"Kuchenne rewolucje. Nowe przepisy Magdy Gessler" - zupełnie nierewolucyjne

Kontrowersyjna, uwielbiana i nienawidzona przez miliony Polaków Magda Gessler wydała kolejną książkę. Tym razem z przepisami z "Kuchennych rewolucji". Nie kupuję tego

Kolejny sezon programu bije rekordy oglądalności, bo nie ma chyba bardziej wyrazistej osoby na szklanym ekranie niż 60-letnia Magda Gessler. Restauratorka, właścicielka i współwłaścicielka kilkunastu restauracji, dziennikarka i felietonistka, prowadząca w TVN już dziewiąty sezon "Kuchennych rewolucji" i jurorka polskiej edycji "MasterChefa", jest od kilku lat najgorętszym nazwiskiem polskiego show biznesu i reklamy. Siłą programu jest jej wybuchowy i bezkompromisowy charakter, a my przecież lubimy oglądać wyraziste postaci. Przeklina więc, miota naczyniami, obraża właścicieli i zadziera nosa, a ego ma przy tym wielkie niczym Eurazja. Po wizycie Magdy Gessler restauracje upadają lub dostają skrzydeł, ale mapa tych zrewolucjonizowanych z miesiąca na miesiąc się powiększa. Ludzie pielgrzymują do nich, próbując opracowanego przez celebrytkę menu.

"Produkty, ludzie i miejsca. To najważniejsze >>składniki<<, z których w każdym programie powstaje mój pomysł na restaurację. >>Kuchenne rewolucje<< są moją walką o zmianę mentalności nie tylko samych właścicieli i kucharzy, ale również ich klientów, którzy z roku na rok wiedzą coraz więcej i zaczynają coraz powszechniej kierować się kształtowaną przeze mnie przez lata świadomością smaku" - pisze we wstępie do swojej najnowszej książki "Kuchenne rewolucje. Nowe przepisy Magdy Geissler", wydanej przez Znak Literanova.

Niestety, wieją one nudą i nic w nich odkrywczego nie znajdziecie. Ileż razy czytaliście przepis na tartę z porem i wędzonym łososiem czy sałatkę jarzynową z wędzoną rybą? Czy te przystawki nie pochodzą z przyjęcia imieninowego waszej cioci? Kolejny przepis na rybę po grecku - toż to klasyk, czy trzeba go odgrzewać? Magda Gessler w poradach pisze, by rybę zalać gorącym sosem, dzięki czemu szybciej nabierze wybornego smaku. Litości, przecież wie o tym każdy, kto choć raz w życiu przyrządzał to danie! A jeśli nie wie, to taki "trik" bez trudu znajdzie w Google'ach. To samo mogę powiedzieć o galaretce z kurczaka, o jajach faszerowanych wędzonym śledziem i o tym, że nie wolno ich gotować dłużej niż osiem minut, bo inaczej żółtka zrobią się sine. To kuchenny elementarz. O kopytkach ze skwarami z boczku lub o nieśmiertelnej zupie szczawiowej nie wspomnę. Przepisy, które proponuje Magda Gessler, widziałem już sto razy, a szkoda, bo spodziewałem się naprawdę rewolucyjnych dań, które odmienią kulinarne oblicze polskich kuchni i kuchenek. Tak przynajmniej można by wnioskować ze wstępu książki, gdzie kuchenna celebrytka obiecuje innowacyjne, a jednak oparte na tradycji przepisy. Czy innowacyjne jest potraktowanie klusek śląskich bazyliowym pesto? Niekoniecznie. Czy potrzebuję kolejnego, niczym nie różniącego się przepisu na placki ziemniaczane? Z kilkudziesięciu przedstawionych w książce receptur spodobało mi się zaledwie kilka: na gołąbki z dorsza, na faszerowaną gęś (choć pomysł faszerowania tego cudownego ptaka cielęciną i wątróbką jest starszy niż baronowa polskiej kuchni - Lucyna Ćwierczakiewiczowa) i na zupełnie oszałamiającą galaretka z piwa z prażonymi orzechami.

Zastanawiam się nad celowością wydawania takich książek i jedyne, co mi przychodzi do głowy, to kasa. Jestem fanem programu i oczekiwałem, że Magda Gessler zdradzi mi np. swój przepis na obłędny śliwkowy sos do pizzy. Okazuje się, że prawdziwych kuchennych sekretów się nie zdradza, a szkoda. W zalewie setek wydawanych przez telewizyjnych celebrytów książek kulinarnych nowe dzieło Magdy Gessler niczym się nie wyróżnia. Różowa okładka ze zdjęciem lekko zdziwionej Magdy Gessler, 150 stron sklejonych jak katalog Ikea i zaledwie 60 przepisów zilustrowanych całkiem ładnymi zdjęciami kosztuje 40 zł. Przesada. Nie kupuję tego.

Więcej o: