Uśpienie ukochanego psa lub kota. "Kot miał chłoniaka, cierpiał na martwicę języka. Opiekun odmawiał eutanazji"

Leczenie nie pomaga, zwierzę z dnia na dzień słabnie, a ból staje się stałym elementem jego funkcjonowania. Kiedy opiekun powinien podjąć decyzję o eutanazji psa lub kota?

z lek. wet. Moniką Myziak z Fundacji Towarzystwo Weterynaryjne rozmawiał Marcin Kozłowski

Decyzja o uśpieniu zwierzęcia nie jest łatwa. Kiedy powinna zapaść ostatecznie?

- Opiekun powinien ją podjąć po konsultacji z weterynarzem. To moment, w którym zwierzę bardzo cierpi, a medycyna nie jest w stanie mu pomóc - nie widać po nim radości życia, nie ma apetytu, ma trudności z poruszaniem, unika kontaktu z ludźmi. Każdy przypadek wymaga indywidualnej oceny. Może być przecież pies, który co prawda porusza się za pomocą wózka inwalidzkiego, ale funkcjonuje normalnie i jest psem szczęśliwym. Zwierzę powinniśmy leczyć, ale nie zamęczać go leczeniem. Może mieć stałe problemy zdrowotne, ale jeśli widać w nim radość życia, to nie widzę powodu, by to życie skracać.

Opiekunowie starają się odwlec ten moment?

- Są osoby, które dzwonią do lecznicy i mówią otwarcie, że ich zwierzę jest bardzo chore i musi zostać uśpione. Wtedy zapraszam na wizytę i najczęściej okazuje się, że chorobę można skutecznie leczyć. Nie zawsze całkowicie, ale zwierzę nie będzie odczuwało z tego powodu niedogodności. Rzadziej zdarzają się tacy, którzy proszą o uśpienie psa z powodu np. nowo narodzonego dziecka lub tego, że pies nieodpowiednio się zachowuje. Wtedy odmawiam eutanazji i staram się pokazać inne ścieżki, np. konsultację z behawiorystą. Kolejna grupa to ludzie o najrozsądniejszym podejściu - zrobili wszystko, co w ich mocy, by uratować zwierzę i decydują się na eutanazję dla jego dobra. Czwarta grupa tak mocno wierzy w medycynę i lekarzy, że leczy psa lub kota do samej śmierci.

Trudno się dziwić takim osobom.

- Podam panu przykład. Kilkuletni kot miał chłoniaka w klatce piersiowej, był leczony onkologicznie. Dość dobrze to znosił. Później zaczęły się problemy z nerkami. Doszło do tak silnych zaburzeń hormonalnych, że kot zaczął cierpieć na martwicę fragmentów języka. Opiekun uparcie odmawiał eutanazji. I to nawet wtedy, kiedy kotu odpadło pół języka i musiał karmić zwierzę strzykawką. Kiedy w końcu podjął decyzję o eutanazji, kot odszedł w samochodzie w drodze do kliniki weterynaryjnej. Nie można dopuszczać do takiego cierpienia, to niehumanitarne.

W jaki sposób przekazuje pani informację, że trzeba rozważyć uśpienie psa lub kota?

- Zawsze na bieżąco informuję o stanie zdrowia zwierzaka, uczciwie mówię o szansach na ewentualne wyzdrowienie. Czasem problem wydaje się beznadziejny, ale zwierzakowi udaje się z tego wyjść. Trzeba mieć czyste sumienie, pewność, że zwierzę nie zostało uśpione zbyt wcześnie. Przyzwyczajam opiekuna do myśli, że być może trzeba będzie rozważyć eutanazję, jeśli leczenie nie przyniesie oczekiwanego rezultatu.

Zawsze jest na to czas?

- Kiedyś do mojego gabinetu przyjeżdżali opiekunowie z kotem, do którego byli bardzo przywiązani. Chorował na nerki, leczyliśmy go. Potem przez kilka miesięcy kot nie pojawiał się na kontrolach. Nagle znów się pojawił. Był w fatalnym stanie, miał anemię i zatrucie mocznikiem. Jego opiekun był w emocjonalnie trudnym stanie, nie mogłam mu sugerować, by tego dnia uśpić kota. Zaczęłam z nim rozmawiać, mówiłam o rokowaniach. Podałam zwierzęciu płyny i powiedziałam opiekunowi, żeby zastanowił się nad eutanazją i przyszedł z kotem jutro. Nazajutrz pojawił się właściciel z małżonką. Zdecydowali się na uśpienie kota, ale bardzo to przeżywali.

Sugestię weterynarza o eutanazji warto konsultować z innymi lekarzami?

