Renata śpiewa bez waty

Niesamowity głos, poruszające teksty i wielka charyzma. Renata Przemyk obchodzi 20-lecie swojej pracy na scenie. Dziś premiera jej jubileuszowej płyty ?Odjazd? z muzyką ze spektaklu o tym samym tytule. Artystka opowiada nam o płycie, o piosenkach, które tylko pozornie są smutne, i o tym, jak bardzo zmienił ją teatr

Słuchając większości twoich nagrań, można odnieść wrażenie, że więcej w nich smutku niż radości.

Nie tyle smutku, ile refleksji, zadumy. Im więcej się nad życiem zastanawiasz, tym więcej w nim dostrzegasz. A widzieć i wiedzieć dużo o sobie i świecie to wielka radość. Niedawno w Krakowie odbył się mój jubileuszowy koncert - śpiewali: Gaba Kulka, Czesław Mozil, Kayah, Marysia Peszek, Kasia Nosowska, Anja Orthodox, i możesz mi wierzyć na słowo, nikomu na sali nie było smutno.

Ta płyta nie jest, twoim zdaniem, dołująca?

Jest egzystencjalna, wzruszająca, jest o miłości, o niepokornym życiu wewnętrznym ludzi, którym nie jest wszystko jedno, dla których ważna jest również przeszłość. Czy jest dołująca? Nie użyłabym tego określenia. W warstwie literackiej, której autorką jest jak zwykle Anna Saraniecka, nie ma nieprzemyślanych słów. Kogoś, kto lubi watę słowną, takie podejście może nieźle zdołować.

Czy ludzi mogą porwać takie klimaty?

Nie mam pojęcia, tego nigdy się nie wie. Pewnie nie "porwą", bo mało jest na tej płycie tanecznych klimatów. Chciałabym, żeby poruszyły. Na początku w wartość tego projektu uwierzył burmistrz Wieliczki i otoczył go mecenatem, co pozwoliło mi zwolnić się z myślenia o sukcesie komercyjnym. W dzisiejszych czasach to ogromny komfort.

Ale utwór "Niech mnie ktoś obudzi" przeraża wręcz złowieszczym klimatem. W głowie zostaje fragment "Widziałam wojny wszystkich ras i całkiem oniemiałam/Nie mogłam krzyczeć, kiedy was historii równał walec".

Przytoczyłeś najmocniejszy fragment. Ta piosenka mówi o kimś, kto zawsze był na świecie, od początku. Rodzaj "ducha nieśmiertelnego", świadka, który zapewnia, że nie ma się czego bać, bo wszystko co złe przemija. Więc ogólna wymowa tej piosenki nie powinna chyba przerażać.

Najbardziej zaskoczyła mnie jednak "kościelna" w aranżacji pieśń "Polska biel".

To odwołanie do myśli nietzscheańskiej, z której zrodziła się doktryna faszystowska. Taka przestroga, że wszystko - rzecz jasna, odpowiednio argumentując - można nagiąć do własnych potrzeb. Nawet moralność staje się wtedy względna, a co dopiero kolory.

Może powinnaś przy każdej piosence napisać zdanie wyjaśnienia.

Myślę, że i bez moich wyjaśnień słuchacz bezbłędnie odnalazłby drogę do ich przesłania. Na płycie znalazło się 11 piosenek. Niektóre mogą wywołać nawet uśmiech.

Przed wydaniem płyty "Odjazd" skupiłaś się na współpracy z innymi. Śpiewałaś z formacją Plateau, reggaeowym Habakukiem, z zespołem Strachy na Lachy. Zmieniła cię ta praca?

Jestem bardzo ciekawa świata, ludzi, nowej muzyki i stylów, ale długo byłam zaabsorbowana własnymi projektami. Rok 2008 był czasem największego w mojej historii otwarcia na innych artystów. Pojawiły się ciekawe propozycje. Postanowiłam poeksperymentować i nie odmawiać. Zaczęło się od "Zakazanych piosenek", czyli przypomnienia kultowych utworów z jarocińskiego festiwalu sprzed 20 lat. Praca z innymi sprawiła mi wielką przyjemność, przyniosła nowe doświadczenia i pomysły.

Jak to się stało, że trafiłaś do teatru?

Zaczęło się 7 lat temu. Jan Machulski zaproponował mi skomponowanie muzyki do "Balladyny". Później Fred Apke poprosił o piosenki do spektaklu "Odjazd". Jako aktorka jednak zadebiutowałam w roli Hortensji, w przedstawieniu "Terapia Jonasza". Teraz występuję w krakowskiej Bagateli jako Meksykanka w "Tramwaju zwanym pożądaniem".

Obecnie koncertujesz jako Renata Przemyk i w nowym projekcie Przemyk Akustik Trio. To dla ciebie odskocznia?

Przemyk Akustik Trio obudził do życia utwory, których nie bylibyśmy w stanie zagrać z dużym składem. Wszystkie trzeba było na nowo zaaranżować. PAT jest takim pokłosiem mojej rosnącej wiary w siebie. Po tym jak w teatrze okazało się, że jestem w stanie unieść regularną rolę, stwierdziłam, że wchodzę w nowy etap swojego scenicznego życia. Dojrzałam do zmiany formy kontaktu z publicznością - gram, śpiewam, opowiadam różne historie z życia, zmieniam buty.

Czyli ten PAT to taki kolejny spektakl.

Trochę tak. Wcześniej wychodziłam na scenę, śpiewałam swoje piosenki, przeżywałam je, ale jako typowy introwertyk nie potrzebowałam bezpośredniego kontaktu z widownią. Uzyskiwałam go intuicyjnie. Czas przyniósł mi spokój, większą radość śpiewania, teatr dodał scenie jeszcze więcej magii.

Wciąż czujesz się artystką niszową?

Nie mnie oceniać. Myślę, że mam swój kącik na muzycznej scenie i nawet nie próbuję go nazwać. Jeśli nisza to miejsce, w którym nie ma przypadkowych gości, nie ma wielkiego hałasu o nic, panuje spokój, to chciałabym pozostać w niej jak najdłużej.

Copyright © Agora SA