Trendy w medycynie estetycznej. Jakie zabiegi są teraz najpopularniejsze?

W Polsce zabiegi medycyny estetycznej są coraz popularniejsze. W dużych miastach korzysta z nich spory odsetek społeczeństwa, choć nadal nie wszyscy się do tego przyznają. Tymczasem okazuje się, że na tle innych krajów nasze zainteresowanie tym tematem jest ponadprzeciętne. O tym, dlaczego się poprawiamy i kiedy może stać się to dla nas niebezpieczne, rozmawiamy z dr n.med. Małgorzatą Rylską - specjalistą dermatologiem, która pracuje warszawskiej Klinice Zdrowia i Urody SaskaMed oraz Praxis Lürlimed w Chur w Szwajcarii.

Avanti24 (A24): Pracuje Pani jako specjalista dermatolog zajmujący się też medycyną estetyczną w Polsce i w Szwajcarii. Jest różnica w podejściu do tego tematu pacjentów z obu krajów?

Małgorzata Rylska (MR): W Szwajcarii i południowych Niemczech medycyna estetyczna właściwie nie istnieje. Pacjenci najczęściej zgłaszają się do mnie z problemami stricte dermatologicznymi. Bardzo mało osób ma potrzeby estetyczne. Większość pacjentek chcących poprawić urodę w Szwajcarii pochodzi z Rosji lub z Polski. Szwajcarki czasem decydują się na botoks, zabiegi wolumetryczne lub mezoterapię, ale zawsze zaznaczają, że efekt ma być bardzo subtelny - nie chcą, żeby były widoczne siniaki czy inne ślady ingerencji. Mężczyźni natomiast zgłaszają się w sprawie przeszczepu włosów. Ale w tym przypadku zazwyczaj w grę wchodzi tylko konsultacja - na sam zabieg Szwajcarzy jeżdżą najczęściej za granicę, np. do Grecji, ze względu na niższą cenę.

Trochę inaczej to wygląda w Polsce - coraz częściej i chętniej korzystamy z dobrodziejstw medycyny estetycznej. Po laserze frakcyjnym, wolumetrii czy mezoterapii pacjentki przez jakiś czas mają siniaki, rany i są opuchnięte, ale w naszym kraju tak wiele osób poprawia urodę, że przestało to wzbudzać kontrowersje. Poza tym w Polsce korzystanie z medycyny estetyczniej jest sporo tańsze niż w Szwajcarii - duża konkurencja na rynku sprawiła, że ceny zabiegów są relatywnie niskie.

A24: Z jednej strony poprawianie urody w Polsce już nie wzbudza większych emocji, ale z drugiej nadal mało jest osób, które się do tego przyznają. Dlaczego?

MR: Chcemy wyglądać dobrze, ale wolelibyśmy, żeby inni myśleli, że to efekt genów, diety czy odpowiedniej pielęgnacji, a nie (mniej lub bardziej) inwazyjnych zabiegów. Jednak moim zdaniem i to podejście powoli się zmienia. W dużych miastach czasem spotykam kobiety w ciemnych okularach w pochmurny dzień czy z widocznymi siniakami po zabiegach - nie wstydzą się tego, nikt się też nie bulwersuje na ich widok. Tak naprawdę to temat tabu tylko w pewnych kręgach - jak Pani wspomniała, obecnie spora część osób podchodzi do tego bez większych emocji.

SaskaMed Klinika Dr Rafal KuzlikSaskaMed Klinika Dr Rafal Kuzlik fot. Kaska Sikora fot. Kaska Sikora

A24: Nadal botoks jest najczęściej wybieranym zabiegiem medycyny estetycznej?

