Z Marylą Rodowicz rozmawia Artur Tylmanowski
- Lubię na nią patrzeć. Zadziwia mnie, muzyki jej nie słucham, jedynie oglądam jej teledyski.
- Każdego dnia zaglądam na Facebooka, odpisuję fanom. Często też słucham muzyki na YouTube.
- Pod sceną stoją małolaty i to oni robią atmosferę. Moja widownia jest różna, od dzieci do ludzi mocno dorosłych. Wszystkie pokolenia.
- Domagają się hitów, więc je śpiewam. Zawsze przemycam też najnowsze piosenki z ostatnich płyt, taki jak "Jest cudnie", "Ech mała", "Wszyscy chcą kochać", "Łatwopalni". Oczywiście, gram też utwory z płyty"50" w bogatszych aranżacjach, z dęciakami. Dzieje się!
- Sama ich obecność na koncertach sprawia mi przyjemność. Ale fajnie jest zobaczyć, np. moje imię wystrzyżone na głowie albo tatuaż z inicjałami.
- Mam też fana zakonnika. Ostatnio jego bracia zakonni odprawiali modły za mnie w różnych zakątkach świata jednocześnie. Pewnie dlatego mam tyle siły.
- O intymnych nie mogę opowiadać. Ale często są to prośby o wsparcie finansowe w trudnych sytuacjach, w chorobie.
- Sama nie wiem. Za wcześnie na takie gdybanie. Ale jakby co, mam super kompozycję. Wystarczy dopisać tekst i piosenka na Euro będzie gotowa. Poza tym marzę, żeby zaśpiewać z kibicami.