Czy 30-latka bez pary to stara panna?

Granica staropanieństwa stale się przesuwa. Dziś na widok trzydziestolatki nikt nie szepcze, że to bidulka, której nikt nie chciał

Michał Stangret: Młodzi Polacy twierdzą, że Polska nie jest krajem dla singli. Oni chcieliby zająć się sobą, a słyszą, że czas pomyśleć o dzieciach. Skąd ta presja?

Aldona Żurek: Wyssaliśmy ją z mlekiem matki. Przez wieki więzy rodzinne były dla nas fundamentem, powiedziałabym nawet - ostoją narodu. Długo nie mieliśmy państwowości, a najeżdżani przez innych zamykaliśmy się w rodzinach. Taki model życia ostatecznie scementował komunizm, a pomógł w tym Kościół, który podtrzymywał etos polskiej rodziny. W takich warunkach nawet ci bardziej odporni na presję środowiskową w końcu zaczynają szukać męża czy żony. W najlepszym wypadku poppadają w wyrzuty sumienia, że nie zakładają rodziny.

Kto wpędza ich w poczucie winy?

Np. mamy, które straszą córki staropanieństwem i wymuszają na nich szukanie trwałego związku. Zdarza się, że mówią wprost - moje koleżanki mają już wnuki i ja też chcę zostać babcią. Bywa, że dziadkowie szukają zabezpieczenia na starość i dlatego chcą znać plany rodzinne swoich dzieci. Do tego dochodzi też presja najbliższych przyjaciół, którzy zakładają własne rodziny.

Single skarżą się, że dobija ich widoczny w dużych miastach baby-boom.

A ja mam wrażenie, że cała ta "prorodzinna atmosfera" jest bardziej wirtualna niż realna. Tych atakujących zewsząd wózków, na które skarżą się single, wcale nie jest więcej niż kiedyś. Po prostu są ładniejsze, bardziej kolorowe i bardziej rzucają się w oczy. Jeśli powstała jakaś moda na posiadanie dzieci, to najbardziej widać ją na okładkach czasopism. Celebrities chwalą się nimi, bo ich po prostu stać na rodzinę. Tyle że zapewne dwa-trzy lata temu podobna liczba gwiazd brała śluby i spodziewała się dzieci, tylko media o tym nie informowały. Dziś lepiej sprzedaje się informacja, że jakaś znana singielka w końcu wychodzi za mąż niż że ktokolwiek znany jest singlem.

Liczby nie potwierdzają baby-boomu?

- Nie pozostawiają złudzeń - to mit. W zeszłym roku zarejestrowano 30-tys. wzrost liczby urodzeń w stosunku do poprzedniego roku. O baby-boomie można by mówić, gdybyśmy ten wzrost mierzyli nie w dziesiątkach, ale w setkach tysięcy. Tymczasem niezależnie od lekkich wzrostów ostatnich lat od lat 80. notujemy długofalowy spadek urodzeń. O lekkim i zaskakującym baby-boomie możemy mówić np. w przypadku Francji, gdzie współczynnik dzietności [liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym 15-49 lat] przekroczył 2, co już jest poziomem zapewniającym zastępowalność pokoleń. U nas to marne 1,24-1,25. Dziś nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało się u nas w sytuacji demograficznej zmieniać.

Czy w takim razie nacisk wywierany na singli też będzie się zmniejszać?

- On już się zmniejsza. Dziś młodym częściej pozostawia się swobodę wyboru, a oni mniej przejmują się tym, co mówią o nich inni. Oczywiście inaczej wygląda to w mniejszych miastach czy na wsiach, gdzie przywiązanie do tradycyjnego modelu jest większe. Ale w metropoliach singlom już jest łatwiej. Stopniowo zmienia się myślenie, że najważniejszą rzeczą, jaką trzeba zrobić w życiu, jest wyjście za mąż czy ożenienie się.

Trzeba też pamiętać, że na decyzje dotyczące zakładania rodziny wpływa ekonomia. Idzie kryzys, który wcale nie będzie sprzyjać poświęcaniu się sprawom osobistym. Co więcej, mimo tych kilku ostatnich lat prosperity zwyczajnie nie stać nas na dzieci. Rodzina to kosztowna sprawa i nic nie wskazuje na to, byśmy w najbliższych latach mogli sobie pozwolić na więcej.

Stare panny nie mają się co martwić?

- Ani trochę. Ich rówieśniczki i rówieśnicy też będą coraz bardziej odkładać ostateczną decyzję dotyczącą zawarcia trwałego związku. Granica staropanieństwa i starokawalerstwa będzie się więc podnosiła. O ile jeszcze niedawno za wiek staropanieństwa można było uznać 30 lat, bo 80 proc. kobiet wychodziło za mąż zanim ukończyło trzydziestkę, to dziś są to już 34 lata. W przypadku mężczyzn to 37 lat. Abstrahując jednak nawet od wytyczania granic wiekowych, dziś już nawet samo określenie "stara panna" nie jest niczym negatywnym. Teraz na widok samotnej 34-latki nikt nie szepce, że to bidulka, której nikt nie chciał. Ona może być nadal bardzo atrakcyjną kobietą, która podbiłaby serce niejednego nastolatka.

dr Aldona Żurek, socjolog rodziny z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autorka książki "Single. Żyjąc w pojedynkę"

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.