Reni Jusis jako matka-feministka. Artystka powraca z singlem "Bejbi Siter"

Takie powroty to niby nic nadzwyczajnego. Pięć lat temu, po ośmiu latach przerwy ponownie dała o sobie znać Halinka Mlynkova z Brathanków. Udzielając nam wtedy wywiadu promującego jej pierwszą solową płytą "Etnoteka", tak wspominała życie w hibernacji: - Koleżanka wyciągnęła mnie raz na imprezę. Pełno fotoreporterów. Któryś powiedział: "To nie jest Mlynkova! Za młoda! Mlynkova jest stara i wychowuje dziecko" [śmiech].

Siedem lat nieobecności w branży, która z każdym miesiącem produkuje nowe stado celebrytów, to jednak wieczność. Reni Jusis musiała mieć tego świadomość, robiąc sobie przerwę. No, niezupełnie zniknęła, bo co jakiś czas okazjonalnie się pojawiała - a to ze Skaldami na opolskim festiwalu, a to nagrywając piosenkę do filmu animowanego, a to angażując się do dubbingu w grze komputerowej. Media tabloidowe wnikliwie penetrowały jej życie prywatne, odnotowując związek z muzykiem Tomaszem Makowieckim i ich każde kolejne dziecko.

To właśnie wątek rodzicielski jest wiodącym refrenem nowej płyty "Bang!". W piosence "Bejbi Siter" promującej płytę Jusis śpiewa, że wprawdzie bywa kuchtą i czasami sprząta psie odchody, ale nie straciła atrybutów kobiecości i nadal lubi potańczyć na stole.

 

"Lubię wściekły róż / Lubię ścierać w domu kurz / Lubię zapach dyskoteki / Lubię spacer brzegiem rzeki" - tak śpiewa 42-letnia kobieta, która pogodziła się z rolą matki, ale nie godzi się żyć w cieniu codziennych przyjemności. Co doskonale widać w teledysku do piosenki - poprzebierana w krzykliwe stroje rodzicielka pędzi alejkami hipermarketu, kierując obładowanym wózkiem z zakupami, a po powrocie do domu gimnastykuje się na łożu małżeńskim.

Internet już obwołał Reni Jusis matką-feministką, mającą odwagę wyemancypować się z jarzma domowych obowiązków. To nowoczesna kobieta, która już swoje przy dzieciach odsłużyła, odstała w kuchni i teraz stroi się na imprezę. Czyżby wróciła "Zakręcona"? Coś jest na rzeczy. Wprawdzie matce dwójki dzieci nie przystoi jak dawniej notorycznie balować do rana, ale kto powiedział, że ma być kurą domową?

Nie wiadomo, czym skończy się ten powrót. Więcej szczegółów poznamy w połowie kwietnia, bo właśnie wtedy trafi do sklepów album "Bang!". Pewne jest, że Reni nie przepadnie znowu bez wieści. Internet nie zapomniał jej dawnych przebojów, z których dziś dworuje sobie facebookowa społeczność "Boję się, że Reni Jusis kiedyś mnie znajdzie".

Ciekawe, jak na nową muzykę piosenkarki zareaguje branża. Po gali wręczenia Fryderyków 1998 roku doszło do skandalu, kiedy nagroda w kategorii "płyta rap & hip-hop" powędrowała na konto wokalistki utożsamianej raczej z popem, R'n'B czy muzyką dance. Doszło do tego, że zniesmaczone środowisko raperów w ramach protestu zorganizowało w Łodzi koncert Polski Hip-Hop Szczyt, udowadniając, kto tu jest prawdziwym, a kto tylko malowanym raperem. Artystka poza rzuconą anatemą musiała się uporać z innymi problemami natury prywatnej i zawodowej. Szybko rozpadł się jej związek z muzykiem Yaro, który miał duży wpływ na powodzenie "Zakręconej".

Reni wraca więc po przejściach, odmieniona i bogatsza o cenne doświadczenia. Niebawem okaże się, ilu jest zakręconych na punkcie jej nowych piosenek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.