Kapturoszal już nie do podrobienia, bo projektantka zastrzegła swój pomysł. A marka Mnishkha robi karierę

- Uwielbiam przeglądać strony internetowe pokazujące oryginalny projekt i jego kopię. To jak zabawa w ?znajdź trzy różnice?. Nie chciałabym tylko nigdy znaleźć tam swojej Mnishkhi - mówi projektantka Anna Migacz-Lesińska, która zastrzegła swój projekt na całą Unię Europejską

Mnishkha rzeczywiście jest wyjątkowa - to połączenie kaptura z kominem i bluzą, które można nosić na kilka sposobów: jako komin, komin z kapturem, kamizelkę, poncho, bluzę i narzutkę. W zależności od materiału kosztuje od 85 zł (w czasie wyprzedaży) do 250 zł. Do każdej sztuki dołączona jest instrukcja, jak odpowiednio nosić kaputroszal, a na YouTube można też zobaczyć filmik instruktażowy, który pokazuje krok po kroku każdy z wariantów.

Zobacz wideo

Pomysł na ubranie powstał w 2010 roku, kiedy Anna pracowała jeszcze w krakowskiej agencji reklamowej. - Samodzielnie zaprojektowałam moją sukienkę ślubną i przy okazji poprosiłam o uszycie pierwszej Mnishkhi dla mnie. To miała być jednorazowa sprawa - wspomina Anna. Kiedy jednak uszyła sobie pierwszy egzemplarz, okazało się, że bardzo spodobał się koleżankom. Powstawały więc kolejne.

Decyzję o założeniu własnej marki i produkcji na większą skalę podjęła rok później. Minishkhi powstają właściwie w każdym kolorze, ale najchętniej kupowane są granatowe, czarne, czerwone i szare. Przebojem ostatniego sezonu był model z szarej dresówki. Głównym materiałem jest dzianina, choć pojawiają się też wersje eleganckie z jedwabiu albo z mieszanki bawełny i kaszmiru.

Mimo luźnego charakteru ubrania, zdarzają się klientki, które elegancką wersję noszą do teatru zamiast szala, a jedna nawet wybrała srebrny, jedwabny model jak narzutkę do sukni ślubnej. - Najważniejsze jest to, aby materiał był miły w dotyku. W hurtowniach śmieją się ze mnie, że się tulę do belek materiału - opowiada projektantka.

Rosnąca popularność marki Mnishkha sprawiła, że Anna coraz częściej dostawała rady by zastrzec wzór swojego projektu, szybko też zaczęły się pojawiać pierwsze kopie. Dlatego zdecydowała się w końcu na zastrzeżenie swojego projektu na terenie Unii Europejskiej. - Chciałam mieć prawo powiedzieć, że to jest fajne i moje. Przeszłam proces weryfikacyjny i rzeczywiście okazało się, że nikt jeszcze nic takiego nie wymyślił - wspomina.

Dzięki zastrzeżeniu projektu może poprosić o usunięcie kopii ze sklepów w całej Unii; na razie jednak kłopoty były tylko w Polsce. Jedna sprawa o kopiowanie została już zakończona, jedna jest w toku, a do kilku firm trafiły ostrzeżenia z prośbą o wycofanie kopii z asortymentu.

W ciągu czterech lat istnienia Mnishkha rozrosła się. Poza kapturoszalami pod nazwą tej marki sprzedawane są też inne ubrania. Rocznie powstają cztery kolekcje, która pozwalają się ubrać od stóp do głów. Wszystkie projekty są proste i w większości wielofunkcyjne. Ostatnią nowością są sukienki, które można nosić także tyłem naprzód (398 zł) i dwustronne płaszcze (520 zł). Wszystko szyte jest w Polsce z włoskich i hiszpańskich materiałów.

Pomysł na wielofunkcyjne ubrania spodobał się także za granicą. Anna swoje projekty regularnie pokazuje na targach mody w Berlinie i Dusseldorfie, a w zeszłym roku miała pokaz podczas Berlińskiego Tygodnia Mody. Mnishkha sprzedawana jest w sklepach internetowych i stacjonarnych w Holandii, Niemczech, Anglii, Australii, USA i Skandynawii. Obecnie trwają rozmowy o sprzedaży we Włoszech i Francji.

W Polsce ubrania Mnishkhi można kupić w internecie, a także w niewielkich butikach z rzeczami projektantów oraz w sklepach Royal Collection.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.