Konkurs Carmakoma: ogłaszamy wyniki!

Dziękujemy za wszystkie nadesłane relacje, zdjęcia, wspomnienia i odezwy - wszystkie bardzo podniosły nas na duchu (choć niestety, w większości nie były radosne)! Wasze maile potwierdziły nasze przekonanie, że trzeba walczyć o modę +42. I niektóre z nas odetchnęły z ulgą, że nie tylko one mają takie problemy... Podsumowanie Waszych postulatów już za kilka dni, a tymczasem publikujemy zwycięskie listy. Jury złożone z redakcji i przedstawicieli Carmakomy nie miało łatwego zadania, ale udało się mu wybrać najciekawsze wypowiedzi. Publikujemy je bez redaktorskich poprawek - literówki i inne drobne błędy nie odbierają tym tekstom uroku

1. Maggie

Jako szczęśliwy krasnal w rozmiarze 42 (jestem niską posiadaczką dużych piersi i dużej pupy oraz brzuszka) mam często problemy z ciuchowymi zakupami. Są stresujące, a sprzedawczynie w wielu sklepach nie bardzo wiedzą co począć z niestandardowo zbudowanymi klientkami. Bo nawet jeżeli coś jest ok. w sensie objętości, to często jest za długie, za szerokie w ramionach itd. Dwa podstawowe problemy to spodnie i eleganckie sukienki. Ze spodniami jakoś sobie poradziłam- w sklepie Cubus są bardzo fajne rurki, co prawda na mnie trochę za długie, ale za to świetnie leżą i są bardzo, bardzo wygodne. Problemu sukienek dalej nie rozwiązałam. Mam 21 lat, więc większość ładnych sukienek w moim rozmiarze jest po prostu nieadekwatna do mojego wieku. A w sukienkach podobnych do tego, co noszą moje koleżanki wyglądam jak pączek. Brakuje mi ładnych, zwiewnych sukienek na imprezy i większe, eleganckie wyjścia (w końcu i mnie się takie zdarzają). Uwielbiam sukienki odcinane pod biustem, bo podkreślają i kryją co trzeba :). Niestety większość takich ciuchów nie jest przeznaczona dla kobiet z miseczką D/E.

2. Kliwia42

Szczupła nie byłam nigdy, co przyprawiało mnie o bezsenne noce wypełnione marzeniami o filigranowej posturze. Po skończeniu podstawówki mój organizm dostał "kopa" hormonalnego. Nagle z chłopięcej, sportowej sylwetki zaczęło wydobywać się na światło dzienne coś, czego nie umiałam ogarnąć - biust! Ale żeby tam jakaś dwójeczka - od razu miseczka DD! Ponadto zaczęły mocno krągleć biodra i w ogóle jakoś dziwnie zaczęłam wyglądać. Problem pojawił się po drugiej ciąży. To, co zostawiła mi "w spadku "córka stało się przedmiotem mojej kilkunastoletniej walki. Biust - już niestety w rozmiarze F nie dał się wcisnąć w żaden normalny wyrób państwowy. Na szczęście wymyślono wybawienie dla wszystkich kobiet, których rozmiary zaczynają się od 44 - dzianinę! To było to, co mogłam na siebie spokojnie zakładać bez obawy, że coś mi strzeli, gdy będę siadała albo wezmę głębszy oddech. Dziś po latach mojej walki z nadwagą zrozumiałam i pogodziłam się z faktem ,że nigdy nie będą zgrabną, zwiewną blondynką -chce wreszcie być po prostu sobą. Nie chcę, by koncerny od spalaczy tkanki tłuszczowej wchodziły do mojego umysłu i mieszkały w moim domu. Nie chcę, by sąsiadka sławetna "trzydziestka szóstka" pogardliwie zerkała na moje ciało. Nie chcę, by niedokształcona panienka ze stoiska z ciuchami na wejściu komunikowała mi złośliwie "my takich rozmiarów nie sprzedajemy". Nie chcę, by lekarz z zadłużonej placówki medycznej zalecał mi jedzenie w proszku. Nie chcę, by mój mąż wierzył, że seksowna może być wyłącznie kobieta anorektyczka. Nie chcę, by oczy przechodniów dręczyły mnie dietą. Chcę być szczęśliwa. Chcę się uśmiechać na myśl o poranku. Chcę żyć w zgodzie z lustrem. Chcę, by kuchnia była moją przyjaciółką. Chcę, by ludzie mnie wreszcie akceptowali taką, jaka jestem. Chcę mieć znajomych. Chcę żyć jako "istota społeczna". Chcę, by ciuchy były i dla mnie. Chcę, by przestano o mnie szeptać i komentować to, jak wyglądam. Chcę, by inni zrozumieli, że nie jestem inna. Chcę być taka, jaka jestem. I chcę, by moje ja było mną.

