Miłość nie istnieje, trzeba robić melanż

Dokładnie tak brzmi życiowe credo jednej z nastolatek, które prostytuują się w galeriach handlowych. O świecie galerianek opowiada nagrodzony na festiwalu w Gdyni jako najlepszy debiut film Katarzyny Rosłaniec. Od dziś zobaczymy go w kinach

Główna bohaterka "Galerianek" to 14-letnia Alicja. Dziewczyna zmieniła szkołę w trakcie roku szkolnego i trafiła w nowe środowisko. Jest ładną, dobrze się uczącą gimnazjalistką. Ale w staromodnych ciuchach, z przedpotopowym modelem telefonu czuje się w nowej klasie jak dziwadło. Tu prym wiodą dziewczyny wystrojone, pyskate i przebojowe. Pozbawiona rodzinnego zaplecza (matka zajęta sobą, ojciec nie posiada żadnego autorytetu), zbliża się do koleżanek i chce się z nimi zaprzyjaźnić.

Zaciekawieni tematem po obejrzeniu filmu mogą poczuć się zawiedzeni. Nie jest to dokument o społecznym problemie dziewczyn prostytuujących się w galeriach handlowych. To produkcja o tym, że dojrzewanie może okazać się najbardziej mrocznym okresem w życiu człowieka. Film jest ostry dosłownie i w przenośni. Muzykę do niego skomponował jeden z najlepszych polskich raperów O.S.T.R., czyli Adam Ostrowski. Jego teksty często puentują filmowe sekwencje.

To, z czym można się nie zgodzić, to zbyt jednostronny ogląd świata. Wśród patologicznych rodzin, niewydolnej wychowawczo szkoły i szalejącego wszędzie zepsucia oraz konsumpcjonizmu nie znalazła się ani jedna osoba, która mogłaby reprezentować choć namiastkę dobra. Jakikolwiek inny punkt odniesienia. Ale to, co debiutowi Katarzyny Rosłaniec udało się na pewno, to zwrócenie uwagi na problem - nie handlowych galerii, bo tam galerianek jest najmniej. Jak przyznaje sama reżyserka, bohaterki swojego filmu spotykała na warszawskich osiedlach i w małych miejscowościach. Bo nie chodzi tu o miejsce, ale o system wartości. Albo raczej o jego brak.

Z Katarzyną Rosłaniec rozmawia Katarzyna Zacharska

Jak trafiłaś na temat galerianek?

- Widziałam w telewizji reportaż pt "Szlaufy". Była w nim 13-letnia dziewczynka, która opowiadała, że nie ma telefonu komórkowego, a koleżanka doradzała jej, że w takim razie powinna znaleźc sponsora. Nie mogłam uwierzyć. Ta łatwość, z jaką dziewczyny podsuwały taki pomysł, i z jaką nieco nieśmiała i zdominowana bohaterka się na to zgadzała. Pierwszy raz od dawna coś mnie tak poruszyło. Pomyślałam, że to dobry temat na film. Na początku powstała 30-minutowa etiuda - takie demo dla producenta, któremu mogłabym powiedzieć: "to będzie takie, tyko lepsze, kiedy będą na to środki i warunki".

To film, który powstał w ramach zajęć w szkole Wajdy.

- Tak, wersja demo powstała dzięki szkole i jej środkom. Cieszę się, że nie zostałam z samym scenariuszem w ręku. Kilka osób po przeczytaniu mówiło, że to takie smutne, wulgarne, polskie. A jednak w tym filmie jest coś energetycznego, co zwraca uwagę. Etiuda została pokazana w Gdyni. Kiedy tam dostała nagrodę, już miałam gotowy scenariusz filmu. Kilka dni później odezwał się do mnie ktoś z wytwórni. Byłam w szoku, że tak szybko poszło.

Jak dalej zgłębiałaś temat?

- Poszłam do galerii. I wydawało mi się, że są tam same galerianki! Ale potem sobie pomyślałam, że nie do końca tak jest. Dziewczyny umawiają się też w galerii na randki. To, że są modnie ubrane i przechadzając się tam i z powrotem spędzają w tym miejscu kilka godzin, o niczym jeszcze nie świadczy. W galerii nie mogłam się z tymi dziewczynami dogadać. Dlatego poszłam na kilka podwórek na Pradze i na Żoliborzu, i tam z nimi rozmawiałam.

