowości mówiłam fragment o nauczycielce, która bardzo chce powrotu Giertycha. Nauczycielki na widowni były bardzo ubawione. Zdarzały się też sytuacje, że rząd dewotek opuścił mój program z oburzeniem. Nie mogły słuchać o polskim miłosierdziu w moim wydaniu. To trudny gatunek, bo nie można się schować za reżyserem. Jest scena, mikrofon i ja - mówi artystka.
Danuty Hojarskiej artystka nigdy nie poznała, ale spotkała jej partyjną koleżankę Renatę Beger. Ponoć zarykiwała się ze śmiechu. Aldona Jankowska przyznaje, że występ w "Rozmowach w tłoku" nadał rozpędu jej karierze aktorskiej i choć już posłanki Hojarskiej nie parodiuje, to często jest z nią kojarzona. - Raz dopadł mnie o północy na krakowskim rynku pijany jegomość, prosząc o to, żebym zatelefonowała do jego żony. Dałam się ubłagać i głosem Hojarskiej zapewniłam małżonkę, że mąż cały i zdrowy, i że nam się trochę przeciągnęło. Śmiała się. Kiedyś w hotelu w Warszawie nie było miejsca i udawałam Hannę Gronkiwicz-Waltz. No, i się znalazło.
Ogromna popularność "Rozmów w tłoku" wskrzesiła w Polsce na skalę masową kabaret polityczny, który nie wiedzieć czemu zniknął. Po latach komuny, mistrzowskiego Kabaretu Tey, późniejszych szopek politycznych i "Polskiego ZOO", które gromadziły przed telewizorami całe rodziny, zapadła cisza. Czy wygłupy polityków przestały nas już śmieszyć?
- Kabaret polityczny pojawia się z pewną misją, kiedy istnieją realne problemy. Myślę, że 3 lata temu, kiedy Samoobrona i LPR doszły do władzy, wiele osób w tym kraju zastanawiało się, jak mogło do tego dojść. Te afery, ta słoma w butach. Śmiech jest w takich sytuacjach bardzo poważną bronią. Myślę, że Szymon Majewski bardzo się przysłużył krajowi, obśmiewając tamtych polityków - dodaje Jankowska.
Premiera "Różowych koni" w sobotę w krakowskim teatrze Groteska