Na co najczęściej narzekamy podczas zakupów? Na obsługę. A raczej jej brak. Stanie przy pustej kasie, aż ktoś w końcu raczy nas zauważyć, to bardzo częste zjawisko. Niestety, gigantyczne kolejki do jednego czynnego stoiska również działają bardzo zniechęcająco.
Drugi problem to bałagan. Niestety nie każdy klient odwiesza rzeczy po przymierzeniu, więc często zalegają one w przymierzalniach lub leżą w nieładzie na ziemi. Obsługa sklepu nie zawsze ma czas, by na bieżąco układać porozrzucane ubrania, najgorzej jest zazwyczaj w trakcie wyprzedaży. Wówczas ciężko odnaleźć cokolwiek wśród sterty leżących wszędzie rzeczy.
Kontrola torebek przy wejściu do przymierzalni to coraz częstsza praktyka w popularnych sieciówkach. Zaczęło się od Zary i pozostałych marek hiszpańskiego koncernu, w tej chwili prośbę o przyłożenie torebki do czytnika usłyszymy także w sklepach LPP (Reserved, Mohito) czy F&F. Taka praktyka sprawia, że już na samym początku czujemy się jak potencjalne złodziejki. Procedura ta powtarza się po skończeniu mierzenia przez nas ubrań, pomimo tego, że wcześniej dostałyśmy plakietkę z ilością rzeczy, które ze sobą zabrałyśmy.
Lustra oraz oświetlenie w przymierzalni to temat rzeka. Przyciemnione światło jest bardzo nastrojowe, ale nie pomaga w ocenie tego, czy w danej sukience dobrze wyglądamy. Lustra bardzo często zniekształcają także rzeczywisty obraz naszej sylwetki. Nie chcemy czuć się jak w lunaparkowym gabinecie luster, tylko zobaczyć, czy dobrze wyglądamy w wybranym ubraniu.
W bardzo wielu salonach to zapach odstrasza nas najbardziej. Bardzo intensywny, przypominający męskie perfumy aromat unosi się na przykład we wszystkich salonach marki Stradivarius. Jest tak mocny, że wiele z nas często woli zrezygnować z zakupów w sklepie, niż wyjść z niego z okropnym bólem głowy.
Materiały partnerów
zobacz wybrane produkty
Bardzo głośna muzyka, która atakuje zaraz po przekroczeniu progu sklepu, to zupełnie niezrozumiała dla nas praktyka. W salonach marki New Yorker głośność jest zazwyczaj podkręcona na cały regulator, co sprawia, że jakakolwiek konwersacja jest prawie niemożliwa. Dudnienie towarzyszy nam na każdym kroku, często uniemożliwiając dalsze zakupy.
W wielu salonach nie tylko muzyka podkręcona jest na cały regulator. Także temperatura ustawiana jest na najwyższy poziom. Zaraz po wejściu zaczynamy zdejmować z siebie kolejne warstwy, nosząc po chwili w rękach naręcze ubrań, w których przyszłyśmy do sklepu. Prawdziwy horror zaczyna się w przymierzalniach, w których do już dostatecznie wysokiej temperatury dochodzą niemiłosiernie grzejące lampy.
Wiele sklepów wprowadziło nieformalny zakaz fotografowania wnętrza salonu oraz znajdujących się w nim produktów. Przy wejściu nie widnieje wprawdzie tabliczka z przekreślonym aparatem, ani stosowna adnotacja zabraniająca takiej czynności, ale gdy tylko wyciągniemy telefon, by uwiecznić rzecz, która nam się spodobała, natychmiast pojawia się sprzedawca lub ochroniarz, który z surową miną informuje nas o takim zakazie.
Nie bardzo rozumiemy, dlaczego nie możemy dzielić się zdjęciami swoich zakupów (lub wątpliwościami z nimi związanymi) z innymi. W końcu nie fotografujemy tajemnych obiektów, a produkty będące na widoku.
Chęcią pomocy atakują nas zaraz przy wejściu. Później chodzą z nami niczym cień, pytając co chwila, czy czegoś nie potrzebujemy. Starają się być pomocni, ale skutek najczęściej jest odwrotny. Nadgorliwy sprzedawca sprawia, że szybko ewakuujemy się z takiego sklepu, wciąż czując na sobie jego oddech .
Pomoc jest mile widziana, ale poprosimy o nią same, gdy tylko będziemy czegoś potrzebowały.