Igraszki z baśniami. Depp, Streep i Blunt w "Tajemnicach lasu"

Czerwony Kapturek wybiera się do babci, Kopciuszek szykuje na bal, a Jaś sprzedaje ukochaną krowę za magiczną fasolę. Niby wszystko się zgadza, jednak w rozśpiewanych "Tajemnicach lasu" baśniowe historie wymykają się klasycznemu scenariuszowi

Nic więc dziwnego, że pełen zaskakujących wątków musical Stephena Sondheima i Jamesa Lapine'a stał się przebojem na Broadwayu. Na filmową wersję przyszło nam czekać ponad ćwierć wieku. Za kamerą stanął Rob Marshall, twórca "Chicago", a w obsadzie znalazły się hollywoodzkie gwiazdy.

Rzecz dzieje się "Dawno, dawno temu, w dalekim królestwie.". Motywy ze znanych baśni splatają się w snutą przez narratora opowieść o poczciwym piekarzu i jego żonie (Emily Blunt), bezskutecznie starających się o dziecko. Okazuje się, że zła wiedźma (nominowana do Oscara Meryl Streep) rzuciła na nich zły urok. Nie wszystko jednak stracone. Jeśli małżeństwo - zanim księżyc "wzejdzie w niebieskiej pełni" - zdobędzie dla wiedźmy: krowę białą jak mleko, włos żółty jak zboże, pelerynę czerwoną jak krew i pantofelek czysty jak złoto - klątwa zostanie zdjęta. Wybiorą się po nie oczywiście do magicznego lasu. Podobnie zresztą jak inni bohaterowie baśni, poza uwięzioną w wysokiej wieży Roszpunką - tej pozostaje czesanie długich włosów i wyglądanie przez okno śmiałka, który ją uratuje.

Wbrew pozorom nie wszystko w "Tajemnicach lasu" jest jednak takie przewidywalne. I to nawet, gdy wydaje się już, że jedyne, co pozostało do powiedzenia, to "... i żyli długo i szczęśliwie". Twórcy przewrotnie traktują bowiem baśniowe archetypy: odrzucają jednoznaczność oceny niepozbawionych wad postaci, doszukują się w klasycznych wątkach aluzji i podtekstów, odczytując je na nowo - a przy tym współcześnie. Wilk (Johnny Depp) ma więc dosłownie chrapkę na Czerwonego Kapturka, który z kolei nie może się powstrzymać przed podkradaniem piekarzowi łakoci. Kopciuszek (Anna Kendrick) gubi pantofelek celowo, żeby "sprawdzić" Księcia. Obok znakomitych scen jak ta rodem z cukierkowatego teledysku boysbandu, kiedy fałszujący książęta (Chris Pine z Billym Magnussenem) licytują się, który bardziej cierpi i szaleje z miłości, następują poważne przestoje. Filmowi nie zaszkodziłoby kilka skrótów.

Na szczęście Marshall i spółka traktują baśniową materię z przymrużeniem oka. Do tego nie unikają okrucieństwa rodem z braci Grimm, przez co humorystyczna opowiastka z wyraźnym teatralnym rodowodem jest podszyta grozą. Baśń nie byłaby baśnią, gdyby nie niosła przesłania. Tu dotyczy ono potrzeby wspólnego działania, ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny i myślenia o ich konsekwencjach.

Więcej o:
Copyright © Agora SA