Margaret: Wydaje mi się, że piosenka, którą zgłosiłam, jest po prostu dobrym elektronicznym numerem. I to jest dla mnie najważniejsze, a występ na Eurowizji byłby dobrą promocją.
Kiedy nad nią pracowałam, w ogóle nie myślałam o Eurowizji, ale potem uznaliśmy, że to najlepsza propozycja na ten konkurs, bo piosenka bardzo wpada w ucho.
To bardzo podbudowujące. Mam też komentarze z zagranicy, że piosenka się podoba.
Staram się nie podchodzić do tego w kategoriach konkurencji. Bardzo podziwiam panią Edytę, a to, że będziemy się razem starać o wyjazd do Sztokholmu, jest dla mnie nobilitujące.
Fascynuję się modą, a przy tym sprawia mi to ogromną przyjemność. Cieszę się, że mam swobodę przy wybieraniu butów, które znajdują się w mojej kolekcji.
Oczywiście. Ciemnodżinsowe, sznurowane szpilki opalizujące lekko na różowo. W wyboru są jeszcze modele różowe i szare. Lubię też płaskie oksfordki - złote, srebrne albo białe.
Widziałam te buty na ulicy. To było najprzyjemniejsze, widząc ludzi w "moich butach".
Na razie zostaję przy eksperymentowaniu na sobie. W modzie nie czuję się jeszcze tak pewnie jak w muzyce, więc jest zdecydowanie za wcześnie na własną kolekcję.
Mam takie życiowe motto, że jak czegoś nie mogę mieć, to staram się na tym nie skupiać. Dlatego nie mam takich rzeczy, o których marzę i śnię.
Tak, eurowizyjna "Cool me down" jest zapowiedzią nowej płyty. Będzie bardziej elektroniczna, nieco mniej cukierkowa niż poprzednie. Ruszam też w trasę koncertową.