3. Magdalena Irzyk

Nigdy nie sądziłam, że rozwiązanie jakiegokolwiek problemu można znaleźć w jednym zdaniu, ba a co dopiero jednym słowie. Dlatego, gdy nadszedł czas karnawału i moje cudowne krągłości stały się moimi cudownymi krągłymi zmartwieniami, nie mogłam uwierzyć, że jedna wizyta w sklepie, jedna rozmowa ze sprzedawczynią, a wreszcie jeden dodatek do ubrania może odmienić moją szafę, może odmienić moją codzienność, może sprawić, że w czasie karnawału poczuje się wspaniale nie tylko dzięki temu niezwykłemu okresowi radości, ale także dlatego, że spodobam się sobie. To co dalej się wydarzyło sprawiło, że zaakceptowałam siebie nie dlatego, że musiałam, że codziennie witam siebie mówiąc: "kobieto, masz cudowne ciało", ale dlatego, że szczerze się sobą zachwyciłam.

Będąc w sklepie i mierząc n-tą sukienkę, n-tą spódniczkę i n-tą szałową bluzeczkę, w których to moje ciało wcale nie wydawało się tak optymistycznie nastawione do świata, jak te, którymi raczy nas telewizja podczas karnawału w Rio, zaproponowała mi swoją pomoc młoda sprzedawczyni. Tutaj muszę wyrazić skruchę, bowiem pierwsze co mi przyszło na myśl brzmiało mniej więcej: "a jak Ty mi

możesz pomóc, skoro na Tobie każdy ciuch pewnie leży idealnie", miała ona bowiem medialnie idealne kształty okraszone pięknym uśmiechem na twarzy. Nie poddając się jednak i sądząc, że pewnie teraz będzie chciała mnie nakłonić do opróżnienia zawartości portfela w wysokości przynajmniej dwóch tygodni pracy oraz tym, że na pocieszenie wieczorem zafunduje sobie pyszne bakaliowe lody znaczy pyszny, bakaliowy sorbet (robią w ogóle bakaliowe sorbety ?) postanowiłam skorzystać z jej pomocy. I tu spotkała mnie niespodzianka, otóż młoda osoba zaprowadziła mnie, w jak mi się wydawało rejon przykrótkich koszulek i żakiecików, myślałam wtedy ona naprawdę chyba nie zdaje sobie sprawy z krągłości moich krągłości. Jednak ów rejon okazał się zbawieniem, były to

bowiem różnego rodzaju bolerka, w formie koronek, chust, żakietów i miłych dla oka narzutek. Uśmiech na mojej twarzy był jeszcze wtedy ironiczny, o jaką wredną babą się musiałam jej wydawać, a ona jeszcze na dodatek z tym wyglądem młodego aniołka, tym miłym głosem mówiła, że sama dobierze rozmiar, nie chcąc mnie publicznie o niego pytać. Mając na sobie małą czarną, z odciętym biustem i koronkowym dekoltem w której moje ramiona wyglądały niczym u siłaczki a biust rodem z filmu niskobudżetowego nigdy bym nie sądziła, że srebrne ażurkowe bolerko przecenione na 39,50 zł

sprawi, że zakocham się w sobie, ba sprawi, że niczym jakaś Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście", która kochała buty, ja pokocham to bolerko i jak na kobietę przystało tą sukienkę również.

Patrząc wstecz na zawartość mojej szafy i uwielbienie to tego co nienaganne, bo kto powiedział, że zakończone koronką pończochy nie mogą być nienaganne, to wiele traciłam. Te wszystkie bluzki, białe kołnierzyki, spódniczki na zakładkę naprawdę wiele traciły bez takich prostych dodatków jak bolerko, czy kamizelka, nawet taka męskim akcentem jak krawat. Ta odrobina "materiałowego szaleństwa" dodana do codziennego stroju sprawiła, że nie muszę stosować jakiś magicznych sztuczek wciągania całego powietrza aż za przeponę, czy krępować się wygodnie siadając w fotelu, za to dodaje mi pewności siebie, takiego pazura w spojrzeniu i młodzieńczego zachwytu.

4.Liziii

Lata temu oświadczył mi się mój narzeczony - o zgrozo, facet musi mnie kochać, skoro wyglądam jak wieloryb - tak wtedy myślałam. Zdjęcia z wycieczki dzień po zareczynach dobitnie mnie w tym utwierdzały - 100 kg żywej wagi! Nie czułam sie zle - ale musiałam poswiecac wiele czasu wyszukując ciuchów... w internecie. Używane, zwykle z UK lub Irlandii gdzie o większy rozmiar nie trudno. Potem nadeszła ślubna gorączka, -37kg na wadze...problem duzych ubrań zniknął. Nie na długo.. Jestem obecnie w 12 tygodniu ciązy a mój organizm uznał, że to najlepsza okazja do pokazania mi, czym jest efekt Jo-jo. Mam na plusie 4kg, zapewne przybędzie mi jeszcze około 20tu. Z racji tego, że matka natura nie skąpiła mi wzrostu - będę po ptrostu olbrzymia! Ale - czemu ma msie czuc dyskryminowana? Chcę moc wyglądac jak młoda piękna kobieta promieniejąca szczęściem rosnących we mnie blizniąt (które zwiększają moje szanse na nieco więcej kg niz przy pojedynczym dziecku). Chce nosic wygodne tuniki a nie rozciągnięte wory! Chce kupić spodnie ciązowe w rozmiarze 46 bez stresów i miesiecznego poszukiwania byle czego, aby tylko weszło mi na pupę. Chcę. I wiem ze da sie - miliony europejek udowodniły że kupienie ubrań w rozmiarze +42 nie jest niczym niemozliwym. Bo my, kobiety, niezależnie od tego ile kg przyjdzie nam ujrzeć na wadze - chcemy, kurcze, być piękne :)

5. Karolina Szerlag

Zawsze byłam trochę większa od rówieśniczek. Niegruba, lecz wyższa, potężniejsza. Mama, ciocie i życzliwi znajomi zawsze powtarzali "nie jesteś gruba, przecież jesteś wysoka i masz wagę proporcjonalną do swojego wzrostu". Niekoniecznie się z tym zgadzam, bo zdaję sobie sprawę, ze jestem naprawdę mocnej budowy i w związku z tym trudno mi znaleźć ubrania, a jeszcze trudniej takie, które by na mnie dobrze leżały bez zbędnego podkreślania moich mankamentów. Noszę rozmiary 42-44, nie jestem typową kuleczką, ale mam dość szerokie ramiona, duży biust, wąskie biodra i ogólnie rzecz biorąc potężną sylwetkę i to niestety starczy już by skutecznie zniechęcić mnie do jakichkolwiek zakupów. Bluzki jeszcze po dogłębniejszej selekcji dają się na mnie wcisnąć i nie każde są niemiłosiernie ciasne. Najgorsze jednak do kupienia na mój rozmiar są spodnie, których teraz (uwaga!) posiadam tylko dwie pary. Przez moje przykre doświadczenia i znajomość rozmiarowki większości sklepów, wcale nie garnę sie by rozszerzyć moją garderobę o nowe pary. Szczuplejszym Czytelniczkom, przytoczę schemat poszukiwania spodni: Szperam przebiegle w stercie jeansów, które rzekomo powinny na mnie pasować. Biorę do przymierzenia od razu dwie pary - bo wiem, że na 100% co najmniej jedna z nich nie będzie pasować. Miła ekspedientka uśmiecha się i wskazuje na wolne przymierzalnie. Juz na wysokości kolan odkrywam, ze spodnie nie pasują. Patrzę w lustro przymierzalni i stękam w myślach, mając nadzieję, że może druga para (nota bene większa o rozmiar) będzie pasować. Na próżno. Ekspedientka uprzejmie odnosi niefortunne jeansy na miejsce i oferuje, ze przyniesie inne, większe. "Te na pewno będą pasować, największy rozmiar jaki mamy". Już dobrze znam tę frazę, a jeszcze lepiej rozczarowanie kiedy nie dopinam się w "spodniach o największym rozmiarze". Paradoksalnie moja mama, z większym rozmiarem znajduje dla siebie spodnie. Śmieje sie z moich narzekań "Jest tylko grubszych kobiet od Ciebie! Nie wierzę, ze nie ma dla Ciebie spodni, bo gdzie ubierałyby się w takim razie te większe kobiety?" Spędzając ze mną długie godziny w poszukiwaniu pasujących spodni (bo nawet nie śmiem marzyc o takich które idealnie by leżały) przyznaje mi rację dziwiąc się producentom odzieży. Niestety, widocznie w moim rozmiarze "nieszczupły akczolwiek niegruby" istnieje luka w odzieży. A szkoda... Znajduje czasem pocieszenie w letnich kolekcjach - kiedy beztrosko noszę szerokie bermudy i mam nadzieję, ze nie będę prędko potrzebować nowych spodni...

