Chyba każda z nas zna czerwoną podeszwę butów. Widząc taką od razu wiemy, że to Louboutin. Jedne z najbardziej pożądanych butów zyskały ogromną popularność między innymi dzięki tak wyraźnemu elementowi. Są znakiem rozpoznawczym nawet dla osób rozpoczynających przygodę z modą.
Tymczasem nastał niepokojący, moim zdaniem, trend. Początkowo "tańsze" popularne sieciówki wprowadziły obuwie z podeszwą w innych odcieniach, zbliżonych do czerwieni. Widziałam fiolet, purpurę czy fuksję. Następnym krokiem był oczywiście charakterystyczny kolor czerwony.
Wczoraj, przeglądając letnie kolekcje butów, spotkałam ogrom takich "podróbek". Nie były to już popularne sieciówki obuwnicze czy odzieżowe, w których takie buty można dostać już za 100zł. Znalazłam takie buty w Wojasie czy Kazarze.
Do tej pory uważałam, że marki tej klasy nie potrzebują tanich chwytów na przyciągnięcie klientów. Wydawało mi się, że zyskują zaufanie jakością, gwarancją wykonania i oryginalnością - własnymi projektami. Rozumiem, że czerwona podeszwa bez wątpienia nie jest zastrzeżonym znakiem firmowym. Do tej pory jednak, można ją było znaleźć wyłącznie na oryginalnych Louboutinach oraz ich podróbkach. Teraz ma takie każda marka.
Czy Kazar, który dostarczył obuwie na tegoroczny Fashion Week w Łodzi naprawdę nie ma lepszych pomysłów? A może tylko ja uważam, że są to podróbki? Może jest to tani chwyt, ponieważ z jakością w rzeczywistości bywa różnie? Dodam tylko, że do przejrzenia letnich kolekcji poniekąd zmusił mnie fakt, że reklamowałam półroczne obuwie w jednym w wymienionych wcześniej sklepów. W drugim identyczną sytuację miałam, pod koniec zeszłego roku.
Zgadzacie się z Principessą?