Poród w domu bez pośpiechu

Co dziesiąta Niemka i co trzecia Holenderka decyduje się na poród poza szpitalem. Teraz taką możliwość mogą dostać Polki. Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że NFZ będzie refundować porody w domu

Kobieta będzie mogła wybrać, czy chce rodzić w szpitalu, czy w domu - zapowiedziało Ministerstwo Zdrowia, w którym zakończono pracę nad standardami opieki nad kobietą w ciąży i w czasie porodu. Jak obiecują urzędnicy, lekarze będą także musieli konsultować z pacjentkami podejmowane w czasie porodu decyzje, np. dotyczące przyspieszenia porodu. To nie wszystko - szefowa resortu Ewa Kopacz zapewniła, że za domowe porody zapłaci NFZ. To nowość - do tej pory w ramach ubezpieczenia kobieta mogła rodzić jedynie w szpitalu. Z tego też powodu decydowały się na to nieliczne kobiety. Dla porównania, w Niemczech, w specjalnych izbach porodowych, ale nie w szpitalach, rodzi już co dziesiąta Niemka, a w Holandii co trzecia. Ale czy domowy poród zapewnia bezpieczeństwo matce i dziecku?

Rozmowa z Bożeną Kuleszą-Brończyk, wojewódzkim konsultantem ds. pielęgniarstwa ginekologiczno-położniczego w Białymstoku

Anita Karwowska: Dlaczego kobieta decyduje się na poród w domu?

Woli rodzić w domu albo mając przekonanie, że tylko tam będzie mieć poczucie intymności i bezpieczeństwa, albo - niestety - z lęku przed rodzeniem w szpitalu. Wiele pań nie chce na sobie sprawdzać, czy prawdą są informacje o tym, że powszechną praktyką jest przyspieszanie porodów przez podawanie oksytocyny. A niestety na wielu oddziałach położniczych tak się dzieje, ponieważ w kolejce do łóżka porodowego czeka kolejka ciężarnych. Wiele chce uniknąć sytuacji bardziej prozaicznej, kiedy lekarz kończy dyżur i chce szybko zakończyć poród, żeby wyjść do domu.

Mimo to wciąż niewiele Polek decyduje się rodzić w domu. Dlaczego?

Jeszcze kilka lat temu w Polsce działały u nas izby porodowe, w których kobiety rodziły w poczuciu intymności i bezpieczeństwa. Zostały zlikwidowane, kobietom pozostały szpitale. Do tego odwagę, by przyjmować porody w domu, mają tylko nieliczne położne. Wymaga to od nich wieloletniego doświadczenia i ogromnej wiedzy, która daje im pewność, że bez komplikacji przyjmą poród. Oczywiście nie tylko położne przyjmują porody domowe, zdarza się, że robią to też lekarze, choć część środowiska jest temu zdecydowanie przeciwna. A poza tym domowych porodów byłoby więcej, gdyby był finansowany przez NFZ i byłyby określone standardy jak ma to wygląć

Resort zdrowia zapowiada, że ten ostatnie problemy wkrótce zniknie.

To dobra wiadomość dla pań. Kiedy w ministerstwie powstawały standardy opieki okołoporodowej, środowisko pielęgniarek i położnych kładło duży nacisk na to, by wśród nich znalazł się też standard porodu domowego. Zależało nam na określeniu wskazań medycznych, kiedy kobieta może bez ryzyka rodzić poza szpitalem. Zarówno lekarz prowadzący ciążę, jak i położna muszą mieć bezwzględną pewność, że ciąża przebiega prawidłowo i że poród fizjologiczny w takich warunkach będzie bezpieczny. Dlatego podczas ciąży położna powinna mieć regularny kontakt z kobietą. A kiedy już zapadnie decyzja w sprawie porodu, to musi się on odbywać w porozumieniu z blisko położonym szpitalem, by w razie komplikacji można było tam kobietę zawieźć.

Jeżeli minister zdrowia dotrzyma słowa i wprowadzi finansowanie domowych porodów w ramach ubezpieczenia, ich liczba wzrośnie?

Na pewno. Od razu przychodzi mi do głowy co najmniej kilka koleżanek położnych, które byłyby gotowe podjąć taką praktykę. Urzędnicy nie powinni się tego bać. Także dlatego, że poród domowy byłby co najmniej o jedną trzecią tańszy od szpitalnego.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.