Nie wyrzucaj sukni ślubnej! Jeszcze może się przydać

Zazwyczaj nie więcej niż dwa lata, czyli cztery wypożyczenia. Potem się ją przeznacza jako wzór do mierzenia, albo wyrzuca

"Przepiękna suknia za niewielkie pieniądze. Od pasa w dół burza falban, gorsecik usztywniany. Jestem pierwszą właścicielką sukienki. Stan oceniam na dobry. Niewielkie zabrudzenie na dolnej części. Za 10 zł dorzucę halkę" - czytamy jedno z ogłoszeń internetowego komisu ślubnego. Podobnych ofert są tu tysiące, podobnie jak i samych portali oferujących używane suknie ślubne. Ceny najczęściej mieszczą się w przedziale od 400 do 2 tys. zł. Ale można także znaleźć kreacje za 4 tys. zł.

Internetowe komisy ślubne zwykle wymagają jedynie wcześniejszej rezerwacji i ewentualnie drobnych opłat (od kilku do 20 zł). Używane suknie można wystawiać także na portalach aukcyjnych. Tu kreacje kosztują od 120 do 3,5 tys. zł. Sprzedaż nie jest jednak łatwa, bo na samym Allegro.pl takich ofert są prawie 4 tys.

Odpruć ozdoby

Zanim sukienka trafi do sprzedaży, powinna zostać uprana. I to jak najszybciej! Żeby nie powstały na niej trwałe plamy. Najlepiej zrobić to w wyspecjalizowanych pralniach, cena od 120 do 250 zł. - Największym problemem są ozdoby, wszelkie koraliki, cekiny. Jeśli są klejone, to trzeba je wcześniej zabezpieczyć. Czasem niektóre musimy odpruć, a potem przyszyć jeszcze raz. Najtrudniej pierze się jedwabie. Producenci zalecają czyszczenie chemicznie, ale w ten sposób nie wszystko da się doprać - opowiada Anna Lemańska, właścicielka pralni eko serwis w Łodzi.

Ale jeśli suknia zżółknie lub zszarzeje, to prawdopodobnie nie uda się jej wybielić. - Suknie ślubne zwykle są szyte z materiałów łączonych. A nie da się z powrotem uzyskać takiej samej bieli na koronce i tiulu - mówi właścicielka pralni.

Od kiedy białe jest białe?

Nasze babcie rzadko brały śluby w śnieżnobiałych sukienkach. Dawniej "białe" w tym przypadku oznaczało jasne écru. Taki jest bowiem najjaśniejszy odcień włókien naturalnych; jedwabiu i bawełny. Obecnie praktycznie wszystkie suknie szyje się z tkanin sztucznych, to może być poliester, nylon, organza czy koronka. Kosztują po kilka tysięcy złotych. Jeśli pannom młodym nie uda się ich sprzedać, mogą oddać je w komis, np. do salonu. Ile pieniędzy odzyskają?

- Około 30-40 proc. To zależy od stanu sukienki - mówi Agnieszka Mrugolska z salonu ślubnego w Warszawie. Wysokość prowizji ustalana jest indywidualnie z klientem. Sukienki w komis można zostawiać w salonie tylko pod warunkiem, że zostały tu kupione. Do Emmi Mariage wraca ponad połowa kreacji - konkluduje Mrugolska.

Ale można także suknię wypożyczyć. Wybrany model zostanie dopasowany do figury panny młodej. Co nie oznacza, że kreacje można przerabiać setki razy. Suknie ślubne z wypożyczalni pojawiają się na 4 ślubach.

- U nas jedną sukienkę zwykle wypożycza się w sezonie tylko raz. Góra dwa razy. Bo jeśli klientka zarezerwuje ją dzisiaj, a wesele ma dopiero w październiku, to do tego czasu już jej nie wypożyczymy. Taka sukienka służy rok czy dwa, a potem zostaje w salonie jako wzór do mierzenia. Może też trafić na wyprzedaż i zostać sprzedana za 20-30 proc. ceny pierwotnej albo ją wyrzucamy, jeśli jest zniszczona - mówi Justyna Łazarz z warszawskiego salonu sukien ślubnych Splendor.

Splendor oferuje ok. 500 modeli, z czego używane kreacje stanowią 30 proc. Wypożyczenie kreacji razem z poprawkami kosztuje 30-60 proc. ceny sukienki, czyli od 600 do 2000 zł. Panie płacą kaucję w wysokości 1 tys. lub 1,5 tys. zł i dostają sukienkę na 10 dni. Praniem zajmuje się salon. Jeśli na sukni powstaną trwałe plamy, kaucja przepada, ale to się rzadko zdarza - Przez 5 lat zdarzyło nam się to tylko raz - mówi Justyna Łazarz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.