"Skąd przyszłaś" - debiutancki album Sary Brylewskiej, jest pytaniem o sceniczną osobowość artystki

Kiedy jest się córką znanego rodzica, trudno w muzyce zawdzięczać wszystko tylko sobie. Sara Brylewska już jakiś czas temu postanowiła wyjść z cienia ojca, muzyka najbardziej kojarzonego z Brygadą Kryzys, ale dopiero niedawno ukazała się na rynku jej debiutancka płyta. Album "Skąd przyszłaś" jest nurtującym pytaniem o sceniczną osobowość Sary. Już na początku wywiadu odnoszę wrażenie, że w czasie rozmowy będziemy się zapuszczać w długie dygresje filozoficzne

Trzeźwa na scenie

- Czy można palić regularnie, ale nie nałogowo? - pytam Brylewską, która wpatrzona gdzieś w dal zaciąga się papierosowym dymem. - Nie mam pojęcia - odpowiada. A kiedy ciągnę nikotynowy wątek i dopytuję o pokusy show-biznesu, z którym miała styczność od dzieciństwa, Sara wygłasza krótką przemowę na temat nałogów. - Często jeździłam na koncerty z rodzicami. Dużo widziałam, ale nigdy nie ciągnęło mnie na złą stronę mocy. Muzyk nie musi pić albo ćpać, aby dobrze wypaść na scenie. Nawet nie chcę próbować. To jest słabe.

Trudno określić, kiedy Sara przeszła muzyczną inicjację. Czy miało to miejsce tuż po urodzinach w czasie koncertu Izraela w Jarocinie w 1986 roku, kiedy trzymana na rękach przez matkę Vivian Quarcoo przysłuchiwała się z bliska muzyce reggae w wykonaniu ojca i jego kolegów? A może nastąpiło to dopiero przed kilkoma laty, kiedy dołączyła do zespołu Enchantia?

Wpływy z Hey

Na pewno duży wpływ na jej artystyczne losy miał basista Heya i Dezertera Jacek Chrzanowski, z którym nagrała piosenki na płytę "Skąd przyszłaś". - Poznaliśmy się dwa lata temu. Jacek miał trochę własnych kompozycji na przechowaniu i szukał kogoś, kto mógłby je zaśpiewać. Postanowiliśmy spróbować. Zaangażowałam się do tego stopnia, że napisałam kilka tekstów i te piosenki zaczęły stawać się moje - opowiada o początkach współpracy Brylewska.

Chrzanowski to doświadczony muzyk, ale z pokolenia, które dużo bardziej utożsamia się z twórczością Roberta Brylewskiego, ojca Sary, niż z dokonaniami jego córki. - Rodzice muzycznie niczego mi nie narzucali. Raczej starali się mnie wspierać - wspomina wokalistka.

Korzenie w undergroundzie

To im zawdzięcza niesamowite dzieciństwo - wyjazdy na wieś do Stanclewa, gdzie mieszkał i tworzył przez pewien czas kwiat polskiego undergroundu. Tam ojciec prowadził alternatywne studio nagraniowe Złota Skała, a mała Sara zamiast śpiewać, przymierzała się do sztuk pięknych. - Siedziałam w studiu i rysowałam na ścianie; zawsze to samo - kobiety z dużymi kolczykami w uszach i z ogromnymi kokardami. Lubiłam malować smutne dziewczyny, bo faceci mi nie wychodzili [śmiech]. Ludzie odbierali mnie jako przygnębione dziecko, a ja po prostu chodziłam zamyślona - wraca pamięcią do dzieciństwa Sara, której jedna z prac miała posłużyć za okładkę reedycji płyty Izraela. Ale czy tak się stało, tego Brylewska dzisiaj nie pamięta.

Występ na Open'erze

Kiedy w wakacje 2008 roku dołączyła do reggae'owej Enchantii, poprzysięgła sobie, że nie będzie, jak ojciec, śpiewać o płonącym Babilonie, czyli ucieleśnieniu wszelkiego zła, z którym trzeba walczyć. Ale w zapożyczonym od innej piosenkarki utworze "Tru Love" ten wojowniczy jednak się pojawił, a Enchantia parę razy wykonała ów song na koncertach. - W końcu odpuściliśmy sobie ten numer, bo wydał nam się za bardzo "cyrkowy". Może kiedyś do niego wrócimy, ale trzeba by grać go dużo wolniej - zastanawia się Sara, która po przygotowaniu solowej płyty nie rozstała się z macierzystym zespołem. Enchantia nauczyła ją obycia z małą sceną (trójmiejski festiwal Metropolia Jest Okey) i festiwalową publicznością (Open'er Heineken). - Byłam w szoku, że nas tam chcą - mówi o zaproszeniu na Open'era.

Tych zaproszeń było znacznie więcej. Gdy była kilkuletnią dziewczynką pojawiała się oferta dołączenia do Arki Nowego, zespołu grupującego dzieci znanych rodziców-muzyków z kręgu punka i reggae. - Oni mi się podobali, ale tylko w telewizji. Chyba bardziej zależało ojcu, abym spróbowała z Arką. Kiedy usłyszał piosenkę "Tata", bardzo się ucieszył, że wreszcie jakiś zespół nagrał piosenkę o ojcu Dopiero później doszło do niego, że to chodziło o Ojca Świętego - śmieje się Sara.

Płyta postmodernistyczna

Paczka jest prawie pusta, w popielniczce dogasają koniuszki papierosów, nasza rozmowa dobiega końca, a ja ciągle nie dowiedziałem się od Sary "Skąd przyszła". Próbuję więc z niej wydobyć coś ciekawego na temat piosenek z nowej płyty, które do kompozycji Chrzanowskiego napisali - poza Sarą - m.in. Katarzyna Nosowska i Krzysztof Grabowski. - "Arytmia" dotyczy bolesnej sytuacji damsko-męskiej, "Wilki" przepowiadają konieczność ucieczki od ludzkiego zgiełku, a jednocześnie są za poszukiwaniem spokojnego stada. "Chmura Wilsona", która powstaje po wybuchu jądrowym, to tekst opowiadający o tym, że każdemu przytrafia się gorszy dzień; porusza też kwestie wiary. A "Wojny gwiezdne"? Mają pocieszający morał, że nasze niepowodzenia śmiało można przypisać okolicznościom. To działa jak "efekt motyla" - wyjaśnia Sara.

Więcej o:
Copyright © Agora SA