- Nikt nie jest wszechwiedzący, rozumiem wątpliwości opiekuna, który przecież nie zna się na medycynie. Nie można jednak w tym przesadzić, bo zbyt duża liczba wyrywkowych opinii jest bardziej szkodliwa niż pomocna. Nie zachęcałabym też do konsultacji tylko na podstawie samej dokumentacji medycznej. Zwierzaka trzeba obejrzeć, osłuchać, dotknąć. Jeśli mam wyniki badań, a nie mam przed sobą zwierzęcia, nigdy nie stwierdzę, czy miałoby szanse na wyzdrowienie.

Trwa kampania "Zwierzęta też czują ból" organizowana przez Fundację Towarzystwo Weterynaryjne. Jej celem jest uświadomienie opiekunom domowych zwierząt, jak ważne jest szybkie i umiejętne rozpoznawanie bólu u domowych pupili. Na stronie internetowej zwierzetaczujabol.org można znaleźć m.in. wskazówki dla opiekunów, którzy jako pierwsi powinni zauważać sygnały wysyłane przez cierpiące zwierzę, by potem powiadomić o nich weterynarza.

Najtrudniejsza decyzja w życiu. Jak i dlaczego ją podjęli

Joanna, Szczytno

 

Była ciepła jesień. Bobik biegał jak zwykle po podwórku. W pewnym momencie zniknął. Po kilku godzinach wrócił do domu. Powłóczył tylnymi nogami. Ktoś uderzył go metalowym prętem. Diagnoza weterynarza: złamana miednica i kręgosłup. Pies sparaliżowany od połowy ciała. Patrzyłam na to biedne zwierzę przez kilka dni. Pamiętam jego wpatrzony w okno wzrok. Dotąd rozbrykany psiak, uwielbiający długie spacery, musiał siedzieć w jednym miejscu. Na początku łudziłam się, że uda mu się jakoś pomóc. Słyszałam o specjalnych wózkach dla psów, jednak w jego przypadku użycie go okazało się niemożliwe. Po dwóch dniach wraz z rodzicami zdecydowaliśmy, że Bobik musi od nas odejść. Płakaliśmy, serce mi pękało, ale w głębi duszy wiedziałam, że robię dobrze. Moje cierpienie było i tak niewspółmierne do tego, co przeżywał pies. Nie mogłabym nazwać siebie człowiekiem, gdybym bezczynnie patrzyła, jak nie radzi sobie z podstawowymi czynnościami i powoli gaśnie.

Magdalena, Częstochowa

 

Pusia zaczęła mieć problemy z pęcherzem. Myśleliśmy, że to kwestia wieku - miała 12 lat. Weterynarz stwierdził pięciocentymetrowy guz na pęcherzu. Dostała tabletki przeciwbólowe. Z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Przestała jeść, opadła z sił, widać było jej ogromne cierpienie. Podczas kolejnej wizyty u weterynarza usłyszałam, że nic już nie da się zrobić. Postanowiliśmy ją uśpić. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, Pusia była ze mną od wielu lat. Czułam, że zabijam moją własną przyjaciółkę, ale nie mogłam być egoistką. Musiałam pomóc jej godnie odejść. Tego dnia do weterynarza pojechał z Pusią mój chłopak. Ja nie byłam w stanie. Bardzo za nią tęsknię, ale gdybym miała jeszcze raz podjąć decyzję, zrobiłabym to.

Monika, Tychy

 

Nasza suczka miała 9 lat, lekarz stwierdził guzy w okolicach odbytu. Miała problemy z dłuższymi spacerami, była przygaszona. Lekarka stwierdziła, że nie warto jej operować, tylko trzeba uśpić. Po zabiegu nawet nie zapytała, czy zutylizować pieska, tylko spakowała suczkę w czarny worek i mi ją wręczyła. Po konsultacji z innym weterynarzem żałowałam, że pozwoliłam na eutanazję. Lekarz stwierdził, że guzy można było usunąć.

Ewa, Warszawa

 

Kilka lat temu adoptowałam ze schroniska suczkę - owczarka niemieckiego. Od razu zawieźliśmy ją na badania do weterynarza. Okazało się, że ma zaawansowane ropomacicze i konieczna jest natychmiastowa operacja. Po 2 tygodniach badanie wykazało, że jej serce jest zalane płynem osierdziowym, a w jamie brzusznej znajduje się 11 guzów nowotworowych. Później płyn rozlał się na płuca i jamę brzuszną. Pies dusił się, bardzo cierpiał. Tej pamiętnej soboty poszliśmy wszyscy do lecznicy. Sunia była ufna, lizała lekarzy po rękach podczas podawania jej zastrzyku usypiającego. Była z nami tylko 2 miesiące, ale i tak nadal płaczę, wspominając ją. Świadomość tego, że skróciłam cierpienie psa, wcale mi nie pomaga.

Więcej o: