Polska - to nie jest kraj dla singli

Na Zachodzie nikt nie traktuje singla jak dziwadła. Znajomi, którzy weszli w związki, widzą w nim wyzwolonego kolegę, do którego - gdyby coś im się nie ułożyło - zawsze mogą dołączyć. Bycie singlem to kwestia wyboru. W Polsce jest inaczej

Michał Stangret: Zachodnie seriale upodobały sobie jako bohaterów singli - atrakcyjnych, pewnych siebie, zapracowanych. Czy ci "zagraniczni" single różnią się od Polaków żyjących w pojedynkę?

Aldona Żurek: Oczywiście. Przede wszystkim ci "zagraniczni" świadomie rezygnują z trwałych związków. To młodzi miejscy profesjonaliści, którym taki styl życia po prostu odpowiada. Po pierwsze, z wygodnictwa, ale także dlatego, że chcą mieć czas na realizowanie swoich pasji. Tam, żyjąc w pojedynkę, czują się dobrze we własnym gronie, nie zazdroszczą rówieśnikom życia małżeńskiego, nie tęsknią za dziećmi. Singielstwo to dla nich synonim wolności. Oni są naprawdę singlami z wyboru.

Ci polscy nie są?

Badania pokazują, że nie. Oni nie dość, że nie wykluczają zawarcia w przyszłości małżeństwa, to widać u nich ogromną tęsknotę za trwałym związkiem. Cały czas mniej lub bardziej aktywnie szukają drugiej połówki. Są przekonani, że singielstwo jest tylko takim tymczasowym etapem, który minie, gdy w końcu kogoś poznają.

Są tradycjonalistami?

Można tak powiedzieć, bo od wieków to rodzina jest w Polsce największą wartością. Ważne są nasze sukcesy zawodowe, przyjaciele, ale to, czy nam się w życiu powiodło, zawsze ostatecznie rozpatrujemy w kontekście rodziny. Zachód kładzie znacznie większy nacisk na wartości indywidualne. Rodzina też się liczy, ale nie ma ona fundamentalnego znaczenia.

Co jeszcze ich różni?

Można powiedzieć, że mają inne motywacje usamodzielniania się. W wielu krajach przyjął się model rozpuszczonych singli, którzy nie spieszą się z opuszczaniem domu rodziców, traktują go jak hotel. Nawet ci, którzy nieźle zarabiają, długo pozostają utrzymankami rodziców, chętnie jeżdżą na wspólne wakacje. Bez kompleksów korzystają z prerogatyw dziecka. Za to polski singiel stosunkowo szybko opuszcza dom rodzinny. Chce się realizować, jest ambitny, ma większe opory przed korzystaniem z pomocy rodziców. Uważa, że ten okres po opuszczeniu domu rodzinnego jest mu potrzebny, by lepiej się za kimś rozejrzeć. W praktyce jest jednak zapracowany i nie ma czasu na aktywne poszukiwania.

Polscy single są romantykami?

Są większymi idealistami. Dążą nie tylko do tego, by mieć na palcu obrączkę, ale także, by włożyła ją na palec właściwa osoba. Ich oczekiwania wobec drugiej połówki rosną. Nie chodzi tu już o singli czekających na księżniczki i książąt z bajki, ale np. o tych szukających partnerskiej miłości. Dla nich ideałem często jest układ, w którym ludzie decydują się być razem, ale mieszkają osobno. Taki związek nie wymaga kompromisów i rezygnacji z dotychczasowych aktywności. Niestety, znalezienie kogoś o podobnych oczekiwaniach nie jest w Polsce łatwe. Dlatego pozostają singlami.

Oni często się skarżą, że gdy znajomi wchodzą w związki, tracą z nimi kontakt i zostają sami. Na Zachodzie jest inaczej?

Tak, bo tam akceptacja dla stylu życia innego niż w małżeństwie jest znacznie większa. We Francji osoby żyjące w parze mogą zarejestrować się w merostwie. Bez ślubu nabywają prawa takie same jak małżonkowie. W Polsce przywileje daje tylko małżeństwo: bez niego partnerzy nie mają prawa do wspólnego majątku ani nawet do odwiedzin w szpitalu. Taki wzór podtrzymuje kościół.

Do tego dochodzą kwestie obyczajowe. Mieszkańcy zachodniej Europy nie traktują małżeństwa tak ostatecznie jak Polacy. Singiel to dla nich wyzwolony kolega,do którego w każdej chwili - gdyby coś nie wyszło - mogą dołączyć. Jeśli w ich związkach się nie układa, znacznie łatwiej z nich rezygnują i wracają do życia w singielstwie. Tam ten styl życia nie jest powodem do wstydu, wręcz się go afirmuje.

W Polsce presja jest większa?

Oczywiście. Granica wieku, w którym oczekuje się, że ludzie wejdą w stały związek, się przesuwa, ale po przekroczeniu trzydziestki trudno uniknąć nacisków rodziny. W czasie moich badań wielokrotnie słyszałam relacje trzydziestolatków, którzy unikają rodzinnych uroczystości, bo nie mogą już znieść pytań o to, kiedy wezmą ślub. Im mniejsze miasto, tym trudniej. Ci, którzy nie założyli rodzin, uciekają więc do wielkich miast. Tam łatwiej im się ukryć.

Aldona Żurek, socjolog rodziny z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autorka książki "Single. Żyjąc w pojedynkę"

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.