MR: Botoks jest cały czas popularny. Chociaż medycyna estetyczna tak bardzo rozwinęła się przez ostatnie lata, że dla botoksu przybywa alternatyw, z których pacjenci coraz chętniej korzystają. Poza tym za botoksem ciągnie się zła sława. Wiele pacjentek przychodzi do mnie i na wstępie mówi, że zgadza się na wszystko, byleby nie był to botoks. Kiedy pytam dlaczego, odpowiedź zawsze brzmi tak samo: bo to trucizna. Gdy im wytłumaczę, na czym dokładnie polega zasada działania toksyny botulinowej, zazwyczaj zmieniają zdanie. Toksyna ta (zwana potocznie jadem kiełbasianym) jest wstrzykiwana w tak niewielkiej dawce, że trudno jest, znając dobrze anatomię człowieka, wyrządzić nią krzywdę. Oczywiście zawsze trzeba pilnować wskazań i przeciwwskazań - to podstawa.

A24: Mamy tendencję do wyolbrzymiania swoich wad? Odmawia Pani czasem pacjentom wykonania jakiegoś zabiegu?

MR: Zdarza się - na szczęście coraz rzadziej. Zazwyczaj odmawiam wykonania oszpecającego zabiegu, gdyż wygląd pacjenta jest moją wizytówką. Zawsze długo rozmawiam z osobami, które odwiedzają mój gabinet. Pracuję z lusterkiem, abyśmy wspólnie dobrali najlepsze rozwiązanie. Jeśli widzę, że problem, z którym do mnie przyszli, jest znacznie wyolbrzymiony, to w miarę możliwości nakierowuję ich na myślenie o tym, co faktycznie wymaga udoskonalenia. Pokazuję też alternatywne rozwiązania - moim zadaniem jest poprawa komfortu życia pacjenta, także komfortu psychicznego. Ja akurat rzadko spotykam na swojej drodze osoby z dysmorfofobią, co nie zmienia faktu, że ten problem istnieje. W SaskaMed w Warszawie mamy doskonałych psychologów, którzy pracują z pacjentami z dysmorfofobią - zawsze kieruję ich pod opiekę tych specjalistów.

A24: Dysmorfofobią?

MR: W wielkim skrócie dysmorfofobia to lęk przez brzydotą lub, ładniej to ujmując, przed nieestetycznym wyglądem. Z tym zaburzeniem mamy do czynienia, kiedy mimo wykonywania kolejnych zabiegów poprawiających urodę, nadal jesteśmy niezadowoleni ze swojego odbicia w lustrze. Zdarza się też, że zatracamy się w dążeniu do pewnego ideału piękna. Nie zauważamy momentu, w którym przestajemy wyglądać atrakcyjnie, a zaczynamy wyglądać karykaturalnie.

A24: Zdarza się, że takie osoby są promowane w mediach. Nie uważa Pani, że ich występy, np. w telewizji, są niebezpieczne i dają zły przykład np. nastolatkom?

MR:  Tak, są niebezpieczne i dla innych, ale i przede wszystkim dla osoby, która jest chora. Tymczasem występy w telewizji "podkręcają" jej ego i utwierdzają w przekonaniu, że postępuje słusznie. Poza tym, moim zdaniem, w mediach powinniśmy promować ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, reprezentują sobą mądre, dobre i godne naśladowania wartości.

A24: Zdarzają się mężczyźni z dysmorfofobią?

MR: Oczywiście, że się zdarzają.

A24: Ale nadal 90% pacjentów gabinetów medycyny estetycznej, to kobiety.

MR: Ma to związek ze wzorcami, które narzuca nam społeczeństwo - odbiorcami "wyphotoshopowanych"  do granic możliwości sesji zdjęciowych i reklam są głównie kobiety. Widzimy te przekazy wszędzie - w kolorowych pismach, na bilboardach, na Instagramie. To one sprawiają, że kobiety dążą do wyimaginowanych ideałów.

Klinika SaskaMedKlinika SaskaMed MACIEJ CYRAN / STUDIO 69 MACIEJ CYRAN / STUDIO 69

A24: Powiedzieliśmy o zagrożeniach, ale przecież medycyna estetyczna robi dużo dobrego. To często nie tylko terapia dla ciała, ale także dla duszy. Jeden zabieg, usuwający nawet niewielki defekt, może zupełnie zmienić podejście do życia.

