I nie zaufam ci aż do śmierci

Oto listy, jakie przyszły do Ewy, która z powodu różnych doświadczeń, dziś spotyka się z mężczyznami tylko do chwili, kiedy trzeba zacząć im ufać

Poprosiłam, aby ze mną rozmawiał, jeśli będę przeginać

Witam Ewo. Piszę, bo wiem co czujesz. Mam 31 lat, samotnie wychowuję 4,5-letniego syna. Kiedy się dowiedziałam, że mąż mnie zdradza, byłam w siódmym miesiącu ciąży. Myślałam, że tego nie przeżyję, ale po rozmowie, choć z wielką obawą, zaufałam. Po roku okazało się, że szanowny pan jednak nie zakończył romansu. Odeszłam. Pani psycholog, nie umiejąc mi już inaczej tego wytłumaczyć, kazała zapomnieć i starać się być i żyć dla innych. Obecnie spotykam się już z trzecim partnerem. Wiem, jak trudno jest zaufać, na samym początku tego związku poinformowałam partnera o moich przejściach i poprosiłam, aby ze mną koniecznie rozmawiał, jeśli będę przeginać. Na razie działa, związek trwa rok. Życzę pomyślności.

 

Anna Karpińska

Ciężko pracowałem, aby zaufać

Ewo, problem z zaufaniem zwykle siedzi w nas samych. Oceniamy innych swoją skalą i podejrzewamy ich o "grzechy", których sami byśmy nie popełnili. Jestem młodym człowiekiem, bez Twojego doświadczenia. Ale pracowałem nad sobą i nad zaufaniem, z którym miałem największy problem. Dziś mogę powiedzieć z czystym sercem: "ufam i mi można zaufać". Nie zawsze tak było.

 

Kamil 21 lat, student socjologii

Maja: Co jest takiego we mnie, że spotkało mnie to dwa razy?

Aśkę znam z liceum. Przez cztery lata siedziałyśmy w jednej ławce i - jak to panienki mają w zwyczaju - zwierzałyśmy się sobie ze wszystkiego. Poszłyśmy razem na studia. Wtedy poznałam Maćka i po kilku miesiącach zostaliśmy parą. Przez dwa lata było idealnie, potem zaczęło się psuć. Biegałam do Aśki i ze szczegółami opowiadałam o kłopotach i nieporozumieniach z Maćkiem. Ona przytakiwała i pocieszała. Któregoś dnia... zastałam u niej Maćka. Niby tylko siedzieli i rozmawiali. Ale przecież wcześniej nie się nie przyjaźnili, jeśli się spotykaliśmy, to wszyscy razem. Zażądałam wyjaśnień. Oburzyli się moimi podejrzeniami i twierdzili, że spotkali się w dobrej wierze, a Aśka radzi mu, jak ratować nasz związek. Uwierzyłam. I jeszcze ich przepraszałam... Jak się okazało - niepotrzebnie. Bo kilka dni później zobaczyłam, jak się całują.

 

Wyłam w domu trzy dni. Kiedy wróciłam na zajęcia, oni byli oficjalną "parą". Czułam się jak ostatnia kretynka, oszukało mnie dwoje ludzi, którym tak bardzo ufałam. Długo nie mogłam się pozbierać. Wzięłam rok dziekanki, chodziłam do psychologa. Doszłam do siebie, głównie z pomocą innych przyjaciół.

 

Myślałam, że najgorsze już za mną. Bo przecież taka telenowela mnie może zdarzyć się dwa razy tej samej osobie... Okazało się, że może. I znów za sprawą "najlepszej przyjaciółki".

 

Darek pojawił się gdy w grupie znajomych, z którymi jeździliśmy na Mazury. Coś między nami zaiskrzyło. Magda - moja serdeczna przyjaciółka też kibicowała temu związkowi. Dlatego, gdy powiedziała, że poznała fantastycznego faceta, że zakochała się na śmierć, że spotykają się już kilka miesięcy i jedyny problem w tym, że on ma dziewczynę, nie wpadłam na to, że tym jej ukochanym jest mój Darek i że to z nim od pół roku sypia (notabene - również w moim łóżku np. gdy ja robiłam sylwestrowe zakupy). Oznajmiła mi w moje urodziny, bo "nie mogła już dłużej wytrzymać". On, gdy się dowiedział, że wiem, powiedział tylko, że był ciekawy, kiedy mi powie i coś że przeprasza, bo faktycznie głupio wyszło.

 

Dziś już nie wiem, w czym jest problem. Czy trafiłam na wybrakowane egzemplarze facetów, czy źle dobieram sobie przyjaciół? Bo, o dziwo, mniej mnie bolały ich zdrady, bardziej fakt, że kobiety którym bezgranicznie ufałam mnie zawiodły. Powoli tracę też zaufanie i wiarę w samą siebie. W to, że jestem warta tego, żeby mnie nie zdradzić.

 

Maja z Warszawy, 29 lat

O utraconym zaufaniu do redaktorek "Metra"

Piszecie dużo o dyskryminacji kobiet, uważam, że to nieprawda, bo coraz większa liczba redaktorek próbuje dyskryminować mężczyzn. Od dłuższego czasu czytam szereg artykułów w "Metrze", jak to się czują kobiety z tyłu za facetami, ale dzisiaj (23 czerwca) mam najlepszy dowód na to, że jest inaczej. Pierwsza strona: Nowa Reni oraz "Nie umiem wybaczyć zdrady w związku..." (na zdjęciu pokrzywdzona kobieta), dalej - O co walczy Polka XX-lecia, dalej o zdradzie w filmie oczywiście, czyli smutna Julie z Niebieskiego, niżej tytuł o podtatusiałym panu martwiącym się przeszłością żony (myślę, że po latach klapki opadają i człowiek widzi więcej niż kiedyś, więc się zastanawia). Strona czwarta: list minister Kudryckiej do czytelników, szósta - ponownie Polki XX-lecia, strona 7 - reklama dla kobiet, cała strona! Strona 8 - ponownie Reni w starym kinie... No, i strona 10! Jak mieszkają studenci? Rozbawione panie (sztuk dwie), a pan oczywiście przy garach, nie za bardzo wesoły.

 

O co mi chodzi w tym liście, zapyta ktoś z redakcji? Odpowiadam: chodzi o Dzień Ojca, o którym panie redaktorki "Metra" chyba zapomniały. Żeby nawet nie wspomnieć o Dniu Ojca... smutne.

 

Tomasz Marchel

 

Od redaktorek i redaktorów "Metra": wszystkim ojcom składamy najlepsze życzenia.

Najpierw trzeba zacząć ufać państwu

Jak można mieć zaufanie do państwa, skoro taka instytucja, jak warszawski Zarządu Transportu Miejskiego, wyciąga pieniądze od niewinnych ludzi, którzy zapłacili za bilet, a niewyraźnie podpisali się na Warszawskiej Karcie Miejskiej. ZTM stosuje zasadę zbiorowej odpowiedzialności i wszystkich pasażerów traktuje jak oszustów. Nawet jeśli przedstawi się dowody na opłacenie WKM, to ZTM odrzuca odwołania.

 

Jak więc wymagać zaufania od ludzi, skoro instytucje reprezentujące to państwo tak traktują obywateli?

 

Jarek oszukany przez ZTM

Copyright © Agora SA