6. Jolanta

Kasia z ogromną radością wręczyła mi zaproszenie na swój ślub. Był marzec, ślub we wrześniu, a ja już martwiłam się, co na siebie założę. Ja. 47 letnia matka trójki wspaniałych dzieci i żona swojego męża. Posiadaczka 'zacnego' rozmiaru 44 i 161 cm wzrostu. Kilka zmarszczek na zawsze uśmiechniętej twarzy. Wtedy wcale mi nie było do śmiechu, czy uśmiechu. Gorączkowo przeglądałam katalogi z modą w rozmiarze XL i XXL. Nic w nich nie znalazłam. Powiem więcej: jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że szczęśliwe posiadaczki rozmiaru 42 i więcej są skazana na workowate i staromodne garsonki. Ktoś powie: w ciągu 6 miesięcy można schudnąć. Owszem, można, jednak w moim wieku, przy trójce dzieci i z moimi obowiązkami na głowie nie jest tak łatwo, a po za tym nawet lubię moje pełne uda, a nawet tę małą fałdkę na brzuchu, a co! Starsza córka bez trudu znalazła upatrzoną kieckę. Syn i mąż, nie mieli dużego problemu z wyborem 'kreacji'. Zostałam tylko ja i młodsza córka, która w odróżnieniu ode mnie nosi rozmiar 36/38, więc bez problemu mogła coś sobie znaleźć. Szukanie tej wymarzonej kreacji rozpoczęłyśmy już od zaraz. Niestety to wcale nie było takie łatwe. W naszych sklepach aż roiło się od sukienek o długości mini, z gorsetową góra lub dużym dekoltem na plecach, a to wszystko w nie moim rozmiarze od 34 do 40. Odwiedziłam wszystkie centra handlowe w województwie, sklepy internetowe w sieci, a także wszelkie możliwe katalogi z odzieżą wysyłkową i nic! W końcu zaświtała mi pewna myśl: "Pójdę do krawcowe uszyć sukienkę!". Rozrysowałam sobie na kartce sukienkę, o której marzę. Zrobiłam rozeznanie w sklepie z materiałami. Marzyła mi się granatowa sukienka, lub taka w kolorze butelkowej zieleni. Mój zapał ostudziła krawcowa: "Niestety nie uszyję pani tej sukienki. Szyję tylko sukienki o klasycznym kroju i w normalnych rozmiarach". W myślach zastanawiałam się, co oznacza dla niej: "normalny rozmiar", skoro sama była słusznej postury. Pani poradziła mi też: "Niech pani ubierze biała bluzkę i spódnicę, i po kłopocie. Ja zawsze tak robię!". "Po kłopocie"? Wizyta u krawcowej tylko mnie zdołowała. Któregoś dnia córka zarządziła: "Mamo ubieraj się, jedziemy na zakupy. Grunt to pozytywne nastawienie. Będziemy tak długo chodzić po sklepach aż znajdziemy coś odpowiedniego. Pomogę ci." Pomyślałam sobie wtedy: "Dziecko, przy moim rozmiarze rozmiarze wzroście to będzie trudne", ale zaryzykowałam. Byłam zaskoczona, że moja szalona nastolatka chce pomóc mi przy wyborze sukienki, kiedy spokojnie mogłaby spotkać się z przyjaciółkami. Pierwszy sklep, drugi, trzeci, czwarty i nic. Odwiedzałyśmy kolejne i kolejne. W końcu natrafiłam na piękne sukienki granatową i w kolorze starego złota, uszytą z połyskującego materiału. W dodatku byŁa dostępna aż do rozmiaru 46!!! "Przymierzaj" - powiedziała córka. Przymierzyłam tę w kolorze starego złota. Córka na mój widok uśmiechnęła się i powiedziała: "Trafiłyśmy na idealny dla ciebie krój, ramionami się nie przejmuj, dobierzemy jakiś sweterek". No tak, nie pochwaliłam się jeszcze, że jestem posiadaczka pulchnych ramion. "Ale ten kolor Wiesz co? Przymierz granatową". Taaak! Granatowa to był strzał w dziesiątkę. Z radością pobiegłam do kasy. Potem córka pomogła mi wybrać zwiewny sweterek w pasującym do niej kolorze i śliczne czółenka. Wyglądałam świetnie, a na weselu bawiłam się cudownie i to w stworzonej dla mnie sukience, a nie w białej bluzce i spódnicy! Od tej pory zawsze w sprawach mody będę się radzić mojej młodszej córki i już zawsze zapamiętam jej słowa: "Grunt to dobre nastawienie". Myślę, że w naszych sklepach powinno znaleźć się więcej ciuszków w kobiecych rozmiarach (tak, rozmiar 46, czy nawet 52 nie sprawia, że nie czuję się kobieco!), a podejście do puszystych klientek powinno być inne. Świat bez puszystych byłby nudny! Nikt nie jest idealny, więc niechaj na wystawach sklepów zawisną reklamy z okrąglejszymi modelkami, a dżinsy niech nie kończą się na rozmiarze 40, albo co gorsza na 38!