MR: Każdy mankament widoczny na zewnątrz wpływa na naszą psychikę. Skóra to największy organ. Jej wygląd bardzo mocno oddziaływuje na samopoczucie i na psychikę. Wielu pacjentów, którym pomogłam, przyznaje, że dopiero po zabiegu czy kuracji zaczęli cieszyć się życiem. Uleczona dusza to częsty, bardzo pozytywny "efekt uboczny" mojej praktyki.

A24: Jak bardzo medycyna estetyczna zmieniła się przez ostatnie lata?

MR: Kilka lat temu mieliśmy tendencję do przerysowania i sztuczności. Gdy już coś poprawialiśmy, to chcieliśmy, żeby było to widoczne z daleka - wielkie usta, mocno uniesione policzki, gładka, nieruchoma twarz. Rynek się nasycał różnymi nowinkami, a pacjenci chętnie z nich korzystali. Także wielu lekarzy nie znało umiaru, a inni nie potrafili w odpowiednim momencie odmówić swoim pacjentom. Nie ma co ukrywać, było to po prostu bardzo opłacalne dla klinik.

Teraz jest nieco inaczej. Oczywiście nadal spotykamy pacjentki "maksymalistki", ale większość chce wyglądać po prostu świeżo i zdrowo - jak po powrocie z długach wakacji. Odchodzimy od permanentnych wypełniaczy, substancji, które się samoczynnie nie rozpuszczają. Patrzymy na osoby przychodzące do gabinetu bardziej "globalnie". Najmodniejsze są metody poprawiające jakość skory, "naturalne", czerpiące z własnych tkanek pacjenta, wykorzystujące tkankę tłuszczową, komórki macierzyste czy np. mezoterapia igłowa z własnym osoczem (tzw. wampirzy lifting), różne koktajle witaminowe. Korzystamy na dużą skalę z nowych technologii: wykorzystujemy ultradźwięki, radiofrekfencję i przede wszystkim lasery. Kiedyś służyły one tylko i wyłącznie do usuwania wystających zmian, teraz jesteśmy nimi w stanie kompleksowo poprawić wygląd i jakość skóry pacjenta likwidując blizny, przebarwienia, zmiany naczyniowe oraz znacznie polepszyć gęstość skóry. Medycyna laserowa jest obecnie bardzo rozwinięta. Oczywiście trzeba umieć z niej korzystać, bo takim sprzętem można także zrobić komuś krzywdę.

A24: A ta przemiana, o której Pani mówi, nie wynika z tego, że w końcu nauczyliśmy się czekać na rezultaty? Większość wspomnianych zabiegów jest mniej inwazyjnych, ale efekty są widoczne po czasie.

MR: Dokładnie tak jest. Świadomość pacjentów jest coraz większa i przez to ich podejście do medycyny estetycznej staje się bardziej dojrzałe.

A24: A jaka przyszłość czeka medycynę estetyczną?

MR: Pojawi się więcej zabiegów, których zadaniem będzie polepszenie jakości skóry. Poza tym będziemy podchodzić do pacjenta bardziej interdyscyplinarnie - terapia opierająca się na wspólnych konsultacjach lekarza, dietetyka, trenera i psychologa stanie się normą. Zresztą takie holistyczne podejście do pacjenta już od dawna jest wprowadzone w wielu klinikach, w tym w SaskaMed w Warszawie i daje naprawdę świetne rezultaty.

SaskaMed Klinika Dr Rafal Kuzlik 2017SaskaMed Klinika Dr Rafal Kuzlik 2017 Dr n.med. Małgorzata Rylska, fot. Kaska Sikora Dr n.med. Małgorzata Rylska, fot. Kaska Sikora

Dr n.med. Małgorzata Rylska - pracuje w Klinice Specjalistycznej SaskaMed w Warszawie oraz w Praxis Lürlimed w Chur w Szwajcarii. Jest specjalistą dermatologii i wenerologii. Jej praktyka i zainteresowania skupiają się na klasycznej dermatologii, dermatologii estetycznej, laseroterapii, dermatoonkologii oraz chirurgii dermatologicznej.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.