Rozmowa z Kingą Burzą, australijską reżyserką teledysków

Kinga Burza, australijska reżyserka teledysków polskiego pochodzenia, u progu kariery, żeby zdobyć klientów, chodziła na kameralne koncerty, gdzie szukała menedżerów muzyków. Zaczęła od kręcenia teledysków do muzyki chłopaka, potem była Kate Nash, Katy Perry, La Roux i Ellie Goulding. W dniach 4-9 marca była gościem specjalnym odbywającego się Warsaw Fashion Film Festival

Współpracowałaś między innymi z Katy Perry, Ellie Goulding czy Kate Nash. Sama znajdowałaś artystów czy to oni się zgłaszali?

- Na początku, gdy nie miałam wyrobionego nazwiska, chodziłam po prostu na koncerty początkujących gwiazd. Starałam się poznać ich menedżerów. W taki sposób dotarłam do Kate Nash. Zapytałam, czy nie robią jakiegoś klipu. Odpowiedzieli, że tak, ale jest mały budżet. Oczywiście się zgodziłam. Potem zrobiłyśmy jeszcze cztery teledyski.

Za teledysk do "Foundations" Kate Nash dostałaś w 2008 roku nagrodę UK Video Music Awards.

- To był nasz drugi wspólny teledysk. Scenariusz do niego jest oparty na moim zerwaniu z chłopakiem. Pamiętam, jak pakowałam jego rzeczy i patrzyłam na nie i myślałam - te szczoteczki do zębów w jednym kubku trochę nas reprezentują [w teledysku szczoteczki grają ważną rolę - red.].

Kiedy to artyści i wytwórnie zaczęli się do ciebie zgłaszać?

- Przełomem była współpraca z Katy Perry. Teraz mam firmę, która mnie reprezentuje i wyszukuje oferty. Moim zadaniem jest rozpisanie wizji teledysku, ale wytwórnia wybiera to, co im się najbardziej podoba spośród kilkunastu zgłoszeń.

Jak wygląda praca przy teledysku z niskim budżetem?

- Wtedy mam duży wpływ na wiele rzeczy - fryzury, ubrania, scenografię. Kiedy pracuję ze znaną artystką, której wytwórnia wymyśliła image, nie jest już łatwo przepchnąć własne pomysły.

Jaki jest minimalny budżet?

- Najtańsze teledyski kosztowały ok. 500-600 funtów.

A profesjonalne teledyski?

- W Anglii, kiedy jest zlecenie na teledysk, od razu rezerwuje się reżysera, scenografa, stylistę i negocjuje się stawkę za zlecenie. W USA obowiązuje stawka dzienna, więc wszystko zaczyna się na ostatnią chwilę. Tam najpierw nic się nie dzieje, ale potem na planie mam "milion" ludzi do pomocy. Profesjonalny budżet zaczyna się od 10 tys. funtów, ale 50 tys. to najpopularniejsza kwota.

Zdarzało ci się na początku kariery pracować za darmo?

- Czasem robię to do tej pory. Jeśli jesteś artystą, ważne jest, żeby pokazywać ludziom, co kochasz. Dlatego co roku trzeba zrobić kilka reklam, które nie wymagają ogromnej kreatywności, żeby potem móc wejść w rozwojowy, ale niskobudżetowy projekt.

Słuchasz muzyki artystów, których teledyski kręcisz?

- Powiem szczerze, że płyty wielu z nich bym nie kupiła, ale wiem, że mają talent. W pracy mam dużo do czynienia z popem, więc w domu wolę posłuchać muzyki alternatywnej.

Komu odmówiłabyś współpracy, a z kim bardzo byś chciała nagrać teledysk?

- Myślę, że nie dogadałabym się z Keshą, ale marzy mi się Beyonce albo Rihanna.

Kręciłaś teledysk do "I Kissed a girl" Katy Perry. To był jej debiut, jak wyglądała współpraca?

- Katy była bardzo profesjonalna, wiedziała, jaki chce efekt uzyskać. Jej teledysk to był też mój debiut w Los Angeles. Miałam tylko cztery dni, żeby znaleźć plan, statystki i wszystko ustalić. Cały teledysk był moim pomysłem, ale musiałam iść na kompromisy. Chciałam kręcić w jakimś pięknym pokoju hotelowym. Nie było na to pieniędzy, więc kręciliśmy w pałacu, gdzie na co dzień powstają filmy porno i horrory klasy B. Z trudem znalazłam jeden pokój i łazienkę, które nadawały się do nakręcenia teledysku.

W tym sezonie nakręciłaś film promujący nową kolekcję River Island. Jak wygląda praca na planie filmu modowego?

- W filmach o modzie mam więcej wolności, mogę bardziej zaszaleć z wizją klipu. W teledyskach muzycznych są sztywne rozwiązania - przybliż twarz, pokaż sylwetkę, i od początku.

W tym klipie wykorzystałaś muzykę Kanye'a Westa.

- Bardzo podobała mi się piosenka z jego poprzedniej płyty. Katie Eary, projektantka współpracująca z River Island, znała Kanye, i spytała go w mailu, czy możemy wykorzystać piosenkę. On się zgodził, ale potem zaczęły się problemy z prawami autorskimi. West wykorzystuje wiele sampli, więc w całości nie ma praw autorskich do swoich utworów. Okazało się, że potrzebujemy zgody 10 osób na wykorzystanie piosenki. Udało się je wszystkie zdobyć w dzień oddania filmu marce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.