7. Orka

Mam 158 cm wzrostu i wszystkie naraz krągłości, jakie u kobiet zdarzają się pojedynczo. Włącznie z biustem w rozmiarze C. Można byłoby nazwać mnie jabłkiem, gdyby nie okrągłe biodra i wcale nie płaska pupa. A więc gruszka? Tak, gdyby nie bardzo wypukły profil brzucha oraz zupełny brak talii, czy raczej jej obwód równy obwodowi bioder większości kobiet mijanych przeze mnie na ulicy. Ergo: typ figury nieznany. Rozmiar też nie, bo od pasa w górę noszę 38-42, a od pasa w dół to co się nadaje, co ma dostatecznie szeroki obwód w talii i jest dostatecznie krótkie. Jako nałogowa nosicielka dżinsów zaopatruję się w H&M, gdzie bywa, że największe sztuki leżą nieźle. Przy czym obowiązkowo muszę odcinać 10-15 centymetrów nogawek, co psuje krój i pozbawia mnie tej prostej przyjemności, jaką mają ci, którzy wchodzą do sklepu, kupują ciuch, odrywają metki i już! Gdybym siebie nie lubiła, powiedziałabym, że mam beczkowaty tułów. Unikam takich myśli i zwalam całą winę na przemysł odzieżowy.

Przy tym moje ramiona i nogi, choć mocnej budowy, nijak mają się do tułowia. To powoduje, że kiedy zakupy robię w zimie i mam na sobie prostą w kroju, czarną kurtkę z H&M, sprzedawczynie proponują mi do mierzenia ubrania w małych rozmiarach. Nie wiedzą, jaką bombę dźwigam pod kurtką. W zasadzie, gdyby nie ta bomba, mogłabym się ubierać w działach dziecięcych i młodzieżowych.

