Do muzyki podchodzimy bez teorii

Ledwie wydała debiutancką płytę ?Spadochron?, a już porównywana jest do Katarzyny Nosowskiej i Tori Amos. 31 maja Mela Koteluk wystąpi w sopockim klubie Atelier

Z Melą Koteluk rozmawia Michał Karpa

Można powiedzieć, że "Spadochron" zapewnił ci miękkie lądowanie na rynku.

- Najbardziej się cieszę, że po wielu miesiącach pracy płyta w końcu pojawiła się w sklepach. Mam wrażenie, że nasza publiczność szuka podobnych wartości jak my. Reakcje są budujące.

Poza kilkoma informacjami, trudno znaleźć coś o twoich początkach. Skąd przybywa Mela?

- Moim rodzinnym miastem jest Sulechów, tam mieszkają moi bliscy. Jako szesnastolatka opuściłam dom, zmieniłam szkołę i zaczęłam swoje poszukiwania w muzyce. Dzięki sprzyjającym okolicznościom i życzliwym ludziom jestem tu, gdzie jestem. We właściwym miejscu.

Masz na koncie występy z Gabą Kulką - śpiewałaś u niej w chórkach. Teraz, jako wokalistka z własnym albumem, sama mogłabyś zaprosić kogoś do współpracy. Z kim chciałabyś zaśpiewać?

- Nie zastanawiałam się nad tym, mam kompletny zespół: Tomka Krawczyka na gitarach, Miłosza Wośko na instrumentach klawiszowych, Roberta Rasza na perkusji, Kornela Jasińskiego na gitarze basowej i fantastyczne wsparcie wokalne Oli Chludek. Być może za chwilę zrodzi się pomysł na jakiś duet? Czas pokaże!

Na okładce album zachwalają cię Novika, Piotr Metz i Katarzyna Nosowska. Jak reagujesz na porównania do tej ostatniej?

- To bywa onieśmielające. Bez Nosowskiej trudno wyobrazić sobie historię polskiego popu i rocka. Ale potrzebę umiejscowienia mnie w muzyce przyjmuję z przymrużeniem oka. Namawiam do posłuchania płyty w całości.

W recenzjach albumu pojawiają się też nawiązania do Tori Amos. Kogo ty sama widzisz jako muzyczny wzór do naśladowania?

- Nie potrafiłabym wskazać jednej osoby. Umownie powiedziałabym, że jesteśmy blisko dream popu. Mamy słabość do kojarzonych z tym nurtem artystów, takich jak Cocteau Twins czy Dead Can Dance. Ale kiedy nagrywaliśmy płytę, zależało nam na osobistej wypowiedzi.

Dreampopowa etykieta może być jednak zdradliwa. Nastrojowa kompozycja "Dlaczego drzewa nic nie mówią" sąsiaduje z dynamicznym tytułowym "Spadochronem"...

- Do muzyki podchodzimy intuicyjnie, nie narzucamy sobie założeń, nie teoretyzujemy. Dream pop to jedynie sygnał dla potencjalnych słuchaczy, czego mogą się spodziewać po "Spadochronie": przestrzennych płaszczyzn, słodko-gorzkich linii melodycznych, introspektywnych tekstów...

Teksty po polsku dla niektórych artystów są przekleństwem, ty nasz język obracasz w atut. Łatwo przyszły ci te gry i metafory, które słyszymy na "Spadochronie"?

- Lubię pisać i śpiewać po polsku. Mam wrażenie, że obcy język daje komfort ukrycia się za artystyczną kotarą, ten rodzimy wiele odsłania.

W sieci można znaleźć filmiki, w których śpiewasz teksty z Wikipedii. Dosyć niekonwencjonalny projekt.

- Była to fantastyczna inicjatywa FameLabu, popularyzująca naukę w formie zabawy. Improwizowanie przypadkowych haseł było niezłym wyzwaniem - na przygotowanie mieliśmy zaledwie kilkanaście sekund!

Niedawno zagrałaś koncert w radiowej "Trójce". Prawie dekadę temu wystąpiłaś tu jako laureatka konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej". Wracasz do polskich piosenek?

- O tak! To kopalnia złota: Kabaret Starszych Panów, Kofta, Osiecka, Młynarski, Wołek, Grechuta... Warto tę muzykę "ocalić od zapomnienia".

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro@agora.pl

Copyright © Agora SA