Urodzona buntowniczka

Brakowało mi jaj, żeby pokazać moje piosenki światu. Do czasu, kiedy pragnienie zaśpiewania stało się silniejsze niż strach - mówi hollywoodzka gwiazda Juliette Lewis, która właśnie wydała czwarty album ?Terra Incognita?

Aktorzy, którym przychodzi ochota na podbój sceny muzycznej, to na ogół przypadki jeśli nie żałosne (wystarczy przywołać Bruce'aWillisa i jego bluesowy projekt), to dziwaczne (jak Joaquin Phoenix, który zapowiedział ostatnio, że porzuca kino dla hip-hopu). Jednak Juliette Lewis jest inna. Nominowana do Oscara na początku swojej kariery (za rolę drugoplanową w"Przylądku strachu" w1991) aktorka ciągle pojawia się na ekranie, ale od 2003 roku, gdy założyła zespół The Licks, muzyka odgrywa w jej życiu większą rolę niż kino.

Odkąd w 1995 roku zagrała w filmie "Strange Days" wokalistkę kapeli rockowej, świat usłyszał jej fantastyczną wersję numeru PJ Harvey "Hardly Wait". - Pisałam piosenki przez całą ostatnią dekadę - przyznała w wywiadzie dla brytyjskiego "Guardiana". - Ale po prostu brakowało mi jaj, żeby pokazać moje piosenki światu. Aż do czasu, kiedy pragnienie zaśpiewania ich na żywo stało się silniejsze niż strach.

Decyzja odważna zdwóch powodów. Lewis nie była zwyczajną hollywoodzką aktorką, lecz gwiazdą. Skończyła właśnie 30 lat. W tym wieku raczej rozwiązuje się zespoły rockowe, niż je zakłada. Juliette miała więcej do stracenia niż zyskania.

To ryzyko opłaciło się. Trzy ciepło przyjęte przez krytyków płyty z The Licks i kilka piosenek, które stały się umiarkowanymi przebojami, to może i nie są osiągnięcia, które od razu robią z niej drugą Janis Joplin. Ale widać, że Juliette czuje muzykę, a przede wszystkim czuje klimat rockowego koncertu.

Przy pracy nad nową płytą Juliette zrezygnowała ze współpracy z The Licks. Jej nowy zespół nazywa się The New Romantiques. - Pięć lat uczyłam się, jak być kompozytorem i wykonawcą. Teraz postanowiłam zerwać ze wszystkimi muzycznymi nawykami, jakich nabrałam. "Terra Incognita" oznacza nieznane terytorium, w jakie chciałam zapuścić się na tej płycie.

Wyszło nieźle. "Terra Incognita" to 12 kompozycji, w których słychać zarówno echa garażowego rocka z lat 60. czy The Doors, jak i PJ Harvey czy nawet Toma Waitsa. Juliette łatwo przeskakuje od niemal radiowych piosenek przywołujących na myśl komercyjne country czy pop rock zlat 80. ("Uh Huh") do rasowego bluesa ("Hard Lovin Woman") i mrocznych gitarowych jamów ("Junkyard Heart", "Noche Sin Fin"). A przy okazji robi to, co potrafi najlepiej - uwodzi niepokojącym, chwilami bardzo dynamicznym, krzykliwym, czasami zaskakująco niskim głosem. Lewis nie jest znudzoną hollywoodzką gwiazdą, której zachciało się przybrać pozę zbuntowanej rockmanki. Ona dzisiaj po prostu jest zbuntowaną, niepokorną rockmanką.

"Terra Incognita" Juliette Lewis & The New Romantiques The End Records

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.