Zjednoczone Stany Miłości. Kobiety w fazie ekstremum

- Mógłbym się zachować jak każda z moich bohaterek - przyznaje Tomasz Wasilewski. Jego "Zjednoczone Stany Miłości" doceniono w konkursie festiwalu w Berlinie, skąd reżyser wrócił w lutym ze Srebrnym Niedźwiedziem. Teraz film trafia do kin.

W "Zjednoczonych Stanach Miłości" Wasilewski rozpisał opowieść o pragnieniach i niespełnieniu na cztery bohaterki mieszkające w przaśnym bloku, w małym mieście na początku okresu transformacji. W rolach głównych Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz, Julia Kijowska i Dorota Kolak.

Z Tomaszem Wasilewskim rozmawia Piotr Guszkowski

Dlaczego kobiety?

- Tak naprawdę, nie wiem. Może dlatego, że bardziej czuję kobiecą wrażliwość? W kobietach tkwi jakaś tajemnica. Cały czas próbuję tę tajemnicę odkryć, lecz mi się to nie udaje. Poza tym mam wrażenie, że tematy, które chcę poruszać w moich filmach, u kobiet są niejednoznaczne. Nic nie jest tylko czarne albo tylko białe, wszystko mieści się gdzieś pomiędzy, w szerokim zakresie emocjonalnych barw. I właśnie to, co pomiędzy, interesuje mnie najbardziej.

Jak ujęła to grająca jedną z głównych ról Marta Nieradkiewicz, bohaterki "Zjednoczonych Stanów Miłości", mimo że boleśnie odbijają się od ściany, wciąż wyciągają po coś rękę.

- Pełna zgoda. Jednak z drugiej strony wydaje mi się, że ja tak samo wyciągam rękę. To nie jest zarezerwowane dla kobiet. Przede wszystkim chcę opowiadać o człowieku. W tych kobietach jest bardzo dużo z mojej wrażliwości, mojego spojrzenia na świat. Mógłbym się właściwie zachować jak każda z nich. Oczywiście, zostaje to przefiltrowane przez postać i kreację aktorską. Jednak w sensie pierwotnym to są moje myśli.

Mężczyzn w tym świecie w ogóle nie ma, a jeśli już są, przynoszą ból i rozczarowanie.

- Chciałbym, żeby było jasne, że interesowały mnie relacje, a nie role społeczne. Interesowało mnie niespełnienie. Gdybym odwrócił sytuację i opowiedział o mężczyznach, wówczas ten ból przynosiłyby kobiety.

Choć historie bohaterek wpisałeś w bardzo konkretne czasy, nie skupiasz się na portretowaniu rzeczywistości transformacyjnej.

- Kontekst społeczny - czy to homoseksualność i poszukiwanie tożsamości w przypadku „Płynących wieżowców”, czy tym razem przełom ustrojowy 1989 roku ze związanymi z nim nadziejami i bagażem oczekiwań - wykorzystuję jako tło. Mając taki background w filmie, mogę zabrać się za szukanie w ludziach emocji. Zgłębić ich stan umysłu. A w tym konkretnym przypadku zobaczyć, jakie dramaty rozgrywały się za zamkniętymi drzwiami mieszkań.

Czasy są jednak nieprzypadkowe.

- Ze względu na emocje film mógłby się dziać współcześnie, ale naprawdę wierzę w to, że wybory tych kobiet byłyby dzisiaj inne. Komunizm ograniczał myślenie, narzucał perspektywę. Po ponad ćwierć wieku w wolnym kraju mamy zupełnie inną świadomość, inne doświadczenia oraz dostęp do całego świata, co kształtuje naszą percepcję i przekłada się na życiowe wybory.

Do współpracy zaprosiłeś operatora Olega Mutu. Łatwo było go przekonać?

- Łatwo. Olegowi spodobał się scenariusz i moje podejście, wysłałem mu szereg zdjęć, inspiracji. Zrobiliśmy próbny dzień zdjęciowy, żeby sprawdzić, jak się dogadujemy. Dogadywaliśmy się świetnie. Dopiero potem, już w trakcie zdjęć, zorientowałem się, że właściwie codziennie odbiera podobne telefony.

Dlaczego właśnie on?

- Współpraca z Olegiem to było moje marzenie od jakiegoś czasu. Jestem fanem jego twórczości, od znakomitej „Śmierci pana Lazarescu” po „4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni” czy „Szczęście ty moje”. Poza tym wychował się w czasach komunizmu, zna te realia. Byłem pewien, że to będzie zaletą. Szczególnie że nie chciałem opowiadać o końcu lat 80., tylko wydobyć esencję, uchwycić ducha tamtej epoki.

Służy temu m.in. obraz wyprany z kolorów. To wasz wspólny pomysł?

- Gdy zaczęliśmy rozmawiać z Olegiem, jak pamiętamy tamte czasy, okazało się, że dokładnie w takich barwach, a właściwie prawie bez barw.

Widzowie mówią po seansie „Zjednoczonych ”, że to smutny film.

- Jako widz kocham kino, które powoduje, że coś przeżywam. I w ten sposób chciałbym to rozumieć: że smutek, jaki towarzyszy obserwowaniu bohaterek w sytuacjach ekstremalnych, będzie prowokować do wglądu we własną emocjonalność.

Jakie pytania najczęściej padają na spotkaniach z publicznością?

- Powraca kwestia odwagi w pokazywaniu nagości, ale odbierana ze zrozumieniem. Spotykam się z opiniami, że nagość ma tu swoje uzasadnienie, co mnie cieszy. Fizyczność to ważny element mojego języka filmowego. Bo co jest bardziej ludzkiego niż ciało.

A tytuł?

- Dla mnie bohaterki są zjednoczone w emocjach. Wybrałem słowo miłość, ale chodzi o wszystkie stany, które mogą się z nią wiązać: o pożądanie, pragnienie, samotność, o szczęście - ale i nieszczęście. To wszystko i wiele więcej mieści się w słowie miłość. Ze względu na te trudne emocje, to nie był dla nas łatwy film. Razem z aktorami musieliśmy sięgnąć do własnych doświadczeń. Próby nie polegają na odgrywaniu i pracy z tekstem, tylko zgłębieniu postaci, zrozumieniu, co się dzieje z bohaterem w każdej sekundzie. Bez tego widz nie zobaczy w kinie prawdy.

* * *

Jury Berlinale o "Zjednoczonych Stanach Miłości"

"Zjednoczone Stany Miłości" były jednym z przebojów tegorocznego Berlinale: zebrały świetne recenzje i zostały kupione przez zagranicznych dystrybutorów. Obradom jury przewodniczyła sławna aktorka Meryl Streep. - Jury było pod wrażeniem tej opowieści o czterech kobietach, które wierzyły w ideę lepszego życia w kraju w czasie wielkiej zmiany. Opowieści, która jest jednocześnie niezwykłym popisem aktorek, ich siły i nadziei - głosi uzasadnienie nagrody za scenariusz, którą dostał Tomasz Wasilewski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.