Mówiłaś im, że robisz film?

- Różnie. Raz mówiłam że piszę scenariusz, raz, że artykuł. Patrzyły na mnie, jakby chciały zapytać: "czego od nas chce ta stara baba?". Ale w większości rozmawiały.

Tam znalazłaś swoje galerianki?

- Właściwie nie wiem. Dziewczyny twierdziły, że nie mówią o sobie, ale o koleżankach, które miały sponsorów. Ale bardzo dobrze znały temat i opowiadały konkretne historie.

Filmowa Milena mówi językiem z "Wojny polsko-ruskiej" Doroty Masłowskiej. Czy to prawdziwa postać?

- Gdy przeczytałam książkę Masłowskiej, wydawało mi się, że to wymyślony język. Ale po rozmowach z dziewczynami i po przeczytaniu kilku blogów i forów w internecie okazało się, że one naprawdę tak mówią. Miałam rozmówczynię, która cały czas mówiła zdaniami o przestawionym szyku, sypała dziwnymi powiedzonkami. Spisałam sobie od niej kilka rzeczy i użyłam do tworzenia postaci Mileny.

Milena to liderka prostytuujących się nastolatek. Jak myślisz, jej postać to ekstremum, czy powszechne zjawisko?

- Szeroki jest inny problem: dziewczyna ma chłopaka jednego, drugiego, trzeciego. Fajnie, jak ma kilku, bo jest bardziej wartościowa niż ta, która ma jednego i jeszcze biednego. Bogaty chłopak jest super. A ta, która zaliczy trzech facetów jest lepsza od tej, która miała dwóch.

Czyli galerianki są nie tylko w galeriach

- Oczywiście - jest mnóstwo dziewczyn, które po po galeriach nie chodzą, ale myślą i postępują jak galerianki. Anka, która gra w filmie, mówiła, że zna takie dziewczyny ze swojej miejscowości. Jej koleżanka ma chłopaka, chce z nim zerwać, ale dopiero po urodzinach, bo jej kupi prezent. To jest to samo. Ja mieszkam w Malborku i tam też miałam koleżanki, które się spotykały z facetami, bo zapraszali je do knajpy. Zmieniały ich potem na tych z większymi portfelami.

Aktorki, które zagrały galerianki, to debiutantki. Jak znalazłaś główną bohaterkę?

- Wszystkie dziewczyny są z castingu, ale właśnie odtwórczyni roli Alicji szukałam najdłużej. Miała wyglądać jak eteryczny elfik. W ciągu trzech dni zjeździłam wszystkie szkoły baletowe w Polsce. Na Pomorzu szukała moja mama. A Alicja była pod nosem - kilka razy przychodziła na casting. Tylko cały czas coś mi w niej nie pasowało. Może za bardzo się starała. Dopiero jak w przerwie sobie porozmawiałyśmy, pomyślałam, że to ona.

Muszę przyznać, że ja mam problem z postacią głównej bohaterki. Ona jest dla mnie inna. Odstaje od reszty dziewczyn, wygląda na inteligentną dziewczynę z zupełnie innej bajki. Nie rozumiem, dlaczego dała się w to wciągnąć.

- Odniosłam to do siebie. W mojej szkole też były takie dziewczyny - przebojowe, w fajnych ciuchach, miały facetów i były znane w każdej dyskotece w Malborku. Zazdrościłam im ich dorosłego życia. Ale przez to, że miałam takich rodziców jakich miałam, nie stałam się jak one. A Alicja - praktycznie nie mając rodziców - wchodzi w to. To, że dziecku bez wsparcia w domu imponuje taka grupa, a zwłaszcza jej najbardziej zaradna i wyszczekana liderka - jest niestety bardzo prawdziwe.

Masz temat dla reportera Metra? Pisz: metro@agora.pl Masz zwierzaka? - twoje szanse na wynajem mieszkania są nikłe

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.