Rzadko, bo rzadko, ale zdarzają mi się chwile tryumfu, kiedy trzeba wspiąć się na scenę i z rąk możnych tego świata odebrać symbol chwały. Właśnie niedługo kroi mi się taka okazja. Przydałby się żakiet, który nie spłaszczyłby mi biustu, zapiąłby się lub zawiązał w talii i nie sterczał na ramionach jak naramienniki hokeisty. Niestety - szukam od lat, bez skutku.

Lubię kardigany, bo pozwalają pokazać dekolt, który i tak zazwyczaj eksponuję w bawełnianych shirtach z wycięciem V. To jedyne co mnie ratuje przed efektem worka pełnego kartofli. Na wyjątkową okazję nie kupię jednak dobrego gatunkowo kardigana, bo od kilku lat panuje moda na długie i wąskie topy, swetry i bluzki. Wszystkie one sięgają mi do połowy uda, robiąc z tułowia baleron. Z mojego punktu widzenia to, co wisi w sklepach może nosić tylko kobieta - wąż albo nastolatka. Lubię bluzki z dużym dekoltem, odcinane pod biustem, ale te nieliczne też z reguły szyte są na wysokie osoby o innych niż moje proporcjach.

Kiedyś wygrałam darmowe zakupy w sklepie znanej marki. Hurra! ...ze sklepu wyszłam z nową torebką i parasolem, bo nic na mnie nie pasowało. Śmieję się, opisując siebie w ten sposób, bo wychodzę na niezłe monstrum. Tymczasem jestem granatowooką blondynką, wiosną o złotawej skórze. Czy zasłużyłam na karne pałętanie się po peryferiach trendów i prawdziwej mody? Chcę wierzyć, że nie.

