Z Pauliną Pospieszalską rozmawia Artur Tylmanowski.
- Nawet tego nie pamiętam. Wychowałam się w Polsce, w bardzo muzykalnej rodzinie Pospieszalskich. Musiałam być bardzo mała, kiedy wygenerowałam jakąś pierwszą melodię.
- Jasne! Ja na flecie i pianinie. W święta Bożego Narodzenia wszyscy przynosimy instrumenty i robimy wielki koncert. Jest Wigilia, pierwsza gwiazdka, a u nas w domu wszyscy siedzą i grają. Tylko dzieci się niecierpliwią, bo zanim dostaną prezenty, muszą coś zaśpiewać lub zagrać.
- Ja się zbuntowałam. Miałam ochotę zupełnie się z tego rodzinnego interesu wyłączyć, taki bunt nastolatki. Postanowiłam zostać tłumaczem. Poszłam na filologię angielską. Po trzech miesiącach ją rzuciłam. Chciałam wyjechać z Częstochowy, zacząć zarabiać, miałam wielki apetyt na życie w wielkim mieście. Pojechałam do Warszawy. Bardzo chciałam spróbować swoich sił w biznesie. Znalazłam pracę w reklamie. Po 1,5 roku wysłali mnie do Londynu. Jestem tu już siedem lat.
- Oczywiście musiałam się zaklimatyzować, ale raczej postrzegałam to jako wyzwanie. Polska jest dwie godziny samolotem stąd, kiedy mam ochotę odwiedzić rodzinę, to po prostu przyjeżdżam.
- Tak. Wygląda na to, że nie da się uciec od tego, co ma się we krwi. Bunt minął, pociąg do muzyki pozostał. Teraz tylko hobbistycznie zajmuję się PR-em i organizacją imprez, ale przede wszystkim - swoimi występami. Gram parę razy w miesiącu.
- Cóż mogę powiedzieć - nie będę się z nim spierać (śmiech). To człowiek, który zawsze był ze mną szczery. Nie zaczął produkować mojej muzyki dopóki nie uznał, że jestem gotowa. Ma do mnie bardzo ojcowski stosunek. To, że we mnie wierzy, bardzo mnie motywuje.
- Tak, oprócz ich polskich wersji na albumie "Wbrew", napisanych przez Wojtka Waglewskiego.
- Tak, moje własne doświadczenia, ale też inne inspiracje. Jest tekst zainspirowany moim snem ("You Disappear"), jest nawet jeden powstały po lekturze biografii Catherine Howard, żony Henryka VIII - "Stolen". Jest tekst o mojej wyobraźni - "Breathe" - i o tym, jakim przekleństwem czasami jest.
- Raczej nie dbałam o konwenanse, uczyłam się tego, na co miałam ochotę, działałam instynktownie. Nie zawsze to się podobało innym. W Polsce jak ktoś jest inny, mówi to, co myśli, od razu jest przywoływany do szeregu. Na Wyspach jest odwrotnie - jak się wyróżniasz z tłumu, to oni to celebrują. Popatrz na Lily Allen. Za to, co mówi, u nas odprawianoby na niej egzorcyzmy. W Anglii jest traktowana jak "spokeswoman", czyli mówiąca to, co społeczeństwo brytyjskie myśli, ale wstydzi się powiedzieć. W Polsce jeszcze długo ludzie, którzy się wyróżniają, będą karceni.
- Prostotą. Śpiewam bez zbędnych ozdobników i maniery. Nie chcę silić się na wielką alternatywę ani na komercyjny pop. Jestem sobą i to wystarczy.
- Szykuje się tego trochę. 20 lutego dam koncert w Sztokholmie, w kwietniu w Pradze, w czerwcu w Birmingham, a mój agent koncertowy ciągle pracuje nad nowymi terminami. Najlepiej śledzić moją stronę Myspace: www.myspace.com/polasinger oraz moja oficjalna stronę www.polasinger.com.