- To prawda. Bo ja jestem właśnie taka. Uwielbiam spokój i poczucie bezpieczeństwa, jakie dają mi codzienne rytuały. To, co niektórzy mogą uznać za bardzo nudne sprawia, że jestem szczęśliwa. Cieszę się każdą taką właśnie "nudną" chwilą. Uważam nawet, że one są treścią życia.
- Myślę, że można to nazwać dojrzewaniem. Kiedyś wydawało mi się, że wszystko trzeba ukrywać pod jakąś przenośnią, jakimś poetyckim porównaniem. I popadałam w coś w rodzaju egzaltacji. Ale się tego nie wstydzę, bo to przecież byłam ja, tylko nie wiedziałam jeszcze, że najważniejsza jest prostota. Jak w życiu. Przecież powiedzenie komuś, że się go kocha albo za nim tęskni nigdy nie jest banalne. Teraz to wiem i jest mi z tym i lepiej, i łatwiej.
- Może to nie jest taki zły pomysł. My mamy absolutną wolność tworzenia. Nikt nam niczego nie narzuca, a co jeszcze ważniejsze, my sami nie narzucamy sobie żadnych warunków i ograniczeń. Gramy to, co mamy w sobie. Jeśli idziemy na kompromisy, to wyłącznie w ramach zespołu, bo staramy się słuchać siebie. Jeśli uznamy, że akurat harfa i mój głos będą dobrze oddawać nasz nastrój i spodoba nam się taka próba, to będzie z tego płyta. Swoją drogą, to mogłoby być ciekawe.
- Zabrzmi to pewnie nieskromnie, ale jestem pewna, że mogłabym się w tym spełnić. Powiem ci, że coraz bardziej interesuje mnie zabawa dźwiękiem, szukanie brzmień, jakichś aranżacyjnych rozwiązań. I coraz poważniej myślę o zajęciu się czymś takim.
- Może, ale to za jakiś czas.
- Niektórzy tak mówią, ale ja jestem daleka od dzielenia muzyki na kobiecą i męską. Śpiewam o uczuciach, a część osób uważa, że to domena kobiet. A na naszych koncertach zawsze jest sporo mężczyzn. I to takich, którzy znają nasze piosenki.