Bridget Jones wraca - już jest nowa książka Helen Fielding. Po polsku dopiero w przyszłym roku

Była fenomenem przełomu tysiącleci - bohaterką z lekkiej, popularnej książki, z którą utożsamiały się miliony kobiet. Teraz, po 14 latach, Bridget Jones wraca w nowej, niestety niezbyt zabawnej, odsłonie

Wiadomość, że Bridget Jones, wciąż martwiąca się swoją wagą, za dużo pijąca i paląca, obawiająca się samotnej śmierci i zjedzenia przez owczarka alzackiego trzydziestoparoletnia londyńska singielka z książek Helen Fielding wraca, i to wraca odpowiednio starsza, zelektryzowała jej fanki. A było ich sporo - na przełomie XX i XXI wieku w Bridget Jones odnajdywało się wiele kobiet, podobnie jak ona przez pokolenie rodziców uznawanych za stare panny, a przez swoje za wreszcie wolne, otoczone nową, miejską rodziną złożoną z przyjaciół. Ja też do nich należałam - dowcipnie i lekko napisane książki o sercowych, zawodowych i życiowych perypetiach Bridget - "Dziennik Bridget Jones" i "Bridget Jones: W pogoni za rozumem" poprawiały mi humor. Starsza o kilkanaście lat Bridget była moją przewodniczką po świecie młodych kobiet z wielkich miast. Wiedziałam, że nawet jeśli będę się kompromitować na początku mojej dorosłości, ona na pewno skompromitowała się bardziej. Gdy więc okazało się, że wraca, musiałam przeczytać "Bridget Jones: Mad About the Boy". I przez chwilę, bardzo krótką, miałam wrażenie, że czas się cofnął. Bo choć Bridget ma w tej książce 51 lat, to zachowuje się (prawie) tak samo jak w książkach z roku 1996 i 1999.

Pierwsza, elektryzująca i oburzająca wiadomość, która poprzedziła premierę "Mad About the Boy", była taka, że Bridget straciła swojego ukochanego Marka Darcy'ego. Po przeczytaniu książki jest oczywiste, dlaczego Bridget musiała zostać wdową. Jako szczęśliwa żona i matka dwójki dzieci w wieku wczesnoszkolnym nie byłaby dostatecznie atrakcyjną bohaterką. Jones musi być sama. Tak więc w nowej powieści, pięć lat po śmierci męża, podejmuje decyzję o zakończeniu żałoby i rusza na randki. Jak dawna Bridget ma obsesję na punkcie wagi, choć tym razem odchudza się pod okiem specjalistów, co przynosi efekty. Wylicza też swoich fanów na Twitterze i... wszy, które wyczesała z włosów dzieci. Boi się, czy jej nowy, trzydziestoletni chłopak Roxter ich nie złapie, gdy będzie nocował u niej w domu. Choć jest samotną matką, nie staje się ani bardziej zorganizowana, ani odpowiedzialna. Zalewają ją momentami fale wzruszenia i miłości do dzieci, ale z drugiej strony w panice szuka dla nich opiekunek (jedną z nich jest ni mniej ni więcej tylko, również niereformowalny Daniel Cleaver), by móc wyjść na randkę. Bridget Jones się postarzała, ale nie dorosła. Dla jednych to dobra wiadomość. Mnie to jednak smuci. Szkoda mi zmarnowanej okazji. Okazji na pokazanie, że nawet trzpiotki czasem dorastają. No i nie ma mowy o identyfikowaniu się z bohaterką. Mimo że jestem kilkanaście lat od niej młodsza, nieraz czytając "Mad About the Boy" miałam ochotę potrząsnąć Bridget, by się ocknęła i zachowywała jak dorosła kobieta. I wcale nie mam na myśli wyprawy do modnego klubu w kozakach do połowy ud.

Książka Helen Fielding "Bridget Jones: Mad About the Boy" (wyd. Jonathan Cape) ukaże się po polsku wiosną przyszłego roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.