8. Anula Wawrzyniak

Witajcie, mam na imię Anula i też jestem, hmmm, niewymiarowa. ;) Tak pewnie powinnyśmy się witać podczas przypadkowych spotkań w sklepach, przeszukując cichcem półki w poszukiwaniu czegoś, co miałoby na metce rozmiar większy niż 36 czy nawet 42... Anonimowe Nad-Rozmiarowiczki - czy jakoś tak podobnie... Ale - do kroćset! - czas z tym skończyć! Czas wyjść z cienia! I mówię to ja, Anula, podwójnie - bo i wszerz, i wzdłuż - niestandardowa! ;) Mam 183 centymetry wzrostu i słuszną budowę ciała - żaden ze mnie wieszak. Rozmiar 44 to u mnie standard, chyba, że przybiorę tu i ówdzie... Choć staram się, by tak się nie działo. ;) Zawsze byłam dużą kobietką - odkąd pamiętam wystawałam ponad ogół i nigdy też nie należałam do wiotkich i zwiewnych istotek, jakie możemy oglądać obecnie na wybiegach... ;) W związku z tym problemy pojawiały się bardzo często - nie mogłam znaleźć zbyt wielu rzeczy, które spełniałyby jednocześnie moje - niezbyt wygórowane przecież - wymagania, czyli: a) byłyby odpowiednio szerokie w biodrach, udach, pasie itd., b) byłyby odpowiednio długie - zwłaszcza w wypadku spodni, bo w końcu rękawy do łokci to nie taki wielki kłopot... c) nie postarzałyby mnie o 20-30 lat - jako że mam niecałe 27 i wolałabym wyglądać na najwyżej tyle. ;) Na domiar złego pochodzę z małej miejscowości, w której nie ma zbyt wielu sklepów, a jeśli już są, to raczej nie sprowadzają odzieży wykraczającej poza ogólnie przyjęte standardy. Zresztą, okazjonalne wyprawy do odległego o 50 km Poznania też niewiele ułatwiały, bo i tam trudno mi było znaleźć coś dużego i zarazem - w przystępnej cenie. Pewnie, jeśli dodam, że do mniej więcej VII klasy podstawówki moja mama z uporem maniaczki podcinała mi włosy tak, że wyglądałam jak chłopak, załamiecie nade mną ręce i zaczniecie wzdychać... ;) Ale nie róbcie tego! Jakoś sobie radzę, choć trzeba się nakombinować. No i zmieniłam od tamtego czasu fryzurę na o wiele bardziej kobiecą. ;) Po tym smutnawym wstępie czas zatem na powiew optymizmu. A nawet - kilka powiewów. Bo - po pierwsze - widać, że od kilku lat w sklepach zmienia się co nieco. Już daje się w niektórych z nich znaleźć półki z wieszakami oznaczonymi magicznymi liczbami 44, 46, 48... Do moich ulubionych należy z pewnością C&A, lubię też H&M i kilka innych sieciówek, które łatwo znaleźć w centrach handlowych i w których ceny nie przyprawiają na szczęście o zbyt duże zawroty głowy. No i teraz, odkąd przeprowadziłam się do Krakowa, nie mam do owych przybytków odzieżowej rozpusty tak daleko, jak kiedyś... Po drugie - zawsze są szmateksy, i to bogato zaopatrzone. Uwielbiam styl vintage i lubię buszować także po tego typu sklepach, choć pewnie w Polsce wciąż brzmi to jak wyznanie co najmniej z gatunku tych wstydliwych. Mnie jednak wstyd nie jest, przeciwnie - często chwalę się koleżankom swoimi zdobyczami, które nie dość, że w dobrym rozmiarze, nie dość, że ładne, kolorowe - a ja kolory kocham, jakem grafik komputerowy! - i ciekawe, to jeszcze kosztują mnie grosze... Po trzecie - moja rodzicielka, mimo godnych potępienia zakusów co do mojej fryzury, jest znakomitą krawcową, więc jeśli potrzebuję przedłużenia tego i owego w spodniach lub żakiecie tudzież poszerzenia, wiem, że mogę na nią liczyć, choć mieszka dość daleko. No i sama też co nieco potrafię przeszyć - mam to po mamie! :) I tylko jedno wciąż mnie smuci - ludzkie podejście. Bo niestety, ale nie wszędzie, nie w każdym sklepie czuję się "chciana". Pamiętacie tę scenę z "Pretty woman", kiedy Julia Roberts w stroju typowym dla dziewczyny z ulicy, wkracza do eleganckiego butiku? I miny sprzedawczyń? To właśnie mam na myśli... Czasami obsługa sklepu ma wprost wypisane na twarzach nieme pytanie: "A co ONA u nas robi?!". Jakbym nie miała prawa odziewać swoich 183 centymetrów i 86 kilogramów ładnie i ciekawie... ;) Choćby i w rozmiarze 44! :D Marzę więc o świecie, w którym chude jak tyki panny sklepowe nie będą spoglądać na mnie ze źle skrywanym obrzydzeniem lub przerażeniem w oczach... No i co z tego, że mam wzrost koszykarki? Co z tego, że tu i ówdzie pojawia się fałdka lub wałeczek? I że moje uda nie są tak cienkie, jak przeguby rąk? Ja też mam prawo wskoczyć w kieckę w kolorze fuksji i włożyć do niej oranżowe koturny. I mam prawo wyglądać w tym dobrze! :) Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. :) I mam prawo poruszać się swobodnie po sklepach, w których odzież w rozmiarze +42 nie zostaje wepchnięta do wstydliwego kątka, żeby nikt nie widział. Gdzie między półkami oraz wieszakami zmieszczę się ja, moja torba i jeszcze moja rozbuchana wyobraźnia. :) I gdzie ubrania dla takich jak ja solidnie zbudowanych kobiet kuszą kolorami oraz fasonami odpowiednimi do wieku, a nie tylko czarnymi workami mającymi maskować moje istnienie. Widzę, że ten wymarzony świat powoli nadchodzi. I z radością czekam na moment, w którym obudzę się w dużej, seksownej piżamie, wstanę, przeciągnę się, wezmę szybki prysznic a potem wskoczę w superciuchy, takie, jak lubię, i skonstatuję, że to... już. :) Pozdrawiam - z dużym uśmiechem (na pewno w rozmiarze większym niż 42...)

9. Nagroda główna powędruje do Katarzyny Tomanik - za piękne zdjęcia mody +42.

Więcej o:
Copyright © Agora SA